"Przepraszam moje dziecko, że wzięłam w tym udział". Nauczycielka "Szkoły z TVP" o kulisach programu

Aneta Zabłocka
Skontaktowała się z nami jedna z nauczycielek z programu "Szkoły z TVP". Ma dosyć hejtu, który od kilku dni wylewa się na nią i jej koleżanki. Postanowiła opowiedzieć o tym, jak ten program wyglądał z jej perspektywy.
Fot. VOD/ Szkoła z TVP
Fragmenty lekcji przygotowanych przez Telewizję Polską widział chyba każdy. Oczekiwania były ogromne. Zdezorientowani rodzice, przytłoczeni koniecznością zapewnienia dzieciom edukacji domowej, liczyli na wartościową pomoc. Przeliczyli się.

Pewnie spora część oczekiwała nie wiadomo czego - fajerwerków, pokazów multimedialnych, czegoś w rodzaju edukacyjnego "Tańca z gwiazdami". Tymczasem programy były bardzo zwyczajne, takie, jak podstawa programowa w Polsce.

Niektóre nauczycielki myliły się przed kamerami, to prawda. Podawały błędne informacje. Odpowiedzią na te pomyłki był hejt. Komentujący wybrali jednak złego adresata swojego hejtu.


To nie nauczycielki były pomysłodawczyniami nagrań w telewizji. To nie one odpowiadały za realizację całości. Ktoś nad tym czuwał, ktoś przygotował te programy, ale nie uznał za stosowne poprawić pomyłek. Ktoś zdecydował, że marna scenografia i amatorska realizacja całości będzie okej.

Hejt tymczasem spadł na kobiety przed kamerami. Tyle że one nie planowały kariery Magdy Mołek czy Doroty Wellmann. Ich świat to szkolne klasy, a nie studio telewizyjne. Mają prawo mieć tremę, mają prawo zapomnieć języka w gębie.

Od tego jest reżyser, by poprawić, nagrać jeszcze raz i powiedzieć "stop", gdy uzna, że jest dobrze. Tak się nie stało. Programy zostały wyemitowane, a fragmenty z błędami natychmiast trafiły do sieci.

Jedna z nauczycielek prowadzących program w TVP skontaktowała się z nami, żeby opowiedzieć całą historię swoimi słowami.

Nie chce podać publicznie imienia (znamy je), nie chce powiedzieć, który program prowadziła (wiemy który), nie chce ujawnić publicznie żadnych informacji, które mogłyby ją zidentyfikować.

W zamian za obietnicę anonimowości opowiedziała mi, jak nagrania w TVP wyglądały z jej perspektywy.

Jak zostały panie wytypowane do prowadzenia zajęć w ramach programu "Szkoła z TVP?

Nie miałyśmy wyboru. Wbrew temu, co się mówi, nie było żadnego castingu. Pan dyrektor wybrał nas, miałyśmy jeden dzień na przygotowanie materiałów.

Chciałyśmy nagrywać te programy w szkole, ale realizatorzy uznali, że oświetlenie jest za słabe. Ostatecznie wszystko odbyło się w studiu telewizji regionalnej.

Nie dostałyśmy żadnych materiałów dodatkowych, mogłyśmy korzystać tylko z tego, co same przyniosłyśmy. Nie mogłyśmy wykorzystać filmów z Youtube'a ani zdjęć, bo do wszystkich pomocy naukowych trzeba było mieć prawa autorskie. Takie dostałyśmy wytyczne.

Praca nauczyciela to nie jest 25-minutowy monolog, taka lekcja nie może być ciekawa. Z każdego można się wyśmiewać, że lekcja nudna, ale nie miałyśmy możliwości i materiałów, by przygotować to lepiej.

Same wymyślałyśmy tematy i pisałyśmy scenariusze zajęć. Proszę zerknąć na VOD, jak te lekcje są nudne. Ale żaden nauczyciel nie ma do dyspozycji materiałów.

Jak wyglądało samo nagranie lekcji "Szkoły w TVP"?

Nagrywałyśmy cały dzień, spędziłyśmy 10-12 godzin na planie. Przygotowywałyśmy jedną lekcję po drugiej, czasem, gdy coś się nie udało, dogrywano fragment.

Generalnie jednak 75 minut materiału było od razu montowane i wysyłane do Warszawy. Nie mogłyśmy tego nawet obejrzeć. Nie mówiąc o tym, by na świeżo i na spokojnie przeanalizować ewentualne pomyłki. To wszystko działo się błyskawicznie.

Cały dzień spędziłyśmy w wielkim stresie, do dyspozycji była tylko kawa i woda. Nikt nie zadbał o catering, nie było nawet drobnych przekąsek.

Z jakim założeniem szła pani do studia?

Myślałam, że może będzie fajnie, że nagram ciekawą pomoc naukową dla dzieci. Myślałam, że zdobędę dzięki temu nowe doświadczenie. Wszystko skończyło się porażką. Przepraszam moje dziecko, że wzięłam w tym udział.

Ma pani jakieś doświadczenie w pracy przed kamerą?

Żadnego, nawet na moim weselu nie było kamerzysty. Tutaj były za to 4 kamery i reżyser, który ciągle powtarzał: "Dobrze, lecimy dalej!".

Teraz budzę się w środku nocy i myślę o tym, co mogłam zrobić inaczej. Zostałyśmy wrzucone na głęboką wodę.

Nikt nie poinformował nas o prawie do obejrzenia i akceptacji materiału. Nad realizacją tych materiałów pracowało kilkoro ludzi z TVP, to profesjonaliści, ufałam im.

Czytaj też: "Cały semestr do wyrzucenia". Pierwszy dzień nauki zdalnej, zaczęło się od wielkiej awarii Librusa

Podpisała pani umowę z TVP?

Do tej pory nie było żadnej umowy. Wytyka się nam, że "wzięłyśmy" 2 miliardy złotych na "Szkołę z TVP", a my w chwili nagrywania programu nie wiedziałyśmy, czy cokolwiek za to dostaniemy i ile. Do tej pory tak naprawdę o żadnym rozliczeniu nie rozmawiałyśmy.

Po naszych interwencjach Telewizja Polska wydała oświadczenie. Słabe. Przeprosiny ze strony TVP powinny paść dużo wcześniej. Minął tydzień od nagrania, naprawdę nie można było zareagować na falę hejtu jak należy?

Ma Pani żal do mediów, że nie stanęły w obronie nauczycieli ze "Szkoły w TVP"?

Boli mnie, że mówi się o wielkich akcjach typu "Stop Hejt", a za nami nikt nie stanął w obronie. Żaden z artystów, który brał udział w tamtej akcji, nie powiedział :"Przestańcie hejtować te dziewczyny". Tak mają się wielkie akcje do tego, co się teraz dzieje. Zostałyśmy same.

Czyta Pani komentarze w Internecie pozostawione przez internautów pod filmami?

Staram się tego nie robić. Najgorsze jest to, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jak te słowa ranią. Nagle wszyscy stali się nieomylni i idealni. Chcę, żeby to się jak najszybciej skończyło.

Wycofałam się już z tego, nie chciałam tego robić i nie będzie więcej nagrań z moim udziałem. Gdybym wystąpiła w kolejnych lekcjach, z pewnością każde słowo byłoby wyłapywane, a hejt trwałby w nieskończoność.

Czuje pani ulgę z tego powodu?

Moje koleżanki i ja jesteśmy bardzo zmęczone tą sytuacją. Z niedospania, nerwów, stresu już nie potrafię myśleć pozytywnie.

Gdy już wydaje się, że temat cichnie, nagle bum! Kolejne wideo trafia w sieci, a ludzie się śmieją. Jestem w fatalnej sytuacji psychicznej, moje dzieci też. Pojawiają się u mnie myśli samobójcze. Myślę o tym lekarzu z Kielc, który zabił się z powodu hejtu dwa tygodnie temu, i wcale się temu nie dziwię.

Sądzi pani, że po tym wywiadzie ludzie spojrzą inaczej na ten temat, a fala hejtu wreszcie się zatrzyma?