"Dostałem zero". Smutny wpis, tak wygląda edukacja zdalna, gdy nauczyciel ma kamień zamiast serca

Aneta Zabłocka
"Zero" za brak aktywności za lekcji oraz "nieobecność" za brak kamerki czy włączonego mikrofonu. O edukacji zdalnej niby wiemy już całkiem sporo, ale wciąż dowiadujemy się rzeczy, których wolelibyśmy chyba jednak nie wiedzieć.
Fot: Julia M Cameron/Pexels
Nauczyciele też mają dzieci. Banał, ale to przecież prawda. Ludzie, którzy na co dzień uczą nasze dzieci, sami muszą mierzyć się ze wszystkimi wadami i absurdami obecnego systemu edukacji w Polsce. W efekcie ich także dotyka nauczycielska bezduszność.

Na nauczycielskim fanpage'u "Zadaję z sensem" pojawił się poruszający wpis. Jego autorem jest nauczyciel, a bohaterem — dziecko z jego rodziny, które zderzyło się z nauczycielskim brakiem serca i brakiem zrozumienia psychiki kilkulatków.

Wpis jest anonimowy, nie pada nazwisko nauczyciela, bo nie chodzi o lincz, a o to, by osoby pracujące w edukacji, także obecne na Facebooku, zastanowiły się nad rolą nauczycieli w kryzysie, który dotyka obecnie nas i nasze dzieci.


Czytaj też: "Dzieci są takie same. To rodzicom odbiło". Nauczyciel z długim stażem mówi gorzko o nas, dorosłych Wszystko tutaj poszło nie tak, jak powinno. To, że w czasie zajęć online dzieci muszą mieć kamerę i mikrofon, jest oczywiste. To, że nauczycielka nie pozwala dzieciom na błąd (wyłączenie mikrofonu, kłopoty z opanowaniem nieznanej technologii), jest zasmucające, a dla innych nauczycieli — zawstydzające.

Być może ta nauczycielka historii, bo tego przedmiotu dotyczyły zajęcia, chciała zachęcić dzieci do rywalizacji i sprawić, by lekcja stała się bardziej atrakcyjna. Zamiast tego wywołała w kilkulatkach paraliżujący lęk, że dostaną "zero".

To, że nauczycielka wprowadza zasadę odpowiadania na czas, jest rodzajem okrucieństwa. Szkoła to nie teleturniej "1 z 10", to edukacja kilkulatków, które muszą zmierzyć z nowym środowiskiem (nauka zdalna, brak kontaktu z nauczycielem, całkowicie nieznana sytuacja, zawstydzenie związane z mówieniem przed kamerą i do mikrofonu).

Odpowiedź na czas nawet u dorosłych wywołałaby stres. Każdy, kto grał w popularną grę planszową "5 sekund" (losuje się pytania, na odpowiedź jest pięć sekund, a zegar liczy czas), wie, że można się w takiej sytuacji nieźle spocić, a w głowie nawet najmądrzejszych osób nagle robi się pusto.

U dzieci taki egzamin na czas to stres do kwadratu. Tu nie chodzi o pozytywną adrenalinę, która miałaby dać dzieciom zapał do nauki w nietypowych warunkach. To paraliżujący stres, w którym nie ma ani odrobiny zdrowej rywalizacji.

Oczywiście, podczas zajęć w klasie dzieci też są przepytywane przez nauczycieli. Tyle że szkoła to znajome środowisko. W takiej sytuacji uczniowie czują się pewniej, a widząc nauczyciela, bardzo dużo emocji mogą odczytać z jego zachowania i mowy ciała. Tego kamera w komputerze nie pokaże.

W czasie nauki zdalnej technologia izoluje i tworzy dodatkową barierę. Kontakt z nauczycielem i rówieśnikami staje się pozbawiony emocji. Jeśli zabraknie dobrej woli, wygląda to tak, jakby jeden robot przepytywał inne roboty.

Jedyna pociecha jest taka, cytowany przeze wpis pochodzi z facebookowej grupy dla nauczycieli. Napisał go nauczyciel, podał dalej inny, komentują osoby pracujące w polskiej edukacji. Są zawstydzone tym, co się stało. To dobry znak. Do tego, by być dobrym nauczycielem, nie wystarczy jedynie wiedza, potrzebne jest też dobre serce.