Powiedzmy to w końcu: gry stały się zbyt trudne dla trzydziestolatków. Potrzebujemy czegoś prostego

Kacper Peresada
Nie jestem dobry graczem. Jestem przeciętny, czasami coś mi wychodzi, ale głównie przegrywam. Jednak wraz ze zmianą tego, w jaki sposób tworzone są gry i do kogo są adresowane, coraz częściej dostrzegam swoje słabości, ale nie potrafię sobie z nimi poradzić.
Fot: Teddy Guerrier/Unsplash
Gry typu "multiplayer" to obecnie największa część rynku. Niestety, dla wielu graczy to teren nieprzyjazny i niedostępny. Powody są różne, od braku czasu na naukę, przez brak ułatwień dla początkujących po niechęć doświadczonych graczy do tzw. "noobów" czyli debiutantów.

Gdy dorastałem wspólnie z bratem spędzaliśmy dziesiątki godzin na graniu w gry sportowe. Były dla nas najciekawszą opcją, bo pozwalały nam wspólnie grać, bez konieczności czekania na swoją kolej. Z czasem zaczęliśmy coraz częściej grać online, aby walczyć przeciw innym graczom, ale prędzej czy później wracaliśmy do grania przeciwko sobie. Najczęściej wracaliśmy do tytułów, które znaliśmy, a więc do Fify czy NBA 2K.

Im byłem starszy, tym rzadziej widywałem się z bratem, musiałem więc znaleźć inne sposoby na spędzanie czasu przed komputerem czy konsoli. Początkowo omijałem szerokim łukiem wszystko, co wymagało rozgrywki online. Powód nietrudno odgadnąć, gry komputerowe, zwłaszcza dla "randomowych" graczy, stały się zbyt trudne.

Już jesteś martwy

O tym, że im ludzie są starsi, tym częściej powinni wybierać niski poziom trudności w grach, pisałem wiele razy. Zazwyczaj mają mało czasu na granie, więc lepiej sobie pomóc, zamiast się męczyć. Jest jednak jeszcze jeden temat, o którym trzeba wspomnieć: granie w trybie multi może zabrać graczom całą radość z zabawy.

Czytaj też: Przeklęty crunch: przez to zjawisko wielu programistów znienawidziło tworzenie gier

Jednym z największych problemów wielu gier typu multiplayer jest ich zbyt duża złożoność. Oczywiście nadal istnieją tytuły takie jak "PUBG" czy "Call of Duty", w których musisz po prostu strzelać do przeciwników i dotrwać do końca rozgrywki. Jednak stało się coś dziwnego: coraz więcej gier wymaga tego, by poświęcić im setki godzin, jeśli chce się czasem coś w nich wygrać.

Przeciętny dorosły gracz odpala gry, aby uciec od myśli o pracy czy od obowiązków. Jednak gdy włącza "Dotę" czy "Overwatch" i widzi setki postaci, z których każda ma inne umiejętności, najczęściej poddaje się i rezygnuje. Nie może poświęcić kilku godzin dziennie na trening, więc nie radzi sobie z ogarnięciem wszystkich możliwości.

Gry typu Battle Royal opierają się na randomizacji wydarzeń, które widać na ekranie. Nie wiadomo, gdzie pojawi się śmiertelny gaz, gdzie będą dostępne kontrakty, ani nawet na jaką broń natrafimy. Dzięki temu nawet słabi gracze mogą liczyć na dobry wynik, jeśli będą mieli szczęście.

Tymczasem na jakimkolwiek serwerze "CS:Go" stajemy naprzeciwko osób, które nie tylko znają świetnie wszystkie bronie, ale mają też w głowie wszystkie mapy, a to kluczowa sprawa w walce o zwycięstwo.

Dlatego, gdy ktoś odpala CS–a po raz pierwszy, szybko się zniechęca. Umiejętności z innych gier nie wystarczą. Brak wiedzy dotyczącej tego, gdzie są przejścia albo dobre miejsca do "kampienia", może sprawić, że zabawa zakończy się w sekundę.

Gracze są znani z pewnej toksyczności, więc rzadko można liczyć na to, że ktoś zechce pomóc debiutantowi. Prędzej go wyśmieją, przy okazji tłumacząc mu dobitnie, dlaczego nigdy więcej nie powinien wchodzić na ich serwer.

Młodzi są lepsi, starzy mają pieniądze

Twórcy każdej gry mają nadzieję, że ich tytuł szybko stanie się nowym hitem świata e-sportu. Gracze niechętnie się do tego przyznają, ale wielu z nich chciałoby poczuć się jak profesjonaliści, więc każdą rozgrywkę traktują jak nieoficjalne mistrzostwa świata.

Nie jest to dla nich jedynie rozrywka, bo zależy im na pokazaniu wyższości nad przeciwnikami. Wielu nastolatków wierzy, że w przyszłości mogą stać się gwiazdami e–sportu. Efekt? Coraz rzadziej dzieciaki chcą się po prostu dobrze bawić przed komputerem.

Pytanie więc, które warto sobie zadać, brzmi: czy z czasem rynek gier nie zacznie tracić starszych graczy? Dorośli faceci mają najwięcej pieniędzy do wydania na rozrywkę, ale coraz trudniej przychodzi im czerpanie radości z grania. Czy firmy produkujące gry mają plan na to, w jaki sposób nie odstraszać słabszych graczy?

W niektórych grach uczestników rozgrywki dobiera się na podstawie doświadczenia. Problem polega jednak na tym, że jeśli zagrasz dobrze przez kilka meczów, algorytm automatycznie przerzuci cię do pokoju pełnego zawodników dużo lepszych od ciebie, którzy z radością spuszczą ci lanie. Dlatego wielu graczy ma poczucie, że są niejako karani za to, iż poprawili swoje umiejętności.

Oczywiste jest, że młodsi gracze są po prostu lepsi. Mają lepszy refleks, mogą więcej czasu poświęcić na granie, ale to 30-latkowie tacy, jak ja wydają więcej na tę rozrywkę. Kiedy więc w końcu ktoś zaprezentuje grę dla narzekających dziadów takich jak ja? Potrzebuję multi, w którym czasami będę się cieszył ze zwycięstwa, a nie rzucał padem, bo znowu upokorzył mnie 12-latek.

Ktoś, coś?