Niby powiedzenie "chłopaki nie płaczą" dawno się przeterminowało. Niby dajemy dorastającym chłopcom i rosłym facetom prawo do łez. Niby. Bo jak tylko młody rozryczy się wśród ludzi, samo ciśnie się na język: nie mazgaj się, bądź dużym chłopcem. Co? Nieprawda? Macie odwagę rozbeczanemu 8-latkowi publicznie powiedzieć: "rozumiem cię synek, płacz do woli"? Jeśli tak, brawo. Jeśli nie, wiedzcie, że budujecie w dziecku bombę, która w końcu wybuchnie.
Mój mąż mawia do mojego syna, żeby nie "buczał", gdy płacze albo domaga się uwagi. Syn jest bardzo emocjonalny. Często manifestuje potrzebę przytulenia płaczem.
Podobnie, gdy kanapka zostanie podana na złym talerzu i gdy pierwsza, zamiast niego, nacisnę guzik w windzie. Kto nie doświadczył codzienności z trzylatkiem, nie wie nic o życiu.
Rozumiem, że każda z tych sytuacji to dla mojego syna spora tragedia. Płacz dziecka bywa irytujący, nie oszukujmy się, szczególnie, gdy powtarza się niemal przez cały dzień. Ostatnim jednak, co powinniśmy robić jest sugerowanie dzieciom, niby w dobrej wierze, by tłumiły emocje.
Nowe pokolenie, stare problemy
Badania pokazują, że mężczyźni dużo częściej, niż kobiety dopuszczają się przemocy, popadają w uzależnienia i popełniają samobójstwa. Powtarzanie szkodliwych haseł typu "chłopaki nie płaczą" powoduje, że wychowujemy nowe pokolenie mężczyzn ze starymi problemami.
Wydaje nam się, że podążając ścieżką nowoczesnego rodzicielstwa, unikamy wtłaczania dzieci w stereotypowe role dotyczące płci. Jednak już tym jednym zdaniem: "nie płacz" przekreślamy całą swoją dotychczasową pracę.
Duzi chłopcy nie płaczą
Płacz nie jest czymś złym. To sposób radzenia sobie z emocjami. Nie wiedzieć czemu, jako społeczeństwo, uparliśmy się, że tłumienie płaczu jest domeną dorosłości. Płaczą dzieci, a "duzi chłopcy" już nie.
Tłumienie emocji nie jest wyznacznikiem dojrzałości. Wielu dorosłych wychowywanych dotychczas "na zimno", dziś na kozetkach terapeutów na nowo uczy się okazywać emocje. Także tych przykrych.
Kłody pod nogi w wychowywaniu synów na wrażliwych facetów mogą nam kłaść dziadkowie i wujostwo. Oni nadal powielają wzorce wyniesione z dzieciństwa, owym "nie płacz", niweczą pracę, którą wykonują rodzice. Jednak nie warto się poddawać: dla dziecka to rodzic jest wyrocznią, nie babcia!
Co, zamiast "nie płacz"?
Jednym z priorytetów rodzica powinno być nauczenie dziecka umiejętności komunikacyjnych. Każda z pozornie błahych sytuacji, jak zranione kolano czy zabrana zabawka, wymaga reakcji dorosłego.
Kardynalnym błędem byłoby powiedzenie dziecku, że mała rana czy zabranie ulubionego samochodziku przez kolegę jest powodem niewartym płaczu. Bo skoro dziecko postanowiło gwałtownie zareagować na tę sytuację, oznacza, że dla niego jest ona ważna.
Każdy ma swój powód do łez, każdy jest tak samo ważny i każdy zasługuje na szacunek. Nic ci, drogi ojcu, do tego, dlaczego twojego dziecko płacze. Jeśli płacze, to widocznie potrzebuje. Twoją rolą jest budowanie w dziecku poczucia akceptacji, a nie wyrokowania, co jest powodem do płaczu, a co nie.
Łzy po urazie można złagodzić pocałunkiem i bandażem. Radzenie sobie z reakcją na kogoś, kto bierze zabawkę, wymaga nauczenia dziecka rozmowy i rozwiązywania konfliktów.
Słowa "nie płacz" wskazują dziecku jedynie, że jego potrzeby nie są ważne dla najważniejszej osoby w jego życiu, czyli dla ciebie. "Nie płacz" sprawia, że dziecko przestaje sobie ufać. Traci z oczu drogowskaz - jedyny słuszny - jakim są jego emocje. Pozbawienie syna poczucia bezpieczeństwa, to chyba ostatnie, czego byś dla niego chciał?