Ciosy w szczękę i w nos, kopnięcia w wątrobę. Obalenia i walka w parterze. Nie tego chcesz dla swojego dziecka. Zwłaszcza jeśli jest to dziewczynka. Który rodzic byłby szczęśjiwy, widząc, że ktoś z całej siły wali jego dziecko w zęby?
Rodzice zapisują dzieci na konie, informatykę, robotykę. Dziewczynki idą na balet, taniec, rysunek (no i języki obce, wiadomo). Wszystko fajnie, tyle że przypisywanie dzieciom konkretnych ról społecznych to bardzo kiepski pomysł na wychowanie. Jeśli chłopiec chce malować albo tańczyć, powinien to robić. Może zostanie wirtuozem, a może po prostu to lubi?
Jeśli dziewczynka chce okładać innych pięściami (oczywiście na zajęciach, nie na ulicy), może jako rodzice powinniście pozwolić jej spróbować?
Świat nie jest szlachetny
Mój pierwszy rozmówca, Krzysiek, zaprowadził swoją córkę na pierwszy trening, gdy miała 5 lat. – Ze względów logistycznych wybór padł na karate. Mieliśmy blisko domu bardzo dobry klub. Zawsze marzyłem, aby moje dziecko, bez względu na płeć, trenowało zapasy, ale karate też było okej – mówi.
Sam amatorsko trenował boks. Interesował się też brazylijskim jiu-jitsu. To sport, który łączy elementy tradycyjnej japońskiej obrony z elementami judo i zapasów. – Rywala należy pokonać przez duszenie albo zakładając mu dźwignię – tłumaczy Krzysiek.
Jego córka dała się wkręcić w BJJ i zaczęła trenować. Pytam, czemu zachęcił ją do sportów walki. Odpowiada, że świat nie jest jedynie piękny, szlachetny i bezpieczny. Gdyby było inaczej, chętnie skupiłby się na rozwijaniu pasji córki do malowania czy śpiewu.
– Brazylijskie jiu-jitsu jest dziś samoobroną, ale inną niż jej japoński pierwowzór. Nie uczy obrony kijem, nożem czy innym przedmiotem, ale w walce daje niezwykle cenne umiejętności, dzięki temu można obezwładnić przeciwnika silniejszego czy większego – tłumaczy Krzysiek.
– Mam poczucie, że dzięki temu nie trzymam jej w sterylnej bańce. Mimo całej swojej wrażliwości i dziewczęcości moja córka rozumie, że ludzie czasem się biją, że walczą. Obserwuje przecież w klubie kobiety i facetów trenujących inne sporty walki – podkreśla.
Kilkulatki nie stosują na treningach dźwigni czy duszeń, ale to nie znaczy, że ciosy nie padają. – Kiedyś kolega nadepnął córkę podczas rozgrzewki. Trochę ją bolało. Dwa miesiące później okazało się, że ma złamany palec u nogi – opowiada Krzysiek.
Dodaje też, że jego córka bardzo przeżywa porażki sportowe, bo lubi rywalizację. Od początku treningów bierze udział w zawodach. – Musi stanąć na macie przeciwko rywalce, oswoić się ze wzrokiem ludzi, pogodzić z ewentualną przegraną i wyciągnąć z niej wnioski – tłumaczy Krzysiek.
Jego córka trenuje i z chłopcami, i z dziewczynkami. – Chłopcy w jej wieku są na takim etapie rozwoju emocjonalnego, że ambicja nie pozwala im odpuszczać rywalkom. Jeśli któregoś ponosi, reagują trenerzy. W praktyce jednak dziewczynki są bardzo zawzięte i nie nadstawiają drugi policzek – śmieje się Krzysiek.
– Zawsze jestem dumny z mojej córki, bo daje z siebie tyle, ile potrafi, nie odpuszcza.
Moja córka musi wiedzieć, co to ból
14–letnia córka Piotra trenuje od 9 lat. Jako dziecko była chorobliwie nieśmiała, przedszkolanki potrafiły dwie godziny nosić ją na rękach, bo ciągle płakała. Wszyscy sugerowali konsultację u psychologa, ale wtedy Piotr zaproponował, że weźmie córkę na trening karate.
Po roku okazało się, że jego córka ma talent do sportów walki. – To ją odmieniło, nie mam co do tego wątpliwości – przekonuje Piotr. – Po roku treningów sama zabiegała o to, żeby trenować jeszcze ciężej i brać udział w zawodach – tłumaczy.
W pokoju jego córki wiszą medale z mistrzostw Polski w kick boxingu w kategorii light boxing. To nie koniec, córka Piotra w swoje 10. urodziny zaliczyła swój pierwszy skok ze spadochronem.
– Rodzice uważają, że dziewczyny mogą iść tylko na balet, ale mamy XXI wiek i kobiety bywają bardziej niezależne od mężczyzn. Wolę, żeby walczyła – tłumaczy – Kick boxing to ból, nie ma wprawdzie ciosów w głowę, ale zawodniczki się biją. Jest też ból po przegranej, ale to najczęściej oznacza, że moja córka nie przyłożyła się do treningów.
Piotr, na co dzień trener sztuk walki i trener personalny, zabiera swoją córkę na zajęcia z karate, kick boxingu, a także na siłownię. – Sport towarzyszy jej od poniedziałku do soboty. A bywa, że w niedziele jeszcze proponuje, żebyśmy szli na rower. Jestem zmęczony, ale co mam zrobić? Wkładam buty i idziemy. Jeśli nie dam córce przykładu, to jak ona miałaby pokochać sport? – pyta.
– Ludzie są teraz zapracowani – mówi Piotr. – Rozmawiam z nastolatkami, bo prowadzę z nimi zajęcia. Przyszedł kiedyś do mnie 16–latek, który poprosił, żebym nauczył go rzucać do kosza. Zaproponowałem, żeby wziął piłkę z magazynu i najpierw poprosił o pomoc swojego ojca. Ten dał mu 300 złotych i powiedział, by kupił sobie nową grę na konsolę – opowiada Piotr.
Dziewczynka ze sztangą
Maciek jest crossfitowcem. Gdy trenuje, obok bawią się jego dzieci, w tym 12-letnia córka. – Któregoś dnia w klubie zorganizowali zajęcia dla dzieci, z ciężarami i gimnastyką ogólnorozwojową. Żal było nie skorzystać – opowiada.
Nie zastanawiał się nad tym, czy dźwiganie ciężarów jest bezpieczne dla dzieci. – Jeśli sztanga jest odpowiednio wyważona, to moim zdaniem nic lepszego nie mogę wymyślić dla mojej córki dla zabicia wolnego czasu – tłumaczy.
– Chcę w niej zaszczepić miłość do aktywności fizycznej. Chodziła już na zajęcia z krav magi, ale po trzech latach zaczęło ją to nudzić, mimo że ja wychodzę z założenia, iż dziewczyna musi umieć się bronić.
Córka Maćka ćwiczy też z "kettlami" i odważnikami. Ma też za sobą już ćwiczenia z gryfem i ciężarami. – Obciążenia nigdy nie przekraczają 20 procent jej wagi. Widzę jednak, że ma ochotę na więcej. Zdarzają się siniaki, ale to tylko ją hartuje – podkreśla.
Mimo, że jego córka już od dwóch lat podnosi ciężary, Maciek dalej musi tłumaczyć, dlaczego pozwala swojej córce na trening siłowy. – Nie wiem dlaczego przyjmuje się, że kobiety nie powinny podnosić ciężarów. Nic przecież lepiej nie formuje sylwetki. Gdy tylko moja córka zaczyna opowiadać o przysiadzie ze sztangą albo o martwym ciągu, inni rodzice patrzą na mnie jakbym wysyłał ją na siłownię za karę.
– Nasłuchałem się, że będzie wielka z niej baba, albo że połamie sobie ręce – denerwuje się Maciek. – A tymczasem ja na serio zająłem się jej zdrowiem. Nie chodzi tylko o siłę fizyczną. Determinacja, którą teraz wypracowuje, w dorosłym życiu pozwoli jej podnieść się z niejednej porażki.