Wszyscy kochają swoje dzieci, dlaczego więc tak wielu rodziców jest nieszczęśliwych?

Aneta Zabłocka
Wszyscy przestrzegają: bycie rodzicem to nie bułka z masłem. Mimo to pakujemy się w to, bo chcemy być szczęśliwi. Marzymy o rodzinnym szczęściu, tylko że ono czasem nie nadchodzi, a ty któregoś dnia odkrywasz, że są dni, gdy nie lubisz być rodzicem – i że wcale nie czujesz się szczęśliwy.
Badania dowodzą, że pary bezdzietne są szczęśliwsze od tych posiadających dzieci Fot.Mitchell Luo/Unsplash
W teorii powinno być tak, że zostajemy rodzicami, bo chcemy być szczęśliwi. Dzieci mają dać nam to upragnione szczęście rodzinne. Tego nas nauczono w społeczeństwie. Potem okazuje się, że gdy już mamy dzieci, upragnione szczęście nie nadchodzi. Albo inaczej – czasami się pojawia, a potem znika. No i na pewno nie jest tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Ideał? W życiu rodzica coś takiego nie istnieje.

Na co dzień jesteśmy zmęczeni, skołowani, bezradni i coraz częściej przekonani, że bezpowrotnie straciliśmy kawałek siebie, a w zamian dostaliśmy nie do końca to, o czym marzyliśmy. Miało być pięknie. Miało być jeszcze lepiej niż wcześniej, a jednak tak nie jest. Jest inaczej. Uśmiech dziecka jest dla rodzica bezcenny, ale gdy dociera do ciebie, że sam uśmiechasz się coraz rzadziej, robi się gorzko.


Skąd to wiem? Rozmawiałam z wieloma rodzicami. Chciałam się dowiedzieć, czy są szczęśliwi jako rodzice. Wszyscy zapewniali mnie, że rodzina jest dla nich najważniejsza, ale w ich wypowiedziach brakowało najważniejszego słowa: "szczęście". Często za to powtarzali "tak, ale...".

Nie trzeba zresztą pytać znajomych. Wystarczy zerknąć na Instagram i na memy, które udostępniają rodzice. Najczęściej to teksty o tym, jak bardzo mają dosyć kaprysów swoich dzieci, jak bardzo chcieliby innego życia i jak bardzo próbują odreagować codzienność. Wszystko w formie żartu, ale to ten rodzaj humoru który, zamiast uśmiechu, wpędza w zadumę. Zerknijcie na Insta, w lot pojmiecie, o co mi chodzi.

Co jest nie tak z byciem rodzicem? Za dużo oczekujemy? A może przywykliśmy do wygody, bo współczesny świat na każdym kroku nas rozpieszcza i dlatego tak ciężko przychodzi nam znoszenie niewygód i udręki, którą w gruncie rzeczy jest rodzicielstwo?

Wychowanie dzieci to odpowiedzialność

Tomek mówi, że jego ekscytację widać na zdjęciach z sesji ciążowej, którą zafundowali sobie z żoną przed narodzinami pierwszej córki. – Mógłby być tam dopisek "na chwilę przed tragedią" – śmieje się.

– Nie tyle nie radzę sobie z dziećmi, co ze sobą. Moja trzyletnia córka ma okres, gdy na wszystko reaguje, mówiąc "nie". Czasem podnoszę głos, wkurza mnie, że nie słucha. Potem przychodzi refleksja, że ją krzywdzę w ten sposób i wtedy czuję się ze sobą fatalnie – mówi Tomek.

– Czuję się przytłoczony, bo nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką odpowiedzialnością jest wychowywanie dziecka. Teraz zaczyna rozumieć, że muszę uważać na każdym kroku, co mówię i robię.

Czytaj także: „Czasem nie lubię swojego dziecka..." Każdy ojciec zna to uczucie, ale niewielu się do tego przyzna
– Nasze rozmowy w domu dotyczą głównie problemów z dziećmi – mówi mi Władek. – Czasem są to mniejsze kłopoty młodszej córki, czasem nastoletnich dramatów tej starszej. Zafundowaliśmy sobie dużą przerwę pomiędzy dziewczynami, żeby odetchnąć od roli rodzica, ale to nic nie zmieniło. Ciągle rozmawiamy głównie o domu – narzeka.

– Moja młodsza córka jest nie do wytrzymania – dodaje Władek. – Biega, krzyczy, nawet na chwilę się nie zatrzymuję. Gdy każę jej posprzątać pokój, grożąc, że w innym wypadku wywalę za okno wszystkie zabawki, potrafi zamknąć mi drzwi przed nosem – opowiada Władek – To frustrujące. Bo jak długo możesz robić z siebie idiotę i wmawiać sobie, że jesteś w stanie nauczyć ją obowiązków — mówi.

Im więcej dzieci, tym mniej szczęścia

Przeprowadzono wiele badań poziomu szczęścia u par. Wyniki są druzgocące. Im dłużej trwa związek, tym bardziej zadowolenie ze związku spada. W przypadku par wychowujących dzieci, ten spadek satysfakcji jest dwukrotnie szybszy, niż u par bezdzietnych. To już nie są moje rozmowy ze znajomymi, to wyniki poważnych badań, niektóre z nich trwały nawet 30 lat.

Przeprowadzone w 2004 roku badania pod kierownictwem noblisty Daniela Kahnemana, wykazały, że zajmowanie się dziećmi znalazło się na 16. miejscu pod względem satysfakcji, którą daje (na liście było 19 różnych aktywności domowych). Biorące udział w badaniu mieszkanki Teksasu wyżej oceniły między innymi gotowanie czy sprzątanie.

Z wielu badań wynika też, że kobiety najczęściej są mniej szczęśliwe w roli rodzica niż mężczyźni, że samotni rodzice są mniej szczęśliwi niż ci w związku, a także, że rodzice częściej skarżą się na depresję niż osoby bezdzietne (to akurat zbadano na amerykańskim Wake Forest University).

Każdemu zdarzają się dni, gdy nie lubi swoich dzieci. Nie ma co tego ukrywać. Czasem to my mamy kiepski dzień, czasem one. Wtedy wystarczy iskra. – Zdarza mi się mówić mojej żonie, żeby nie krzyczała na dzieci, gdy są nieposłuszne. Ale za chwilę sam to robię, bo puszczają mi nerwy – opowiada Paweł.

– Nie cierpię, gdy moja córka przewraca oczami, kiedy odrabiamy lekcje. Widzę tę minę "Jezu, tato", słyszę te jej odzywki, kiedy mówi, żebym zrobił sobie sam, albo że najważniejsze, żeby czuła się szczęśliwa, a stopnie nie są ważne. Szlag mnie wtedy trafia. Wtedy jej nie lubię – mówi Paweł.

Dzieci to dla rodziców projekt do realizacji

Z badań UCLA Center on Everyday Lives of Families badających zachowania klasy średniej wynika, że przyczyną nieszczęścia rodziców często są nieustanne starania o to, by zapewnić dzieciom odpowiednią edukację, by odpowiednio przygotować je do dorosłego życia.

Odpowiadanie na wszelkie możliwe pytania, wysyłanie na zajęcia dodatkowe i ciągła kontrola postępów w rozwoju czy nauce, stała się drugą pracą rodziców. Często traktowana jako projekt, którym trzeba zarządzać po pracy i w weekendy. To musi być, i jest, wykańczające.

Czy na tym polega problem? Czy dzisiaj, w czasach korporacyjnych reguł, wedle których funkcjonujemy w pracy, traktujemy własne dzieci jak projekty do zrealizowania?

Czy próbujemy ogarniać je niczym "kej-pi-aje" w korporacji, a gdy pojawiają się problemy, wpadamy we frustrację, że nasz projekt nie idzie idealnie i nie wszystkie punkty na liście uda się odhaczyć?

Zobacz: "Coś się we mnie popsuło. Czy stałem się złym ojcem?" Wypalenie może zabić miłość do własnych dzieci

Czas wolny z dziećmi

– Weekendy z dziećmi to porażka. Mam stresującą pracę, ale uwielbiam być w biurze. Wolny czas, kiedy muszę od rana się bawić się z dziećmi i odpowiadać na setki pytań, wykańcza mnie dużo bardziej, niż całodzienne spotkania w biurze – mówi Paweł.
Fot. DreamWorks/Dzieciak rządzi
– Ciężko znoszę podróże z córkami. Każdy wyjazd mnie wypompowuje z emocji. Zanim wsiądziemy do auta, zaczynają się awantury – mówi Tomek. – Chcę pokazywać im świat, ale lubię z nimi jeździć samochodem.

– Gdy tak nazbiera się tych wkurzających sytuacji z dnia, to wieczorem już tylko warczę. Moja żona usypia wtedy dzieci. Ale gdy starsza córka budzi się w nocy i mówi, że czegoś się boi albo chcę pić, to ogarnia mnie uczucie takiej miłości i chęć stworzenia jej poczucia bezpieczeństwa, że się wstydzę tego, co wcześniej sobie myślałem. Uświadamiam sobie, że przez cały dzień musiała oglądać moją niezadowoloną minę – przyznaje Tomek.

– To jest fragment dnia, którego zarazem nienawidzę i uwielbiam – mówi Paweł – Zależy do dnia, ale jak się nie wstrzelę w odpowiednio zmęczonego Witka, to i przez godzinę mogę go nosić, a on nie chce zasnąć. Wije się i wyrywa, a ja jestem padnięty, ledwo stoję i jedyne czego chcę, to żeby wreszcie zamknął oczy.

– Gdy w końcu zaśnie, rzucam się obok niego na łóżko, czuję jego ciepło i słyszę jego spokojny oddech. Chwilę później ja też zasypiam – śmieje się Paweł.