"Mnie nikt nie spytał, czy daję sobie radę". Poronienie to też dramat ojców, ignorujemy ich ból

Redakcja dadHERO
Tak naprawdę nie byliśmy gotowi na dziecko – mówi mi Andrzej. W trakcie ciąży ani on, ani jego partnerka nie byli jej świadomi. Brzmi to dziwnie, ale zorientowali się dopiero w momencie poronienia. – Ona miała już dziecko z innego związku i to trzyletnie, więc nie wiem, czy dalibyśmy sobie radę z ogarnięciem kolejnego.
Fot: Freestocks/Unsplash
Andrzej przyznaje, że gdy dowiedział się o poronieniu, był zdruzgotany. – Rozumiem, że to kobiety bardziej przeżywają tę tragedię, ale prawda jest taka, że wielu osobom ojcowie znikają całkowicie z horyzontu w tych sytuacjach.

Andrzej miał wrażenie, że oczekiwano od niego, by był wsparciem dla swojej partnerki. Nikt nie zaoferował podobnego wsparcia jemu. – Zawsze chciałem być ojcem – mówi. Gdy był mały, chodził z lalkami po mieszkaniu i udawał, że to jego dzieci.

Mam prawo być smutny

– Myśl o tym, że ten mały gość w jej brzuchu nie był w stanie przyjść na świat, nadal mnie boli – mówi. Przez wiele miesięcy nikomu o tym nie mówił. Bał się, że ludzie źle go zrozumieją. – Nie byłem nawet w stanie porozmawiać z moją dziewczyną. Nie chciałem dotykać tematu, który miał wpływ także na jej psychikę.


Czytaj też: "Aborcja była dla nas ratunkiem". Zanim zaczniecie się oburzać, przeczytajcie tę opowieść ojca

– Problem nie polega tylko na tym, że inni w takich sytuacjach olewają ojców – mówi mój rozmówca. Jego zdaniem największym błędem, który popełniają mężczyźni, jest lekceważenie swoich problemów i próba przejścia nad nimi do porządku dziennego. – W końcu zrozumiałem, że ja też mam prawo być smutny – stwierdza.

– Mieliśmy 4 poronienia – opowiada Tomek. Jego zdaniem ludzie powinni przestać traktować ojców jedynie jako obserwatorów tragedii, która dotykają rodzinę. – Mam wrażenie, że w sytuacjach poronienia jesteśmy postrzegani, jako "znajomy matki". Nie jako "ojciec" – irytuje się.

Tomek zdaje sobie sprawę, że poronienie przez kobietę to coś, czego mężczyzna nigdy w pełni nie zrozumie. Podkreśla zarazem, że działa to też w drugą stronę. – Często zdarza się, że kobiety oczekują od ciebie współczucia, ale nie oferują tego samego tobie. Zakładają, że dana sytuacja nie ma na ciebie wpływu.

W jego opinii i ojciec, i matka muszą radzić sobie z bardzo specyficznymi następstwami tragedii, jaką jest poronienie.

– Gdy jesteś mężczyzną, w jakimś stopniu czujesz się odpowiedzialny za to, co się stało. W końcu to ty zapłodniłeś kobietę, to twoja wina, że ona musi przez to przechodzić – mówi z naciskiem.

Gdy dochodziło do kolejnych ciąż, Tomek nie miał pojęcia co robić. Nie chciał martwić swojej żony, pytając, jak się czuje, bo wiedział, że może ją to męczyć. Z drugiej strony, jak inaczej mógł dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku z jego dzieckiem?

Wiele osób powtarzało mu, że jego rolą jest być pozytywnym i wspierać kobietę. – Byłem w strasznym dołku psychicznym, nie rozumiałem, dlaczego muszę ukrywać swoje uczucia. Dlaczego nikt nie oferuje wsparcia również mi?

Pojawia się życie, a potem znika

Tomek jest w grupie wsparcia dla ojców, którzy przeżyli to, co on. Przyznaje, że wielu z nich jest przerażonych na myśl, że mieliby rozmawiać z partnerkami o swoich uczuciach. Boją się, że taka rozmowa może mieć na nie negatywny wpływ.

– Zauważyłem, że to przekonanie opiera się na faktach. Kobiety często czują się gorzej, gdy mają świadomość, jak bardzo poronienie wpłynęło na ich mężów czy partnerów – mówi Tomek.

– Miałem szczęście, że mogłem podzielić się moimi uczuciami z żoną. Według mnie to wzmocniło naszą więź – dodaje. Jednak jego zdaniem prawdopodobnie jest w mniejszości, uważa, że niewiele par potrafi rozmawiać otwarcie.

– To, co najbardziej mnie bolało, to fakt, że ludzie pytali mnie o to, jak czuje się żona. Czy wszystko w porządku. Prawie nigdy jednak nikt nie pytał mnie, jak ja się czuję, czy daję sobie radę. Albo jak w ogóle to wszystko na mnie wpływa? Uważano, że jestem od wspierania – żali się.

Mój rozmówca zdaje sobie sprawę, że nigdy do końca nie zrozumie tragedii, którą jest strata dziecka. – Pojawia się życie, a potem znika na zawsze – mówi ze smutkiem.

Chciałby jednak, aby ludzie zrozumieli, że partnerzy, którzy tracą dzieci w wyniku poronienia, cierpią oboje, przeżywając dokładnie to samo: utratę dziecka. W takich sytuacjach i ojciec, i matka, potrzebują wsparcia. Następnym razem pamiętajmy o tym i po prostu spytajmy "jak się masz?".