Wyzywaliście mnie i gnoiliście w szkole. Teraz jestem dorosły i chcę wam coś powiedzieć

Kacper Peresada
Tomasz nie zawsze myślał, że jest inny. Był szczęśliwym dzieckiem, które chciało mieć przyjaciół, z którymi mógłby przeżyć swoją młodość, jak w jego ulubionych filmach. Jednak zamiast tego przez okres dorastania musiał mierzyć się z żartami, wulgaryzmami i atakami, które na zawsze zmieniły sposób, w jaki postrzega siebie i otaczający go świat. Oto jak lata szkolnego znęcania się zmieniły jego podejście do życia.
"Byłem gnębiony w szkole". Jak wygląda życie dorosłego człowieka, który radzi sobie z traumą fot. Joanna Malinowska / Freestocks.org
Dręczenie w szkole to niestety temat, który od lat przewija się w polskich mediach. Dzieci często nieświadomie wybierają sobie ofiary, z których godzinami śmieją się, które wytykają palcami z różnych powodów. Inności, stanu majątkowego, ubioru. W podstawówkach nawet co 6 dziecko musi mierzyć się z wyśmiewaniem przez innych uczniów. Według badań 17 proc. chłopców i 12 proc. dziewczynek musiało radzić sobie z dręczeniem w trakcie uczęszczania do szkoły. W sieci ta liczba jest kilkukrotnie większa.

– Jestem dorosłym człowiekiem, ale nadal czasami czuję złość na to, co musiałem przeżyć – mówi Tomasz. Przyznaje, że przez całą szkołę musiał radzić sobie z docinkami na temat swojego wyglądu. Największe nasilenie ataków ze strony rówieśników przypadło na czas, gdy miał około 12 lat. – Byłem grubawym lamusem, który lubił grać w gry komputerowe i był samotnikiem – Tomasz przyznaje, że musiał być łatwym celem dla innych dzieciaków. Był inny, a dzieci często nie rozumieją, że inność jest czymś wspaniałym i świadczy o czyjejś wyjątkowości. Dla wielu, również dorosłych, inność jest czymś, czego się boimy, ponieważ jej nie rozumiemy.

"Pośmiejmy się z tego dziwaka"

Pamięta, że były sytuacje, w których słyszał, jak chłopcy z jego klasy stwierdzali, że pójdą się z niego powyśmiewać. Uważali to za jedną z rozrywek szkolnych, z których warto korzystać, gdy jest ku temu okazja. Przyznaje, że nie umiał sobie radzić z tym, co go spotykało. Wstydził się przyznać rodzicom, że codziennie musi wysłuchiwać epitetów na swój temat. Starał się więc po prostu nie reagować.


Przyznaje, że z czasem wychodziło mu to coraz lepiej. Z drugiej strony, gdy jako małe dziecko był pewnym siebie chłopcem, ta jego strona powoli znikała i była zastępowana chęcią zniknięcia, wtopienia się w tłum.

Według Tomka zarówno on, jak i dzieciaki, które się z niego śmiały nigdy nie zostały nauczone komunikacji. – Ci, którzy mnie męczyli, po prostu nie umieli poradzić sobie ze swoimi uczuciami, nikt ich nie nauczył, że jeśli ty się źle czujesz, nie musisz tych uczuć, przenosić na innych – podkreśla.

On sam nie ukrywa, że zdarzało mu się wyśmiewać z innych. Głównie ze swojego młodszego brata. W dużym stopniu sądzi, że wynikało to z tego, że chciał podświadomie mieć kontrolę nad sytuacją w domu. Zwłaszcza że w szkole nie był w stanie do tego doprowadzić.

Gnębienie w szkole to prawdziwa pandemia

– Czasami śmiałem się z kogoś, nawet nie rozumiejąc tego, że sprawiam im przykrość – wyjaśnia. Tomek ma 9-letniego syna, który w tym momencie chodzi do drugiej klasy podstawówki i przyznaje, że boi się o to, jakim kolegą dla innych będzie jego dziecko. Miły chłopiec ze spektrum autyzmu, który zawsze na różnego wyjazdach musi radzić sobie z innymi dziećmi, które uważają jego inność za powód do śmiechu.

Ostatnio opowiedział mu historię o tym, że razem z kolegami rzucają piłkami w jednego z chłopców z klasy. W opinii 9-latka była to świetna zabawa, w której każdy się odnajdywał. – Gdy spytałem go, czy na pewno jego kolega to lubi, a nie po prostu chce być częścią zabawy, nawet jeśli oznacza to dla niego coś niemiłego, nie rozumiał, o co pytam.

Przyznaje, że stara się uczyć swojego syna zrozumienia dla innych. Zwłaszcza że chociaż lubi udawać, że jest inaczej, jego czas w szkole całkowicie zmienił go jako człowieka i nadal ma na niego wpływ. Najbardziej boli go, że nikt nie chciał z tym niczego zrobić. Jego rodzice, nawet gdy w końcu się dowiedzieli o tym, że dzieci się z niego wyśmiewały, próbowali przekonać go, że warto po prostu się zaprzyjaźnić z tymi, którzy go atakowali. Rodzice tych dzieciaków uważali, że "chłopcy już tacy są" i nie widzieli problemu w "koleżeńskich" utarczkach.

Wiele z dzieci, zwłaszcza tych małych, nie ma świadomości, że to, co robią, jest krzywdzące. Wydaje im się, że jest to po prostu zabawa. Nie rozumieją konceptu gnojenia, gdyż nikt ich nigdy nie nauczył, jak bardzo złe i krzywdzące są takie zachowania.

Lata terapii, aby zapomnieć o krzywdzie

– Dla wielu nauczycieli w tamtych czasach opieka nad tym, aby nie dochodziło do gnojenia była za bardzo upierdliwa, aby się nią przejmować – opowiada. Gdy stara się spojrzeć na swoje życie przez pryzmat tego, co go spotkało, wydaje mu się, że to, co najbardziej ucierpiało przez szkołę to jego pewność siebie. – Trudno mi jest uwierzyć w to, że jestem coś warty – podkreśla.

Przyznaje, że chodzi na terapię od lat. Wszystkie negatywne rzeczy, które go spotykały przez nastoletnie życie, narastały, wchodziły na kolejne poziomy i nigdy nie był w stanie ich tak naprawdę pokonać. – Musiałem radzić sobie z depresją, z myślami samobójczymi, nie umiałem przez długi czas ogarnąć żadnej pracy.

Z czasem jednak jego życie zaczęło wychodzić na prostą. Jako moment zwrotny wskazuje trzeci rok studiów. Przez pierwsze dwa lata był przerażony myślą o kontaktach interpersonalnych z innymi studentami. W końcu jednak zaczął przymuszać się do tego, aby zacząć żyć normalnym życiem.

Czy można z tego wyrosnąć?

Według Tomka ludzie nadal nie rozumieją, jak wielkim problemem jest gnojenie i przemoc psychiczna. To, że nie dochodzi do bójek, nie ma żadnego znaczenia. Jeśli ktoś przez kilka lat wyśmiewa się z twojego wyglądu, zainteresowań czy wagi, to te słowa prawdopodobnie z tobą zostaną. – Według mnie w wielu wypadkach to nie kończy się na szkole. Jest tak samo wielu dorosłych, którzy czerpią przyjemność z gnojenia ludzi. Po prostu w ich wypadku jeszcze łatwiej znaleźć usprawiedliwienie, że są "szczerzy" i "nie owijają w bawełnę" – podkreśla.

I to się dzieje w Polsce. Kraju, w którym samobójstwa nastolatków są prawdziwą pandemią. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy poczucie bezkarności spowodowało, że wielu ludzi korzysta z internetu tylko po to, aby próbować skrzywdzić innych.

Tomek twierdzi, że zajęło mu lata, aby przestać być tym chłopcem, który był powodem do śmiechu dla innych dzieciaków. Czasami nadal nim jest i nie wie, jak sobie z tym poradzić. Nie uważa, że to, co go spotkało, spowodowało, że teraz jest twardszy i radzi sobie w trudnych sytuacjach. Uważa, że stracił wiele lat radosnego dzieciństwa, dlatego, że ludzie nadal nie rozumieją, jak wielką krzywdę często wyrządza się dzieciom w szkole.

– Co jakiś czas w mediach czytam o tym, że chłopiec LGBT popełnił samobójstwo, że dzieciaki trafiają do szpitali psychiatrycznych z załamaniem nerwowym, ponieważ starają się być kimś, kim nie są – wyjaśnia. – Wszystko to jest spowodowane tym, że nie uczymy naszych dzieci, że inność nie tylko nie jest powodem do wyśmiewania, ale czymś wspaniałym.

Każdy rodzic twierdzi, że jego dziecko jest wyjątkowe. Nauczmy ich więc szanować wyjątkowość innych.