Wsadził 4-latkę na motor. Tata zdradza, jak poradzić sobie z córką, która nie ma dość adrenaliny

Aneta Zabłocka
Wydaje ci się, że na zdjęciu powyżej widzisz małego motocyklistę? Tak. To nie wina skali. W uniformie ukrywa się 10-latka, która jeździ motorem od 4. roku życia. Jej tata zdradza nam, jak poradzić sobie z córką, która nigdy nie ma dość adrenaliny.
Jak nauczyć dziecko pasji? Nauka jazdy na motocrossie dla dzieci Fot. Karol Rogalski
Boks, karate, balet – nuda. Jak zarażać dzieci pasją, to ekstremalną. A ta rodzina ma adrenalinę we krwi. Karol Rogalski i jego dzieciaki – Tosia i Maks to laureaci wielu zawodów motocrossowych w Polsce. Jeździli na motorach, zanim jeszcze opanowali jazdę na rowerze. Kilka dni temu 10-latka zdobyła tytuł Mistrza Polski w Pit Bike SM klasa Pit Girls (dzieci w wieku 8-12 lat).

Rozmawiam z Karolem o tym, czy warto realizować młodzieńcze marzenia poprzez swoje dzieci, niełatwych kontuzjach i zarażaniu bakcylem do ekstremalnych sportów od małego.
Tosia Rogalska - Mistrzynie Polski Pit BikeFot. Karol Rogalski
Czemu wsadziłeś swoje dzieciaki na motor? Zwariowałeś?


Zaczęło się od tego, że ja zawsze chciałem jeździć na motorze, ale nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Mój ojciec nie poświęcał mi czasu, tak by zbudować we mnie typ sportowca. Jeździłem więc po parku na jednym kole albo bawiłem się w ganianego ze stróżami prawa. To były lata 90-te. Nic czym można się chwalić przed dziećmi.

Zawsze chciałem być motocrossowcem, patrzyłem na ten sport, wiedziałem, że dużo kosztuje. Ja najpierw jeździłem na Simsonie. To było w okolicy roku 1988. Skuter Simson w tamtych latach to była petarda, przyciągał dziewczyny, ale to nie było jeszcze to.

Na pierwszy ogień poszedł mój syn. Chciałem zrealizować swoje marzenie jego rękami. To nie był dobry pomysł. Maks ma zupełnie inny charakter niż ja. Poza tym nie trafiliśmy na dobrego trenera. Pierwsze treningi były dla niego męczące, budziły w nim agresję.

Miał 8 lat jak wystartował na pierwszych zawodach. Gdy miał 16 powiedział, że nie chce już jeździć. Przyjąłem tę informację.

A potem...

Potem pojawiła się Tosia. Na początku nic nie mówiła, ale kątem oka widziałem, że interesuje się motorami. Kupiłem jej mały motor z dodatkowymi kółkami. Jeździła jak szalona, przewracała się, ale wstawała i jechała dalej. Gdy dostała większą maszynę, zaczęła mi uciekać, a ja zacząłem się denerwować. To wszystko jednak działo się na treningach, na obiekcie zamkniętym, bez możliwości ucieczki na ulicę.

By dobrze jeździć na motorze, trzeba wyrobić w sobie pamięć mięśniową, działać, zanim zacznie się myśleć. Jak w jeździe samochodem. Wpadasz w poślizg i zanim mózg przetworzy informacje, to ręce i nogi wykonują swoją pracę – to jest pamięć mięśniowa. Poza tym znów bałem się, że nie znajdziemy dobrego trenera.
Motocross - hobby dla dzieciFot. Karol Rogalski
Jak wyglądają treningi z dzieciakami?

Pierwszy bliski tor do jazdy był półtorej godziny jazdy od naszego domu. 4 godziny treningu, a potem powrót. To zabierało cały dzień. Postanowiłem, że kupimy pole i przekształcimy je w tor do jazdy. Ogrodziłem, wyznaczyłem trasy, usypaliśmy górki.

Sąsiedzi na początku kręcili nosami, że będzie hałas. Pilnuję tego, więc możemy żyć w symbiozie bez konfliktów, o to chyba chodzi .

Motocross to sport wypadkowy. Nie obyło się pewnie bez płaczu?

Maks połamał ręce. Pierwszy raz przesadził na treningu w Cieszynie, na Mistrzostwach Europy. Leciał jak na freestyle głową do ziemi. Stałem i patrzyłem na to, nie wiedziałem, co mam zrobić. Z motoru został ogryzek, a on złamał lewą rękę. Drugi raz jechał już na mocniejszym motocyklu, ostrzegałem go przed skokiem, ale wiedział lepiej. Złamał tę samą rękę. Jeździł dalej, ale rozważniej "uczył się na własnych błędach".

Tosia za to na początku strasznie krzyczała, gdy się przewracała. Myślałem, że już koniec, a ona krzyczała, bo się pobrudziła, mało zawału nie dostałem.

Przy pierwszych jazdach dzieciaków zawsze biegłem obok nich. Tak, że gdy się przewrócili, mogłem od razu ich podnieść. Tośka po wywrotce otwierała oczy, mówiła "jest spoko tata" i jechała dalej. Także ja mam dobrą kondycję (śmiech).

Masz jeszcze jednego syna, Michała. On też jeździ?

Nie. Ma wyrąbane na motory, omija je szerokim łukiem. Lubi patrzeć na jazdę, ale sam nie wsiada. Woli gry.

Nasłuchałeś się, że jesteś nieodpowiedzialny, bo zachęcasz dzieci do niebezpiecznych sportów?

Oczywiście słyszałem: "O mój Boże, ona się zabije". Według mnie równie dobrze może iść chodnikiem, gdy jakiś kierowca straci panowanie nad samochodem i w nią uderzy. Trzeba do wszystkiego podejść z właściwym dystansem i środkami bezpieczeństwa. Tosia nie wsiądzie na motor bez kasku, ochraniaczy i rękawiczek. Nawet gdy kręci się tylko koło domu.

Wszyscy kierowcy sportów motorowych potwierdzą to, że miejscem wyścigu jest tor, a nie ulica.
Jak zarazić dziecko pasją?Fot. Karol Rogalski
W tym sporcie niełatwo jest zbudować karierę. Jak sobie radzisz z moderowaniem ścieżki dzieci?

Ja jestem wizjonerem i patrzę na wszystko jak na duży obrazek. Aktualnie sponsoruje nas firma Oleje Klimowicz, za a co serdecznie dziękuję.

Czego byś życzył sobie i dzieciakom na przyszłość?

Nie mam pojęcia, dokąd zaprowadzi ich ten sport. Czy Tośka za kilka lat nadal będzie chciała jeździć. Na razie ma czystą adrenalinę we krwi. Po zawodach wsiada na rower i szaleje z kolegami i koleżankami . Dodatkowo chodzi na zajęcia cyrkowe, gra w siatkówkę. Podziwiam ją za energię.

Z Maksem mamy teraz przerwę. Jeździ w zawodach amatorskich, ściga się z kumplami na naszym torze, robi akrobacje. Planuje zrobić kolejną licencję.

Na pewno ten sport przygotowuje ich do życia. Tosia potrafi już kierować autem. Sport uczy radzenia sobie ze stresem, rozładowuje agresję. To wszystko będzie procentowało w przyszłości.
Tata zaraził pasją do sportów motorowych dwójkę swoich dzieciFot. Karol Rogalski