"Lekcji nie ma, ale pensja leci". Rodzicom puszczają nerwy. Co jest nie tak z edukacją zdalną?
Znikający nauczyciele, lekcje-widmo albo wysyłanie uczniom numerów stron z podręcznika zamiast prowadzenia zajęć online. Zdawało się, że rodzice przywykli już do specyfiki nauki zdalnej. Niektórym jednak kończy się cierpliwość i pytają, dlaczego nauczyciele biorą pensję, skoro to rodzice zajmują się edukacją swoich dzieci.
Czytaj też: Tak postępuje coraz więcej rodziców w Polsce, oto kolejny dowód na to, że nauka zdalna jest fikcją
Przez chwilę wydawało się, że zarówno rodzice, nauczyciele, jak i uczniowie jakoś pogodzili się z tym, że nauka zdalna to nie to samo, co tradycyjna edukacja w szkole. Jednak im dłużej trwa kwarantanna, tym więcej absurdów związanych z prowadzeniem lekcji przez internet zaczyna być widoczne.
To już nie jest jedynie problem autorki wpisu cytowanego powyżej. Coraz więcej rodziców dziwi się, dlaczego w szkołach ich dzieci część zajęć prowadzona jest przez internet, a część odbywa się jedynie metodą korespondencyjną, która z nauką nie ma nic wspólnego?
– Nie rozumiem takich wypełniaczy w planie lekcji jak godzina wychowawcza. Nauczycielka łączy się z dzieciakami na 5 minut i pyta, czy wszystko u nich okej. Potem znika. Ale moja córka musi być na takiej lekcji, bo jeśli się nie pojawi, dostanie nieobecność. Tymczasem pani wychowawczyni załatwia sprawę w parę minut i ma temat z głowy – dziwi się Paweł, jego córka chodzi do 5 klasy warszawskiej podstawówki.
Zaznacza, że liczba godzin lekcyjnych z tych "ważnych" przedmiotów i tak nie umywa się do tego, ile byłoby, gdyby jego córka miała lekcje w szkole. – Miałaby codziennie polski i matmę, a teraz ma te zajęcia raz, dwa razy w tygodniu. Co z realizacją podstawy programowej? – pyta.
Jeden z nauczycieli, z którymi rozmawiałam, powiedział anonimowo, że w jego szkole ok. 80 procent nauczycieli nie chciałoby wracać do pracy w szkole. – Edukacja zdalna jest dla nich bardzo wygodna. Dla nauczycieli plastyki czy muzyki, to raj. Wysyłają dzieciom zadania i mają z głowy.
– Jeszcze nie mieliśmy żadnej lekcji online. Naprawdę – zarzeka się Michał. Mieszka na wsi, ma dwie córki. Starsza chodzi do 4. klasy. Jedna z nauczycielek zapowiadała, że poprowadzi zajęcia online, ale do tej pory się nie odbyły.
– Wszystkie materiały dostajemy na maila lub przez e-dziennik, sprawdziany są w formie testów online. Z tego, co wiem, w naszej klasie wszyscy mają dostęp do internetu, więc czemu nauczyciel nie może zrobić lekcji wideo? – pyta.
Tym powinni zajmować się też nauczyciele. W obecnym formacie nauki zdalnej obowiązek nauczania dzieci spadł na rodziców. I to właśnie ich złości. – Nauczyciele dostają pensję za wykonywanie swoich obowiązków, a ja mam przez to teraz dwie prace. Tę, za którą mi płacą, i drugą – nauczyciela, za którą kasę dostaje ktoś inny – złości się Michał.
Nauka zdalna daje nauczycielom wiele nowych możliwości. Mogą wykorzystać technologię do tego, by uczyć dzieci w nowatorski sposób. Wielu próbuje to robić, ale to ciągle mało. Wciąż zbyt wielu po prostu przesyła uczniom numery stron w podręczniku, które trzeba przeczytać i uważa swoją pracę za zakończoną. Resztą mają zająć się rodzice.
Zdarza się nawet, że nauczyciele odmawiają prowadzenia zajęć online. – Nauczycielka historii po wprowadzeniu obowiązku edukacji zdalnej oświadczyła, że nie będzie prowadzić lekcji przez internet – opowiada Paweł. Dyrekcja zaczęła naciskać, więc stwierdziła, że jej komputer traktuje aplikację Zoom jak wirus. Po kolejnej interwencji poszła na zwolnienie lekarskie. Teraz zajęcia w zastępstwie prowadzi opiekun ze szkolnej świetlicy – opowiada Paweł.
Warto przypomnieć, że Ministerstwo Edukacji Narodowej zachęcało uczniów, ale i nauczycieli do tego, by zgłaszali braki sprzętowe, bo szkoła może wypożyczyć komputer potrzebującym.