Kocham piłkę nożną, ale nie pójdę na stadion. To fatalny moment na otwieranie trybun dla kibiców

Kacper Peresada
Jestem posiadaczem karnetu na Legię Warszawa od 2011 roku. Od 9 lat chodzę z tą samą grupą znajomych na mecze i z radością poświęcam kilka godzin w tygodniu mojemu klubowi. To chwile, gdy rezygnuję z resztek ogłady i staję się typowym stadionowym trollem.
Fot: Darwinek/Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0
W byciu kibicem jest coś niesamowitego. Mało jest miejsc na Ziemi, w których student prawa, pracownik korporacji, dziennikarz, sprzedawca z Żabki i hydraulik, ludzie, których nic nie łączy, stają się sobie bliscy, przynajmniej na te 90 minut.

Obecność na trybunach piłkarskich nie opiera się bowiem na wspólnym oglądaniu piłki. Chodzi o poczucie wspólnoty, przynależność do tej samej grupy, no i trochę też o picie piwa.

Nie ukrywam, że powrót piłki nożnej wywołuje we mnie mieszane uczucia.

Pandemia nadal mnie martwi i nie przekonuje mnie fakt, że polski rząd zdecydował się w ostatnich dniach powiedzieć Polakom, że w sumie wszystko jest już okej.


Zapowiedziano otwarcie kin, teatrów i… cyrków. Dzisiaj trafiła do nas informacja o tym, że kluby piłkarskie będą mogły wpuszczać na trybuny fanów, o ile liczba widzów nie przekroczy 25% pojemności stadionu.

Czytaj też: "Posiadanie dzieci jest niemoralne". Antynataliści tłumaczą swój światpogląd mi, ojcu dwójki dzieci

Nie wiemy jeszcze, na jakich zasadach bilety miałyby być dystrybuowane wśród fanów. Czy tylko posiadacze karnetów będą mogli zobaczyć swój zespół na żywo? Czy, jeśli ponad 25% miejsc na stadionie sprzedano "karneciarzom", część z nich nie będzie miała prawa wejść na stadion?

Jak rozumiem, rząd decyzję pozostawia klubom. Ministrowie umywają ręce, a dbanie o zdrowie obywateli oddają w ręce prywatnych firm.

Jedna z dużych sieci kinowych, po informacji o "odmrażeniu" tej branży gospodarki, poinformowała klientów, że w związku z obawami o bezpieczeństwo zarówno widzów, jak i pracowników, nie zdecyduje się na otwarcie kin w najbliższym czasie.

Jeśli mam być szczery, oczekuję podobnej reakcji każdego klubu piłkarskiego, który szanuje swoich fanów, a jego przedstawiciele zapewniają w mediach, że dobro miasta leży im na sercu.

Łatwo można odszukać artykuły z informacjami o tym, że tegoroczne mecze Ligi Mistrzów przyczyniły się do wzrostu zakażeń. Zachorowały tysiące ludzi, a dziesiątki zmarły. Dlaczego, skoro wiemy, że mecze piłkarskie mogą przyczynić się do zakażania, rząd decyduje się na tak lekkomyślną decyzję jak otwarcie stadionów?

Mało tego, ministrowie, mimo obowiązującego zakazu organizowania imprez masowych, decydują, że mogą się one odbywać, o ile są to mecze.

Przecież stadion, chociażby Legii, to 35 tysięcy miejsc, więc wejść na niego może w obecnej sytuacji niemal 10 tysięcy osób. Dlaczego kluby piłkarskie otrzymały pozwolenie na organizowanie wydarzeń dla tysięcy osób, podczas gdy organizatorzy imprez muzycznych muszą odwoływać festiwale i liczą milionowe straty? Gdzie logika?

Kolejne pytanie, które muszę zadać, brzmi: co w wypadku posiadaczy karnetów, którzy nie chcą wracać na stadion z obawy przed wirusem? Ja do nich należę i jeśli mam być szczery, spodziewałem się, że dostanę zwrot pieniędzy, które przeznaczę na następny sezon.

W tej sytuacji jednak rząd mówi klubom, aby takich ludzi, jak ja stawiać pod ścianą. Mam ryzykować życie i zdrowie, ale wykorzystać karnet, bo nie mogę liczyć na to, że pandemia będzie podstawą do zwrotu pieniędzy.

Kilka dni temu wiele klubów w Polsce ruszyło ze sprzedażą cegiełek. Zysk miał pomóc im przetrwać w czasie pandemii, gdy mecze się nie odbywają, a trybuny świecą pustkami. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że mój klub, Legia, zdecyduje się na taki ruch.

Kupiłbym taką cegiełkę, aby czuć, że wspieram Legię w trudnym momencie. Nie chcę jednak ryzykować życia dla mojego klubu i na pewno nie będę ryzykował życia moich bliskich.

Jeszcze niedawno świat był zbyt niebezpieczny, aby dwie osoby mogły spotkać się na spacerze. Teraz nagle 9 tysięcy mężczyzn i kobiet może siedzieć wspólnie przy piwku i kiełbasie, by dopingować piłkarzy?

Jeszcze niedawno nie wiedzieliśmy, czy rozgrywki Ekstraklasy zostaną wznowione, ponieważ nie wiadomo było, w jaki sposób zapewnić piłkarzom bezpieczeństwo. Pytanie więc, w jaki sposób planujemy zapewnić bezpieczeństwo tym, którzy będą kibicować?

To nie jest czas na zdzieranie gardeł na trybunach. To czas, abyśmy dbali o siebie i oczekiwali na drugą falę zakażeń, o której mówią wszyscy epidemiolodzy na świecie.

Czy naprawdę piłka jest ważniejsza od bezpieczeństwa ludzi? Czy choćby jedna śmierć jest warta paru ładnych bramek?