Tak postępuje coraz więcej rodziców w Polsce, oto kolejny dowód na to, że nauka zdalna jest fikcją

Kacper Peresada
Nic się nie zmieniło – mówi mi Anna, która od 20 lat uczy w szkole. – To, że teraz dzieciaki wysyłają zadania przez internet, nie ma znaczenia. Nadal jedni rodzice pomagają swoim dzieciom, inni piszą za nich prace domowe, a część dzieciaków po prostu "zrzyna" z gotowców.
Fot: Jessica Lewis/Unsplash
Na Twitterze rozgorzała dyskusja zapoczątkowana przez Sławomira Wikariaka z "Dziennika Gazety Prawnej", który napisał, że rodzice, zamiast wspierać swoje dzieci w nauce zdalnej, po prostu odrabiają za nie lekcje. Pod jego postem pojawiło się bardzo wiele komentarzy, okazało się, że ten temat wielu rodzicom nie daje spokoju.

Postanowiłem zapytać znajomą nauczycielkę, co sądzi o takim procederze. Jej odpowiedzi mnie zaskoczyły.

– Rodzice nigdy się nie zmienią. Są tacy, którzy zawsze będą odrabiali zadania domowe dzieci, byle tylko syn albo córka mieli lepszą oceny – przyznaje Anna, moja rozmówczyni, nauczycielka z 20-letnim stażem.


To, że teraz zajęcia mają charakter zdalny, niczego nie zmienia. – Tego typu podejście można dostrzec już w przedszkolu – komentuje Anna. – Na konkursie plastycznym 3-latków masz 10 prac, które wyglądają jak Jackson Pollock, a jedenasta sprawia wrażenie, jakby wyszła spod ręki Vincenta van Gogha.

Czytaj też: "Dzieci są takie same. To rodzicom odbiło". Nauczyciel z długim stażem mówi gorzko o nas, dorosłych

Według mojej rozmówczyni niektórzy rodzice lubią mieć poczucie, że są lepsi od innych. Czasem wystarczy im, że ich dziecko będzie lepsze od rówieśników. – Żeby było lepsze, musi mieć lepsze oceny – tłumaczy Anna. Według niej, dla nauczycieli odrabianie prac domowych przez rodziców to nie jest wielki problem. – Każdy nauczyciel doskonale wie, kiedy dziecko zrobiło coś samodzielnie, a kiedy ktoś inny maczał w tym palce. Mamy sposoby na sprawdzenie ich umiejętności. Nie trzeba się o to martwić.

Oczywiście wsparcie rodziców może przybierać różną formę. – Znam takich, którzy poprawiają prace pod względem stylistycznym. Dziecko siada, pisze wypracowanie, przedstawia swoją tezę, a potem wspólnie z tatą czy mamą pracuje nad formą. Uważam, że to fajny sposób uczenia dziecka lepszego pisania – mówi moja rozmówczyni.

Sławomir Wikariak, który rozpoczął dyskusję na Twitterze, uważa, że największym problemem są testy online, bo często rozwiązują je rodzice, siedząc obok dziecka przy komputerze.

– Sprytne dziecko i tak wykorzysta komputer do znalezienia właściwej odpowiedzi. Zresztą szukanie odpowiedzi w sieci jest według mnie okej – mówi Anna. Jej zdaniem fakt, że dziecko wpisze jakieś pytanie w wyszukiwarkę, a potem znajdzie prawidłową odpowiedź, pomoże mu się uczyć.

– Mój syn na każdą klasówkę przychodził ze ściągawką. Namawiałam go, żeby je przygotowywał, bo pisząc ściągę, uczył się. Powtarzał sobie w ten sposób informacje, a one zostawały w jego głowie.

Anna przyznaje, że rodzice, którzy za wszelką cenę próbują zapewnić swoim dzieciom "szóstki", są irytujący. Dodaje jednak, że ci, którzy narzekają na “oszustów” nie są wiele lepsi.

– Temat ocen powinien być sprawą między nauczycielem, uczniem i jego rodzicami. Inni nie powinni się tym interesować ani plotkować o tym, że ich zdaniem ktoś oszukuje.

Z jej doświadczenia wynika, że rodzice, którzy najbardziej narzekają, mają podobne podejście jak ci, którzy odrabiają prace za swoje dzieci. – Oni też chcą, by ich dziecko było najlepsze. Dlatego złoszczą ich, że ktoś ma lepsze oceny.

Według mojej rozmówczyni, oceny nie mają żadnego znaczenia. – Rodzice, rozmawiając o nich w kółko, utwierdzają dzieci w przekonaniu, że należy się porównywać do innych uczniów. Mówią: twój kolega dostał piątkę, ale nie przejmuj się, bo oszukiwał. Dla ucznia to jaką ocenę ma jego kolega czy koleżanka nie powinno mieć żadnego znaczenia. Powinien skupić się na sobie – podkreśla moja rozmówczyni.