Synkowie mamusi. Swoje partnerki traktujemy jak matki, unikamy szczerości. A potem się dziwimy

Kacper Peresada
Niewielu mężczyzn jest gotowych przyznać przed sobą, że to byli odpowiedzialni za rozpad swoich związków. O wiele łatwiej zwalić winę na kobietę. Tylko że w ten sposób niczego się nie nauczysz i w kolejnym związku popełnisz te same błędy. A ich lista jest długa. Od czego zaczniemy?
Fot: Antonino Visalli/Unsplash
Gdy rozmawiam ze znajomymi, zanim przyznają się do własnych błędów w związku, najpierw próbują przedstawić sytuacje, które mają dowodzić, że ich wina nie była jednoznaczna. Dopiero gdy wyjaśniam, że chcę napisać o momentach, gdy zorientowali się, że byli złymi partnerami, zaczynają się otwierać.

– Jedna z moich dziewczyn powiedziała mi, że chce mieć w domu chłopaka, a nie dziecko – opowiada 30-letni Tomek. – Tak naprawdę, gdy mówię "jedna", mam na myśli większość moich eks – poprawia się.

Tomek jest przekonany, że to problem wielu mężczyzn: nie potrafią być partnerami. – Wielu facetów ma "kompleks mamusi", a ponieważ kobiety są empatyczne, na początku jeszcze wzmacniają takie zachowania.


On próbuje z tym walczyć u siebie, stara się zachowywać jako trzydziestolatek, choć dodaje, że nie jest to łatwe. – Matki nam gotują, opiekują się nami, sprzątają za nas i to sprawia, że trochę nam się w głowach przestawia. Jeśli do czegoś się przyzwyczaisz to potem trudno z tym walczyć.

– Mój chłopak nie umiał zrozumieć, że może być ze mną szczery – wspomina inna moja znajoma, Anka. – Żył w przekonaniu, że dostanie ode mnie karę, jeśli coś zrobił złego. Mnie z kolei wkurzało, że ukrywał przede mną różne sprawy.

W jej opinii mężczyźni sami często rezygnują z partnerskiego układu i zamiast tego wybierają kłamstwa. Zachowują się, jakby partnerka była ich matką, przed którą trzeba się kryć, aby móc się dobrze bawić. – Nawet gdy mu tłumaczyłam, że może robić, co chce, bo jest dorosły, wolał mówić mi jedno, a robić coś całkowicie innego. Jak dziecko... – załamuje ręce Anka.

I tak wszystko się rozsypie
– Zawsze wydawało mi się, że byłem dobrym chłopakiem. A tak naprawdę bałem się nim być – opowiada Michał. – Nie otwierałem się przed moją kobietą. Mówiłem, że ją kocham, ale podświadomie nie byłem w stanie zaangażować się w związek w stu procentach.

Nie umiem przyznać się do błędu. To powoduje kłótnie, a w takich sytuacjach nie pozwalam wygrać drugiej osobie.

Jak sam twierdzi, jego zachowanie było powstrzymywane niepewnością i strachem przed tym, że zostanie skrzywdzony. Od kilku miesięcy chodzi na terapię, dzięki niej zrozumiał, że w czym tkwi problem: od lat czuje zawód z powodu rozpadu małżeństwa jego rodziców.

– Najgorsze jest, gdy naprawdę chcesz coś zrobić, ale zakładasz, że wszystko i tak się rozsypie – wyjaśnia. Starasz się być dobrym facetem, ale druga strona czuje, że coś jest nie tak, bo podświadomie trzymasz drugą stronę na dystans.

Kobiety potrzebują przestrzeni
– Nie umiałem rozdzielić jej świata i swojego – mówi Michał. – Cały czas czułem potrzebę bycia przy niej. Musiałem do niej pisać, nie umiałem sobie poradzić z uczuciami, wszystko, co robiłem, musiało być jakoś z nią związane.

Dzisiaj uważa, że takim zachowaniem doprowadził swoją ówczesną partnerkę do granic wytrzymałości. – Ona potrzebowała przestrzeni, a ja nie wiedziałem, jak mógłbym jej ją zapewnić.

Był to dla niego najcięższy moment w terapii, na którą chodzi od kilku lat. Nauczył się, że dwie osoby mogą żyć oddzielnie, ale nadal funkcjnować w szczęśliwym związku. By to zrozumieć, musiał spojrzeć w głąb siebie i zobaczyć, jak jego zachowanie wpływa na ludzi wokół niego.

– Zrozumiałem, że np. moja niechęć do tego, aby moja dziewczyna sama gdzieś wychodziła, wynikała z tego, że moja matka zawsze miała do mnie pretensje, jeśli gdzieś szedłem sam. Byłem wyizolowanym dzieckiem i trudno mi teraz jest radzić sobie z tymi emocjami.

Lepiej milczeć niż przeprosić
– Nie umiem przyznać się do błędu – mówi mi Bartek, wyjaśniając przyczyny rozpadu swojego poprzedniego związku. – To prowadzi do kłótni, a w takich sytuacjach nie pozwalam wygrać drugiej osobie.

Gdy się myli, kręci i konfabuluje. Robi wszystko, byle nie przyznać racji drugiej stronie. Gdy nie ma odwrotu, doprowadza do sytuacji, w której przestają ze sobą rozmawiać. Woli milczenie niż przeprosiny za własny błąd.

– To jest tak, że człowiek chce przeprosić, ale własna głupota go przed tym powstrzymuje. Gdy zabrnąłeś już tak daleko, przyznanie się do błędu wydaje ci się jeszcze większym błędem.

– Gdy już wiem, że to koniec i będziemy musieli się rozstać, wtedy wyłazi ze mnie to, co najgorsze – mówi mi Andrzej. Jak twierdzi, zamiast rzucić kogoś albo spróbować uratować relację, stara się wszystko zniszczyć.

Jedna z moich dziewczyn powiedziała mi, że chce mieć w domu chłopaka, a nie dziecko.

– Zdarzało mi się nawet, na złość drugiej osobie, pogłębiać naszą relację, mimo że nie chciałem z nią być – Andrzej rozkłada ręce. Potrafił na przykład planować kosztowne wakacje z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, by jego kobieta musiała z nim jeszcze trochę zostać.

– Gdy związki się rozpadają, często zmienia się nasze zachowanie. Gdy ta druga osoba staje się mniej obecna, odseparowuje się od ciebie, ty też zaczynasz zachowywać się w nietypowy sposób. Nie chcesz być zraniony, więc próbujesz odwrócić sytuację i sam zaczynasz ranić – mówi.

Czasami po prostu nie wychodzi
Andrzej twierdzi, że teraz jest w szczęśliwym wieloletnim związku i nie planuje już nikogo męczyć. – Mam nadzieję, że dorosłem na tyle, żeby pogodzić się z tym, iż przestaliśmy się kochać. To normalne, trzeba iść przed siebie.

Michał podkreśla, że każdemu zdarzało się być tym złym partnerem w związku. Jeśli to zauważysz, powinieneś się cieszyć, bo dzięki temu możesz uczyć się, jak nie popełniać błędów w przeszłości.

– Każdy ma za sobą nieudane związki – mówi. – W takich sytuacjach zawsze szukamy winnego. Trudno jest pogodzić się z myślą, że to ty jesteś odpowiedzialny za to, że się nie udało.

– Jeszcze trudniej uświadomić sobie, że czasami nie ma jednego, konkretnego powodu, dla którego coś się nie wychodzi. Po prostu rozpada się i tyle. Ważne, aby próbować być szczęśliwym. I mieć nadzieję, że następnym razem się uda.