"Wychowujecie stado koni?!". Przekonałam się, co znaczy sąsiedzka wojna o tupiące dzieci

Aneta Zabłocka
– Tak, ja też bym chciała, aby nie wstawały o 6 rano – powiedziałam mojej sąsiadce, która jojczyła, że moje dzieci tupią jej nad głową.
Dzieci sąsiada hałasują. Co można zrobić? Fot. Ketut Sobiyato/Unsplash
Gd wychodziłam z chłopakami na plac zabaw, zatrzymała mnie sąsiadka z dołu. Powiedziała, że jesteśmy nie do zniesienia, moje dzieci to stado koni, a ją od rana do nocy boli głowa.

Tak, chodziło o to, że jej zdaniem moje dzieci zachowują się za głośno. Uważa, że od 6 rano do 22 moi synowie nie robią nic innego, jak tylko biegają w podkutych metalem butach, by uprzykrzać jej życie.

Czytaj też: Jeśli nie chcesz się wkurzać, że twoje dziecko jest rozpieszczone, po prostu nie rób tych 5 rzeczy

W naszym mieszkaniu nie znajdziecie grających zabawek, instrumentów muzycznych dla dzieci, kauczukowych piłek, ani kapci z twardą podeszwą.


Chłopcy w wieku 2 i 4 lat biegają boso. W salonie mamy wielki dywan, w ich pokoju także. Jedyną przestrzenią noszącą głos, jest korytarz z terakotą.

Chłopcy ważą odpowiednio 15 i 20 kg. Niewiele jak na konie.

Czepialska sąsiadka

Ja z kolei uważam, że sąsiadka się czepia. Starszak spędza większość dnia w przedszkolu, a młodszy w ciągu dnia ucina sobie 3-godzinną drzemkę.

Ruda pani nigdy nie zwróciła mi uwagi, że głośno skaczę w czasie treningu. Nigdy nie narzekała na muzykę, którą mój mąż puszcza głośno w niedzielne poranki (może jest fanką Pink Floyd). Nie przeszkadza jej piszcząca winda, której "ding dong" słychać nawet przez zamknięte drzwi mieszkania.

Pani ewidentnie ma coś do dzieci.

Okazuje się jednak, że nie jestem sama. Gdy opowiadam tę historię znajomym, wszyscy wspominają, że mieli do czynienia z upierdliwym sąsiadem, którego dzieci darły się w niebogłosy lub takiego, któremu przeszkadzał nawet gwizdek czajnika.

Dzieci sąsiada są głośno

Superniania, Dorota Zawadzka, wrzuciła kilka dni temu na swój funpage post o sąsiedzie, który kupił pianino dla swojego dziecka. Pod jej wypowiedzią zaroiło się od komentarzy. Pojawiły się tam historie nadwrażliwych słuchowo sąsiadów, którzy grożą policją, sprawami cywilnymi o zakłócanie spokoju i wyzywają od najgorszych.

Justyna Wilkosz pod postem napisała: Mojemu sąsiadowi bardzo przeszkadza WF on-line (mam dwóch chłopców w wieku 8 lat), już mi groził policją.

No właśnie. Siedzimy w domach kolejne miesiące. Nasze dzieci nie tylko uczą się tu, także bawią i rozrabiają. W wymiarze zwielokrotnionym. Dzieci muszą się wybiegać. Tyle że pogoda i złowrogi świat za oknem nie zachęcają do wybierania się na spacery.
Ten stan będzie trwał dłużej, bo mimo tego, że szczepionka na koronawirusa jest już dostępna, to miną miesiące, zanim poziom wyszczepienia pozwoli nam swobodnie przemieszczać się po mieście. Za tym idzie także powrót do szkół i zajęć dodatkowych dzieci.

To nie ja hałasuję

Wydaje mi się, że to nie tyle przeszkadzanie sobie na co dzień, tylko irytacja sytuacją, w której się znaleźliśmy. Mamy dość odgłosów wydawanych przez własnych domowników. Czas przerzucić się na kogoś innego.

Ten marazm i brak zajęcia powodują, że szukamy inspiracji towarzyskiej w inny sposób. Z powodu nagromadzonych żalów i stresu związanego z pandemią, są to jednak relacje negatywne.

Anna Maolepsha napisała pod postem Superniani, że dzieci zamknięte w domu to dramat całego pionu.

I uważam to za najlepszy komentarz do rzeczywistości.