Afera o zadanie "pokoloruj Murzynka". "W innym kraju za takie coś nauczyciel by stracił pracę"
Rodzice uczą dzieci rasizmu
Rozmowa o tym, jak powinniśmy określać osoby czarnoskóre, prowadzona jest w naszym kraju od wielu lat. W ciągu ostatnich kilku miesięcy dyskusja ta przybrała na sile. W dużym stopniu dlatego że prof. Marek Łaziński na początku sierpnia opublikował artykuł na stronie Rady Języka Polskiego, w którym wyjaśnił, że słowo "m*rzyn" jest nacechowane negatywnie.Gdy napisałem kilka miesięcy temu tekst o tym, że wielu dorosłych nie chce się pogodzić z faktem, że "słowo na m" jest słowem rasistowskim, nie spodziewałem się, jak często będę obcował z tym tematem w przyszłości.
Czytaj też: Miłość, która dyskryminuje. Czy rasizm seksualny to prawdziwy problem dzisiejszych czasów?
Dwa tygodnie temu na popularnym fanpage’u Travelling Teachers pojawił się post, w którym można zobaczyć rysunek małego dziecka, który przedstawia "m*rzynka" ubranego w słomianą sukienkę z lokami czarnych włosów z plasteliny. Jak wyjaśniają założyciele bloga, jest to zadanie, które ich córka otrzymała kilka lat temu w przedszkolu. Przyznają, że ich pierwszą reakcją na pracę dziewczynki był śmiech, ale następnie przyszła konsternacja.
Postanowili więc zasięgnąć opinii rodziców w sieci i ich post pojawił się na jednej z grup facebookowych poświęconych kształceniu dzieci. Niestety reakcja większości komentujących potwierdziła, że Polacy nadal nie rozumieją, czym jest rasizm i w jaki sposób wpływa na życie innych ludzi.
— Myślę, że nikt nie zauważył w tym nic złego. Ani nauczyciele, ani rodzice, wszyscy traktowali to jako coś normalnego — mówi w rozmowie z DadHero Grzegorz, który razem z żoną Żanetą założyli Travellers Teachers. — Wychowaliśmy się na murzynku Bambo. Nawet uczyliśmy się go na pamięć. Pamiętam, że w Polsce słowo murzyn padało często nawet w telewizji. Pamiętam Bercika z tego serialu o Śląsku, jak wrzeszczał, że chce murzyna. Albo Kiepscy kiedyś pomalowali się na czarno i udawali ludożerców. Nawet ostatnio w jakimś idolopodobnym programie podobno ktoś się tam przerobił na Drake'a i Amerykanie dostrzegli w tym rasizm.Czy postrzeganie kogoś, kogo nigdy w życiu się nie widziało, przez pryzmat wiedzy i stereotypów o tej osobie można nazwać rasizmem?
Sam przyznaje, że nie był pewien, jak patrzeć na ten obrazek. Czy fakt, że postrzegał go jako coś rasistowskiego, nie był spowodowany jego skrzywionym postrzeganiem świata po tym, jak mieszkał 10 lat w Wielkiej Brytanii. Dlatego właśnie wstawił post, bo był ciekaw, jak ludzie z naszego kraju postrzegają takie rysunki.
Ponieważ razem z żoną spędzili wiele lat swojego życia poza granicami naszego kraju, mieli świadomość, jak tego typu zadanie byłoby postrzegane właśnie tam. Zresztą w następnych latach niejednokrotnie pokazywali pracę swojej córki międzynarodowym nauczycielom, którzy jednoznacznie określali tego typu zadanie jako "nieetyczne". Inni wskazywali na fakt, że taki rysunek po prostu nie niesie ze sobą żadnych wartości edukacyjnych.
Stereotypy krzywdzą nasze dzieci
Sukienka z trawy jest zresztą stereotypową zaszłością jeszcze z czasów kolonialnych. Gdy starano się pokazać mieszkańców Afryki jako zacofanych ludzi, którzy nie posiadają własnej kultury (ponieważ ta odstawała od tego, czym kultura była według białego człowieka). Tego typu postrzegania mieszkańców Afryki wielu Polaków nauczyło się dzięki czytaniu "W pustyni i w puszczy", w której Henryk Sienkiewicz sugerował, że przeciętny "m*rzyn" jest kanibalem i ma swój własny "m*rzyński" sposób myślenia.Oczywiście nie zmienia to faktu, że istnieją na świecie plemiona afrykańskie, które mogłyby wyglądać tak jak na przedszkolnym zadaniu. Jednak w takiej sytuacji warto byłoby określać rysunek mianem konkretnej nazwy plemienia. W innym wypadku sugerujemy, że każda osoba o tym konkretnym kolorze skóry wygląda właśnie w ten sposób.Nie widzę w tym nic złego. Tak samo, jak nie widzę nic złego w przedstawianiu Irlandczyków jako rudowłosych, Słowian jako blondynów w strojach regionalnych, Aborygenów skąpo ubranych czy Innuitów w grubych skórach i futrach.
Rodzice udają, że rasizm nie istnieje
Niestety najbardziej martwią komentarze pod postem Travelling Teachers. Komentarze, które sugerują, że chociaż nasze dzieci być może nie widzą problemu w szanowaniu innych ras i kultur, dla wielu dorosłych jest to niemalże zamach na ich wolność myśli.Wielu z nich podkreśla, że nie tylko określenie "m*rzynek" nie jest rasistowskie, ale również nie widzi problemu w nauczaniu dziecka stereotypów na temat całej rasy ludzi. Jest w tym coś fascynującego. Przekonanie, że skoro "słowo na m" było przez wiele lat uznawane za słowo poprawne, nie mogło się to z czasem zmienić.
Jest to o tyle dziwne, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach, dzięki technologii widzimy wyjątkową plastyczność języka. Co krok do słowników trafiają nowe słowa (jak, chociażby "guglować"). Nikt nie dziwi się, że słowa z czasem zmieniają swoje znaczenia, ponieważ kontekst ich wykorzystywania jest inny. Dlatego przeraża, że tak wielu dorosłych stara się walczyć z faktem zmieniania naszego języka na lepsze. Na język, który rozumie historyczny kontekst słów i ich negatywne konotacje. Jednak wielu dorosłych nadal woli pisać, że skoro za ich młodości to słowo było ok, to już nigdy nie może być postrzegane inaczej.Nie, nie jest to rasizm. Tak samo, jak piosenka "Mała Chinka, cziku cziku linka i coś tam, coś tam". Murzyn to człowiek rasy czarnej.
Don'tCallMeMurzyn
Świat, w którym dorastają nasze dzieci, różni się od tego, w którym dorastaliśmy my. Mamy wiedzę, która kilkadziesiąt,a czasami nawet kilka lat temu była dla nas niedostępna. Wykorzystywanie jej w walce z rasistowskimi przekonaniami, wydaje się więc czymś oczywistym. W końcu język nie jest rzeczą świętą. Jest żywą tkanką, która rozwija się razem z ludźmi.Smuci również fakt, że wielu dorosłych twierdzi, że nie ma niczego złego w uczeniu stereotypów. Wyjaśniają, że skoro dziecko nie jest w stanie zrozumieć czasami złożoności świata, lepiej uczyć go prostych kłamstw. Dodając, że skoro dziecko nie jest w stanie osobiście poznać czarnej osoby warto, aby poznało przestarzały sposób postrzegania innych ludzi.
Białoskóry Krzyś w Rzeszowie mieszka, „white power” na koszulce nosi nasz koleżka. Uczy się pilnie z narodowej czytanki, jak przysposabiać zbyt śmiałe koleżanki. Gdy do domu wraca, razem za swym tatą, trenuje nazywanie kobiet jędzą lub szmatą. Aż mama krzyczy: Krzysiu, przestań, błagam! A on odpowiada: przecież tacie pomagam! Mama dalej prosi: synu, nie rób tego! Ale on ucieka z domu tłuc każdego innego. Mama wciąż mu mówi o szacunku i otwartości, a on do niej, że woli katolickie wartości. Lecz tata jest dumny ze swojego syna, że syn rozumie, czym jest tradycyjna rodzina. Szkoda, tylko że Krzyś i tata, dumni i pokaźni, nie są tylko wytworem naszej wyobraźni.
Rasizm to brak empatii
Rasizm umie przyjmować bardzo różne formy. Może być głośnym wykrzykiwaniem obraźliwych słów pod adresem osób innych od nas. Jednak częściej jest on po prostu pokazem braku empatii. Twierdzeniem, że moje uczucia są ważniejsze od uczuć osób, o których mówimy.Rasizm rzadko kiedy przybiera formy napaści na tle rasowym. Częściej jest wyniesionym z domu przekonaniem, że moja opinia na ten temat jest warta więcej, niż uczucia osoby faktycznie dotkniętych tymi problemami. Naszą rolą jako rodziców jest nauczenie dzieci, że kolor skóry, religia ani płeć nie ma żadnego znaczenia. Żadna z tych rzeczy nie powinna być powodem do oceniania innych ludzi.
Ostatecznie to jakimi jesteśmy ludźmi, zależy od miliarda różnych cech, od naszego wychowania, od ludzi, których poznaliśmy, filmów, które obejrzeliśmy, szans, które otrzymaliśmy. Gdy pytamy, co jest odpowiedzialne za to, kim będą nasze dzieci, odpowiedź nie brzmi ich rasa, płeć czy orientacja seksualna, odpowiedź to: My – rodzice.
Może cię zainteresować także: Moja żona ma depresję. Pytamy ekspertkę, jak pomóc partnerce w walce z chorobą