"Lekcji nie ma, ale pensja leci". Rodzicom puszczają nerwy. Co jest nie tak z edukacją zdalną?

Aneta Zabłocka
Znikający nauczyciele, lekcje-widmo albo wysyłanie uczniom numerów stron z podręcznika zamiast prowadzenia zajęć online. Zdawało się, że rodzice przywykli już do specyfiki nauki zdalnej. Niektórym jednak kończy się cierpliwość i pytają, dlaczego nauczyciele biorą pensję, skoro to rodzice zajmują się edukacją swoich dzieci.
Fot. Annika Gordon/Unsplash
Czego rodzice i uczniowie mogą oczekiwać od nauczyciela, który w czasie pandemii otrzymuje 100 procent pensji? Takie pytanie pojawiło się na Facebooku pod postacią wpisu pewnej sfrustrowanej matki. Miała dość czekania, aż nauczyciele w szkole jej dziecka wypełnią plan lekcji i zaczną prowadzić zajęcia online zgodnie z nim. Jak pisze Maria, jej dzieci w ciągu tygodnia mają 2 lekcje online!. Ona chciałaby, aby było ich więcej, bo, tak jak inni rodzice, ma pracę i nie może być jednocześnie nauczycielem. Dyrektorka szkoły odpisała jej: "Nie da się".


Czytaj też: Tak postępuje coraz więcej rodziców w Polsce, oto kolejny dowód na to, że nauka zdalna jest fikcją

Przez chwilę wydawało się, że zarówno rodzice, nauczyciele, jak i uczniowie jakoś pogodzili się z tym, że nauka zdalna to nie to samo, co tradycyjna edukacja w szkole. Jednak im dłużej trwa kwarantanna, tym więcej absurdów związanych z prowadzeniem lekcji przez internet zaczyna być widoczne.

To już nie jest jedynie problem autorki wpisu cytowanego powyżej. Coraz więcej rodziców dziwi się, dlaczego w szkołach ich dzieci część zajęć prowadzona jest przez internet, a część odbywa się jedynie metodą korespondencyjną, która z nauką nie ma nic wspólnego?

– Nie rozumiem takich wypełniaczy w planie lekcji jak godzina wychowawcza. Nauczycielka łączy się z dzieciakami na 5 minut i pyta, czy wszystko u nich okej. Potem znika. Ale moja córka musi być na takiej lekcji, bo jeśli się nie pojawi, dostanie nieobecność. Tymczasem pani wychowawczyni załatwia sprawę w parę minut i ma temat z głowy – dziwi się Paweł, jego córka chodzi do 5 klasy warszawskiej podstawówki.

Zaznacza, że liczba godzin lekcyjnych z tych "ważnych" przedmiotów i tak nie umywa się do tego, ile byłoby, gdyby jego córka miała lekcje w szkole. – Miałaby codziennie polski i matmę, a teraz ma te zajęcia raz, dwa razy w tygodniu. Co z realizacją podstawy programowej? – pyta.

Jeden z nauczycieli, z którymi rozmawiałam, powiedział anonimowo, że w jego szkole ok. 80 procent nauczycieli nie chciałoby wracać do pracy w szkole. – Edukacja zdalna jest dla nich bardzo wygodna. Dla nauczycieli plastyki czy muzyki, to raj. Wysyłają dzieciom zadania i mają z głowy.

– Jeszcze nie mieliśmy żadnej lekcji online. Naprawdę – zarzeka się Michał. Mieszka na wsi, ma dwie córki. Starsza chodzi do 4. klasy. Jedna z nauczycielek zapowiadała, że poprowadzi zajęcia online, ale do tej pory się nie odbyły.

– Wszystkie materiały dostajemy na maila lub przez e-dziennik, sprawdziany są w formie testów online. Z tego, co wiem, w naszej klasie wszyscy mają dostęp do internetu, więc czemu nauczyciel nie może zrobić lekcji wideo? – pyta. W dad:Hero promujemy fajnych nauczycieli, którzy potrafią przeprowadzić lekcje online, tak by uczniowie z chęcią siadali przed komputerem. Podpowiadamy rozwiązania stosowane przez rodziców w edukacji domowej, by pomóc innym w zagospodarowaniu czasu dzieci.

Tym powinni zajmować się też nauczyciele. W obecnym formacie nauki zdalnej obowiązek nauczania dzieci spadł na rodziców. I to właśnie ich złości. – Nauczyciele dostają pensję za wykonywanie swoich obowiązków, a ja mam przez to teraz dwie prace. Tę, za którą mi płacą, i drugą – nauczyciela, za którą kasę dostaje ktoś inny – złości się Michał.

Nauka zdalna daje nauczycielom wiele nowych możliwości. Mogą wykorzystać technologię do tego, by uczyć dzieci w nowatorski sposób. Wielu próbuje to robić, ale to ciągle mało. Wciąż zbyt wielu po prostu przesyła uczniom numery stron w podręczniku, które trzeba przeczytać i uważa swoją pracę za zakończoną. Resztą mają zająć się rodzice.

Zdarza się nawet, że nauczyciele odmawiają prowadzenia zajęć online. – Nauczycielka historii po wprowadzeniu obowiązku edukacji zdalnej oświadczyła, że nie będzie prowadzić lekcji przez internet – opowiada Paweł. Dyrekcja zaczęła naciskać, więc stwierdziła, że jej komputer traktuje aplikację Zoom jak wirus. Po kolejnej interwencji poszła na zwolnienie lekarskie. Teraz zajęcia w zastępstwie prowadzi opiekun ze szkolnej świetlicy – opowiada Paweł.

Warto przypomnieć, że Ministerstwo Edukacji Narodowej zachęcało uczniów, ale i nauczycieli do tego, by zgłaszali braki sprzętowe, bo szkoła może wypożyczyć komputer potrzebującym. Tymczasem słychać coraz więcej głosów, że brak narzędzi staje się dla nauczycieli wymówką, by nie prowadzić zajęć online. Co proponuje dyrekcja, gdy "nie można oczekiwać, że ilość godzin w zdalnym nauczaniu będzie taka jak w planie lekcji"? Wysłać dziecko do szkoły, w której nie ma zajęć dydaktycznych.