Ojcowie 3D: nie chodzą do Smyka, zabawki dla swoich dzieci drukują w domu na drukarce 3D

Aneta Zabłocka
W sklepie z zabawkami dostępne jest tylko to, co widać na półkach. Dzięki drukarkom 3D możesz wydrukować swojemu dziecku właściwie każdą zabawkę, nawet taką, która jeszcze nie istnieje, bo właśnie ją wymyśliliście.
Fot: ZMorph Multitool 3D Printer/Unsplash
– Najpierw był fidget spinner – opowiada Robert. – Wydrukowałem go dla mojego syna. Zaniósł do szkoły, a następnie pokazał kolegom. To było w okresie, gdy każde dziecko chciało mieć spinnera. Efekt? Ze szkoły wrócił z prośbami od kilku kolegów, którzy marzyli o spinnerze z drukarki 3D. Nie było rady, musiałem każdemu wydrukować – śmieje się Robert.

Drukarkę ma w domu od trzech lat. Jest majsterkowiczem, wcześniej widział drukarki u kolegów i postanowił, że też chce taką mieć. Wydatek niemały, ale Robert uważa, że całkowicie uzasadniony. – Kilka tysięcy złotych. Tyle, co duży telewizor 4K. Tyle że telewizora nie kupię, bo mam ten sam od lat i nie potrzebuję nowego.


– Telewizor niczego nie nauczy moich dzieci, a drukarka 3D to nieustająca edukacja. Dzięki niej zaczynają rozumieć, co to jest projektowanie, uczą się, czym są bryły, bo wspólnie oglądamy projekty nowych zabawek w komputerze. No i oswajają się z technologią, która zapewne będzie częścią rzeczywistości, gdy dorosną. Same korzyści – podsumowuje.

Klocki Lego z drukarki 3D

Po spinnerze pojawiły się kolejne zamówienia. Przy okazji Wielkanocy Robert wydrukował zająca z ruchomymi uszami. Potem zrobił gwizdek, z ruchomą kulką w środku. Później postacie z Minecrafta i breloczki ze znaczkami superbohaterów.

Prawdziwe szaleństwo nastąpiło, gdy Robert postanowił wydrukować klocki Lego. – Sam nie wiedziałem, co z tego wyjdzie – mówi. – Miałem obawy, czy moje klocki z drukarki będą pasować do tych z fabryki Lego. Okazało się, że pasują.

Jego syn zaniósł wydrukowane klocki do szkoły, żeby pokazać kolegom i wrócił z kolejnym zamówieniem, tym razem hurtowym. Klocki z drukarki chciała mieć cała klasa. Urządzenie nie stygło przez kilka dni, pracowało 24 godziny na dobę, bo zbliżał się koniec roku szkolnego i Robert chciał zdążyć z wydrukiem.

Musiał mieć 17 klocków, bo tyle osób liczyła klasa jego syna, dla każdego po jednym. – Wyszły pięknie i nawet okazało się, że moje klocki pasowały do prawdziwych klocków Lego – zachwyca się.

Dla siebie też drukuje różne rzeczy. Uszkodził sobie obudowę do GoPro, więc wydrukował sobie zastępczą. Nie jest piękna, ale daje radę. Ma też parę innych przydatnych gadżetów z drukarki 3D. Najwięcej zabawy jest jednak przy drukowaniu zabawek.

Na szczęście nie trzeba ich projektować, bo to najbardziej czasochłonna część druku. W sieci dostępnych jest mnóstwo bibliotek gotowych projektów przygotowanych przez innych entuzjastów drukowania 3D. – To jak "binge-watching" na Netflixie, siadamy wspólnie z synem i przeglądamy projekt za projektem. Są ich tysiące, od bardzo prostych, po superskomplikowane – opowiada Robert.

– Gdybym miał zrealizować wszystkie zamówienia syna, musiałbym mieć chyba tuzin drukarek, a nie jedną – śmieje się. – Zazwyczaj wybieramy jedną rzecz i drukujemy. Kilkanaście godzin i nowa zabawka jest gotowa. Nie trzeba jechać po nią do sklepu, nie ma zbędnego opakowania. Na pewno wytwarzamy mniej śmieci i zanieczyszczeń niż gdybyśmy każdą z tych rzeczy kupowali w sklepie, a do dla mnie ważne – podkreśla Robert.

Codziennie nowa zabawka

Mateusz prowadzi pracownię metaloplastyczną. Drukarkę kupił do swojej firmy, w której wykonuje odlewy w aluminium i mosiądzu. Do zabawy w druk szybko przyłączyli się inni członkowie ich rodzin. Szczególnie dzieci, dla których wytwarza zabawki. Dzięki drukarce codziennie mogą dostawać nową. I trzeba przyznać, że korzystają z tego bez ograniczeń.

Wojtek z kolei jest programistą i uwielbia bawić się technologiami, więc zakup drukarki 3D był uzupełnieniem jego zajawek.

Obaj projektują przedmioty do wydruku, ale też korzystają z gotowych modeli udostępnianych za darmo na serwisach takich jak m.in. Thingiverse. – Najczęściej korzystam z gotowych projektów, ewentualnie je modyfikuję. Rzadko kiedy sam projektuję modele, bo to zajmuje masę czasu – mówi Wojtek.

Zobacz: Jeśli chcesz stworzyć więź z dorastającym dzieckiem, poszukaj wspólnej pasji. Ci ojcowie ją znaleźli

Sam druk odbywa się automatycznie. Trzeba tylko wrzucić plik na kartę SD, umieścić ją w drukarce i wybrać co chcemy drukować. Czas druku zależy od ustawień w pliku, tego, z jaką dokładnością ma drukować i w ilu procentach środek drukowanego elementu ma być wypełniony.

– Wydruk wszystkich elementów zabawkowej przyczepki trwał łącznie pięć godzin – tłumaczy Mateusz.
Fot. Mateusz Janiszewski
Zakup nowej drukarki to koszt kilku tysięcy złotych, ale do domowego użytku nie potrzeba wypasionego sprzętu. Większość osób, które bawią się z druk, kupuje tanie modele, a potem uzupełnia je o dodatkowe części.

– Są modele, które można częściowo wydrukować na innej drukarce 3D – dodaje Robert. – Trzeba je potem samemu zmontować, ale dzięki temu wychodzą trochę taniej niż gotowe drukarki.

Poza tym na dobrą sprawę wcale nie trzeba kupować drukarki. Są pracownie dla majsterkowiczów, w których można coś sobie wydrukować. Działają też wypożyczalnie tego typu sprzętu, które udostępniają maszyny do druku. Najemca płaci dodatkowo za materiały.

Filament, czyli tworzywo termoplastyczne służące do wydruku, to koszt ok 80 złotych za rolkę, to wystarczy na kilkadziesiąt mniej skomplikowanych wydruków. – Koszt zabawkowej przyczepki w sklepie to 30 złotych, a koszt jej wydruku to 2 złote – mówi Mateusz.

Od czego zacząć drukowanie 3D?

Na pierwszy ogień idą zwykle małe modele. Wojtek tłumaczy, że na minifigurkach testuje się ustawienia i kalibrację drukarki. – Dwie pierwsze zabawki wydrukowane przeze mnie to łódka i jaszczurka. To jedne z najbardziej popularnych modeli. Pewnie w każdym domu, gdzie stoi urządzenie do druku 3D te zabawki gdzieś są – mówi.

– Jaszczurki to wielki hit zabawkowy w moim domu. Moja córka ma ich kilkanaście i zawsze chce kolejne. Resztę zabawek sam drukuję i jej wręczam. Nigdy nie odmawia, tylko żona zastanawia się, gdzie mnie wyrzucić razem z moimi wydrukami – śmieje się Wojtek.

Syn Mateusza, mimo tego, że ma dopiero dwa lata, też został już obsypany przez tatę zabawkami z drukarki. – Licząc z tymi, które się nie udały i trafiły do kosza, oraz z tymi, co nie przetrwały zabaw mojego syna, wydrukowałem ich około 30 – mówi Mateusz.
Fot. Mateusz Janiszewski
– Drukowanie to urozmaicenie wśród zabawek, które normalnie kupujemy, ale i świetna zabawa dla mnie. Sam wymyślam i wybieram, czym syn mógłby się bezpiecznie bawić – wyjaśnia Mateusz.

Zamiłowanie do druku 3D nie przychodzi z wiekiem, czasami zaczyna się już w dzieciństwie. Michał w tym roku zdaje maturę. – Będę pisał maturę rozszerzoną z matematyki i informatyki. Zdałem już egzamin na technika–ortopedę – mówi.

Wybrał taką ścieżkę edukacji, bo ma ambitne plany związane z drukiem 3D. – Moim marzeniem jest założenie w przyszłości firmy drukującej protezy i ortezy - mówi.

Drukuje od 4 lat, ale jego zainteresowanie drukiem 3D sięga jeszcze czasów podstawówki. – Zajmowałem się drukowaniem na zamówienie. Miałem własną stronę internetową, dzwoniły do mnie osoby z całej Polski. Chciałbym się dostać na dobre studia, więc zawiesiłem działalność, żeby skupić się na nauce. Wznowię pracę po 20 maja – żartuje.

Michał szczególnie upodobał sobie druk figurek superbohaterów i postaci z gier komputerowych. Zaczynał od 5-centymetrowych figurek Pokemonów. Ostatnio wydrukował kilka działających projektów protez.

Zabawki 3D nie dla dzieci

Co jeszcze marzy się fanom druku w 3D? Zabawki w rozmiarze XXL, tyle że nie zamierzają się nimi dzielić ze swoimi dziećmi. – Mam w planie zbudować samochodzik dla dziecka wyglądający jak Audi 80. Na drukarce zrobię elementy wnętrza, koła oraz fragmenty karoserii. Ceny takich autek są ogromne, a to było moje marzenie z dzieciństwa. Mogę je spełnić dzięki drukarce 3D – mówi Mateusz.

– Jest kilka projektów, które chciałbym wydrukować, ale obawiam się, że nie mam na to czasu – śmieje się Wojtek. Wylicza: – Model R2D2, C3PO czy ostatnio IG-11 z serialu "Mandalorian".

– Do tego takie klasyki jak Imperialny Niszczyciel, ale to spora maszyna – dodaje. Zgodnie z projektem, który mu się marzy, ten statek ma 1,5 metra długości. – Może na emeryturze się uda – śmieje się.