– Ta płyta jest opowieścią o życiu faceta po przejściach, ale już mniej skonfliktowanego ze światem – mówi Skubas o płycie "Duch". I dodaje: "Jest rozliczeniem się, ale takim pokojowym, bez gniewu, bez agresji".
Wraca po 6 latach i ogłasza, że znalazł spokój w duszy. Skubas, czyli Radosław Skubaja, przedarł się kilka lat temu do świadomości muzycznej Polaków za pomocą świetnie przyjętych płyt "Wilczełyko" i "Brzask".
W ciągu kilka lat nieobecności odtajał z popularności, został ojcem i zajrzał w siebie. Ale, jak mówi, daleko mu do mnicha. Rozmawiamy o nowej płycie "Duch", o ojcostwie na odległość i czy jest sens jeszcze robić muzykę, gdy świat zatapia się w panice.
Zacznijmy od "Ojca i syna". To bardzo poruszająca piosenka.
Mój syn jest z rozbitego związku i rodzicielstwo na odległość rodzi sporo trudności. "Choć pod górę wiedzie szlak", "potwory", "łzy", wszystko w tej piosence jest prawdziwe.
Boisz się być tatą?
Wydaje mi się, że umiejętność kochania drugiego człowieka jest najtrudniejsza. Chciałbym nauczyć się kochać, wybaczać sobie i innym, bo wtedy będę lepszym ojcem.
Wiele rzeczy przegapiłem i muszę to zostawić. Nie wyszło tak, jakbym sobie zaplanował i boję się, że nie dam synowi wystarczająco uwagi, ale staram się. Chcę być na każde zawołanie, nie odmawiać.
Bycie ojcem to przywilej i zaszczyt. To nauka o nas samych. Z tej perspektywy nie boję się być ojcem, chcę nim być.
Narodziny dziecka to zawsze jest mała rewolucja w życiu. A ty ogłaszasz, że odnalazłeś spokój.
To nie dzieje się z dnia na dzień. Tak dzieje się tylko w amerykańskich komediach romantycznych. Przy dzieciach zwykle jest więcej zamętu niż ciszy.
I wpadłeś na pomysł pisania corocznej piosenki na urodziny dla swojego syna. To dla ciebie upust emocji, zachwyt nad jego rozwojem czy rodzaj pamiątki?
Jedno i drugie. Na pierwsze urodziny pisałem o misiu, w kolejnych latach kołysanki. To próba posiadania kontaktu muzycznego z synem. Myślę, że to miłe, dostać własnoręcznie zrobiony przez kogoś prezent. Choć w tym wypadku to chyba bardziej prezent dla mnie.
Piosenkę z 5. urodzin bardzo często słuchamy w samochodzie. Czasem sam ją sobie puszczam, bo bardzo mi się podoba.
Doceniam w moim synu to, że potrafi wysłuchać 8-9 minutowych utworów. Teraz każdy chciałby, aby piosenka składała się najwyżej z jednej zwrotki i refrenu. Borys tymczasem zapętla mój cover "Piosenki po nic" zespołu Armia i prosi o więcej. Tak samo "Balladę o tym, że nie giniemy".
Z tą "Balladą..." to wstrzeliłeś się w bieżącą sytuację.
Wiele na tej płycie jest piosenek aktualnych. Dla mnie personalnie nie tylko w związku z wirusem. Mam nadzieję, że ta muzyka pomoże jednostce, nie mówię, że masie, ale chociaż jednemu słuchaczowi. Bo to najprzyjemniejszy powód, aby robić muzykę.
Zniknąłeś na 6 lat. Poczułeś, że musisz zwolnić? W "Duchu" słychać, że przyglądasz się sobie. Potrzebowałeś przerwy?
Tę płytę rzeczywiście scala "Duch". To ciekawe, bo tytuł płyty powstał na końcu, a nie był kreowany jako concept album. Ta muzyka wynika z całościowej zmiany w moim życiu, dość kardynalnej. Jednak to wcale nie oznacza, że jestem święty, wyciszony i mieszkam w górach. Choć czasami chciałbym (śmiech).
Jeśli pytasz o zwolnienie związane z wydawnictwami, to jest to zupełnie coś innego. Może te dwie sfery się przenikają, nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania. Świat sobie doskonale beze mnie poradził, ja sam sobie doskonale bez siebie poradziłem, ale w środku przeciskała się powinność, żeby nagrać płytę.
I nagrałeś ją sam. Rzadki manewr. Ostatnio przydaje się nagrywać w kooperacji, ściągnąć znane twarze, żeby było dużo udostępnień w social mediach.
Ja tej płyty nie zrobiłem sam. Jeżeli chodzi o kooperacje, to akurat przy tym albumie nie miałem takiej potrzeby. Nie chciałem nic robić na siłę. Z niektórymi materiałami bardziej się mocowałem, ale czuję, że wstawienie tam gościnnego występu, byłoby siłowym zabiegiem.
Ja jednak lubię kooperację. Ostatnio odmawiałem współpracy, bo proponowano mi eteryczne, akustyczne kawałki w duecie z kobietą, bo pasuje do nich niski męski wokal. Dla mnie trochę takie zabieg trącą już myszką. Chciałbym nagrać coś z facetem.
Podoba mi się Ralph Kamiński. Poznałem jego twórczość, zanim stał się popularny. Podoba mi się jego sposób śpiewania. Wzbudza we mnie emocje, a to jest najważniejsze.
Ostatnio też zaprosiłem wokalistki do akcji #haitańskiedrzewa, można po tym hasztagu wyszukać wykonania tej piosenki Kayah w duecie z Mery Spolsky, Meli Koteluk, Natalii Przybysz, Moniki Borzym, Renaty Przemyk, Kasi Wilki, a także wielu innych kobiet.
To niezwykłe uczucie słuchać swojej piosenki w interpretacji innych, szczególnie zaś jeśli w grę wchodzi kobieca emocjonalność i wrażliwość. Wszystkie wykonania, bez wyjątku, były z serca. Ogromnie to szanuję!
Nie masz wrażenia, że wybrałeś słaby moment na zbudzenie się ze snu i powrót na scenę? Jest COVID, branża się wykrwawia.
Dobra muzyka, jeśli będzie miała przetrwać próbę czasu, to poczeka. Czekanie z wydaniem "Ducha" do przyszłego roku byłoby bez sensu. Płyta wychodzi, bo jest skończona. I kropka. Przydałoby się zagrać koncerty. I to mogłoby mnie boleć, gdyby się nie odbyły.
Źle znosisz izolację?
Ogólnie nie jestem zbyt towarzyskim gościem. Nie chodzę na imprezy, więc aż tak nie odczułem lockdownu. Chociaż na początku miałem słabsze momenty. Teraz jednak, jak w "Haitańskich drzewach" jestem gotowy, by zaprosić koniec świata do swoich drzwi.
Z jednej strony to rzeczywistość mierzona w liczbach, z innej wiele zależy od tego, co myślimy. Ja chciałbym uczyć się nadziei, nawet gdyby miało nie być koncertów, skończyła się moja kariera, przyszła do mnie choroba. Chciałbym mieć nadzieję, moje wcześniejsze płyty były dość pesymistyczne, bo mam taką naturę, ale już nie chcę.
Chcesz powiedzieć, że "Duch" to pozytywna płyta, która może być dla słuchaczy remedium na trudne czasy?
Dla jednych będzie to duch święty, dla kogoś natura. Mnie "Duch" jest potrzebny, żeby pamiętać, że wszystko to, czym "żyje" teraz Instagram i Facebook, czy nawet sama pandemia, mają znaczenie tylko teraz w naszych głowach, ale kiedyś ktoś będzie przerzucał kartki z historią i czytał o nas, jak my teraz o XVII-wiecznych Turkach.