Zimą mróz, latem upał, a ludzi jak na lekarstwo. Syberia to Rosja bez filtra, on widział ją z bliska

Aneta Zabłocka
Jeśli ktoś chce zobaczyć inną Rosję, powinien pojechać na Syberię. Najlepiej zrobić to latem, bo wtedy te tereny są bardziej przystępne niż zimą, gdy drogi i miasta skuwa mróz.
Ogromne przestrzenie, pustka i wioski oddalone od siebie o kilkadziesiąt, czasem kilkaset kilometrów. "Jeśli ktoś lubi samotność, na Syberii będzie się czuł dobrze" - mówi Piotr Maciejuk, podróżnik. Fot. Piotr Maciejuk
– Rosjanie mają manię wielkości. Trudno im się dziwić, skoro mają tak wielki i piękny kraj – mówi Piotr Maciejuk. Jest podróżnikiem, na Syberii był już 8 razy, ale twierdzi, że widział jedynie ułamek tego, co ta część Rosji ma do zaoferowania turystom.

Podróżował między innymi statkami, łącznie przepłynął ponad 5 tysięcy kilometrów syberyjskimi rzekami. Najchętniej zatrzymuje się w miasteczkach i wioskach. Jego zdaniem są dużo ciekawsze niż rosyjskie metropolie. Planuje kolejną wyprawę w głąb Rosji, bo, jak mówi, Syberia przyciąga go jak magnes.

Gdzie trafiłeś ostatnio?


Ostatni raz byłem na Syberii za kołem podbiegunowym na półwyspie Jamał. Lubię zimę, ale to było przegięcie. Minus 40 stopni Celsjusza i silny wiatr powodują, że człowiek ma dosyć. Natomiast lato na Syberii jest takie samo jak w Polsce. Można dłużej przebywać na powietrzu, zimą aktywnym jest się tylko kilka godzin albo i minut, bo szybko trzeba wracać, żeby się ogrzać.

Jak często spotykałeś na Syberii ludzi?

W tamtej części Rosji średnia gęstość zaludnienia to półtorej osoby na kilometr kwadratowy. Dla porównania w Polsce to 120 osób. Wioski rozmieszczone są co kilkanaście kilometrów, choć bywa, że odległość między osadami wynosi kilkaset kilometrów.
Fot. Piotr Maciejuk
Syberia to raj dla ludzi lubiących samotność. Mieszkańcy tego obszaru są na nią skazani, więc często dopada ich depresja. Wielu z nich ciężko to znosi, szczególnie zimą, gdy mróz zamyka ludzi w domach.

W czasie naszej pierwszej rozmowy powiedziałeś, że Syberia to nie Rosja. Jak to rozumieć?

To tygiel kulturowy, żyje tam 120 narodowości, ale w każdej dziurze, którą odwiedziłem, zawsze znajdzie się jakieś polskie ziarno, jakiś potomek polskich zesłańców o azjatyckich rysach twarzy i nazwisku Nowak. W Irkucku, największym mieście wschodniej Syberii liczącym 600 tysięcy mieszkańców, 10 procent ludności ma polskie korzenie.

Czytaj też: "Stumetrowa tyczka bujająca się na wietrze". W pracy na farmach wiatrowych stalowe nerwy to podstawa

Pośród 120 narodowości to Polacy wnieśli najwięcej w rozwój i upamiętnienie kultury ludów Syberii. Nawet najważniejszy wieszcz Jakutów ma na nazwisko Kułakowski. Z kolei pisarz Wacław Sieroszewski spisał obrzędy i zwyczaje mieszkańców Syberii, dając tamtejszym ludom świadomość narodową.

Opowiedz o tych zwyczajach.

Są niesamowite. Zostały tam archaiczne wierzenia i kultura koczownicza. Na półwyspie Jamalskim żyje 20 tysięcy ludzi, których sposób życia nie zmienił się znacząco od setek lat. Żyją w czumach, namiotach podobnych do tipi, choć to raczej odwrotnie. Trudnią się hodowlą reniferów i czy mają własne stada, czy w ramach kołchozów państwowych to przemieszczają się wraz z nimi i całym dobytkiem raz na kilka dni. Zimą potrafią przemierzyć nawet 15 km dziennie, latem 3 razy mniej.

W tej kulturze jest wyraźny podział funkcji przypisanych do płci. Mężczyźni przynoszą jedzenie, natomiast kobiety szyją zimą ubrania, czumy, obuwie. Wszystkie ubrania i większość ręcznych narzędzi pochodzi z reniferów. To zwierzę jest dla nich święte.

Trudno jest wejść do takiej pierwotnej społeczności?

Zaskakujące jest w nich poczucie bezpieczeństwa. Nawet gdy wchodziłem do wioski, gdzie nigdy nie było żadnego cudzoziemca mieszkańcy byli bardzo gościnni i serdeczni. Wystarczy pięć minut znajomości i ludzie zaczynają dzielić się swoimi historiami. Żyją jakby w kontrze do cywilizowanego świata, w którym my się alienujemy, wystawiając tylko fasady tego, jak chcemy być postrzegani.
Fot. Piotr Maciejuk
Któregoś dnia na Jamale pokonałem ok. 60 kilometrów do kolejnej wsi. Miałem jechać autobusem pracowniczym, ale nie mogłem się go doczekać. We wsi Nieńców wstąpiłem do administracji, by prosić o nocleg. Prośba oczywista, ale jak się zaraz okazało nie dla miejscowych władz, bo zasugerowano mi, bym poszedł gdzie indziej. Wstąpiłem więc do miejscowego sklepiku i wyżaliłem się sklepowej. Po kilkunastu minutach o moim problemie wiedziała cała wieś i oczywiście nocleg się znalazł.

Północny Jamal, podobnie jak cała północ i wschód Rosji, są zamknięte dla cudzoziemców. Z kolei południowa część półwyspu jest dostępna, ale i tak okazało się, że jako turysta miałem "ogon" w postaci panów z biura bezpieczeństwa.

Gdy u kogoś nocowałem, funkcjonariusz z Federalnego Biura Bezpieczeństwa dzwonił do domu, by upewnić się, czy tam jestem. Trochę się tego przestraszyłem i przed powrotem usunąłem z aparatu zdjęcia szybów naftowych i niektórych prominentnych osób. Nigdy nie wiadomo, komu mogą one się nie spodobać.

W ubiegłym roku dużo mówiło się o katastrofie ekologicznej z powodu pożarów na Syberii. Widać tam zmiany klimatyczne?

Różnie o tym mówią miejscowi. Zdaniem niektórych pożary to robota Chińczyków, którzy dostają od Putina ziemię w dzierżawę i wycinają tajgę na wielką skalę, a resztę podpalają. Widoczne są także okresy suszy jak w całej strefie umiarkowanej. Zdarzają się bardzo duże skoki temperatur. U moich teściów na południowym Uralu jednego dnia w czerwcu potrafi być plus 30 stopni, a następnego dnia pada śnieg.

Na Jamale rozmawiałem z meteorologami, mówią, że wysychają rzeki. Teoria jest taka, że woda przecieka do pustych przestrzeni na terenach, na których wydobywano ropę czy gaz.
Fot. Piotr Maciejuk
Kiedyś na północy Rosji temperatury sięgające latem 30 stopni były wyjątkowo rzadkie. Teraz to norma. Obawiam się, że degradacja środowiska jest procesem nieodwracalnym tym bardziej, że ludzie jako cywilizacja kończą na pięknych deklaracjach. Na naszym polskim podwórku nie widzę w ogóle zmiany nawyków, wręcz przeciwnie.
Fot. Piotr Maciejuk


Podróżowałeś koleją transyberyjską?

Najdłużej jechałem pociągiem dwie doby. Z Moskwy do Irkucka kolej jedzie cztery i pół doby. Dla mnie podróż koleją transyberyjską nie jest przyjemnym doznaniem. Myślałem, że zwariuję. Ludzie jadący z najdalszych części Rosji oczywiście są ciekawi cudzoziemców, ale po godzinie rozmowy i zadaniu stereotypowych pytań, wracają do swojego życia - chrapią, gadają, o 1 w nocy otwierają zupki chińskie i jedzą. Krótko mówiąc: monotonia i klaustrofobia.

Nie ma picia ani śpiewania. Ludzie popijają ukradkiem, aby nikogo nie urazić. W przeciwnym przypadku do wagonu wpada policja i wyciąga człowieka.

Jedyną zaletą podróży koleją jest fakt, że tory prowadzą przez rejony, które trudno byłoby zobaczyć w inny sposób. Jadąc z półwyspy Jamał do Moskwy, przekracza się północny Ural, a widok jest powalający. Te góry są niepodobne do innych masywów, które znam.

Wolę jednak transport wodny. Przemieszczam się starymi stateczkami, które co kilkanaście kilometrów cumują w wioskach nadrzecznych. Przepłynąłem tak ok. 5 tysięcy kilometrów, głównie Leną, Jenisejem, ale też Wołgą. Biorąc pod uwagę długość tej ostatniej, jest to rzeka syberyjska.

Nie zapomnę tego, co powiedział mi pewien Jakut, który w latach 80. stacjonował u nas z wojskiem: "Wiem, że u was jest rzeka Wisła, ale u nas na wiosnę takich rzeczek jest tak wiele, że nawet nie dajemy im nazw". Ten gigantyzm i wspaniała przyroda Syberii wciąż mnie zachwycają i przyciągają.