Jego ostrza tną karoserię auta. Konrad Baron mógł być złotnikiem, a wykuwa noże dla szefów kuchni

Aneta Zabłocka
Piec rozgrzany niemal do tysiąca stopni, grube rękawice i odgłos spadającego na stal młota. Tak pracuje Konrad Baron, warszawski kowal, jeden z najbardziej znanych w Polsce twórców noży dla szefów kuchni.
Kuźnia Barona/Facebook
Jego pracownia mieści się w centrum Warszawy, ale jego sąsiedzi nie wiedzą, że pod ich stopami buzuje kowalskie piekło.

Wyposażenie kuchni przeciętnego zjadacza chleba jest dość typowe. Nóż do chleba i kilka małych do obierania warzyw i owoców. Proste ostrza, które kupujemy w supermarketach. Niezbyt trwałe, niezbyt wyrafinowane.

Na szczęście są na tym świecie rzemieślnicy, którzy wykuwają idealnie niemal niezniszczalne ostrza, na przykład wyprofilowane ze stu warstw stali.

Konrad Baron, twórca Kuźni Barona, to mistrz obróbki metalu. Wytwarza noże dla szefów kuchni, ale i elegancką biżuterię. Pochodzi z rodziny o rzemieślniczych tradycjach.


On jednak, zamiast zostać złotnikiem, jak jego rodzice, zdecydował się na zawód kowala. To w sumie typowe u Baronów — jego brat, Aleksander, też porzucił rodzinne tradycje złotnicze i dzisiaj jest znanym szefem kuchni.

Pracownia Konrada znajduje się w centrum Warszawy. To kilka pomieszczeń z rozgrzanymi do czerwoności piecami. W środku gorąco, pełno skrawków metalu i ciężkich młotów. Całość wygląda jak średniowieczna rzeczywistość przeniesiona do XXI-wiecznej metropolii.

Nie reklamujesz się. Przychodzą do ciebie ludzie z polecenia. Czujesz się jak Hanzō Hattori z "Kill Billa"? Tajemniczy mistrz kowalstwa tworzący niezwykłe ostrza, do którego trafiają tylko wybrani?


Czuję, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Pełnym pasji w tym, co robię – jeżeli tak czuł Hattori to tu mogę znaleźć podobieństwo. Jak w centrum Warszawy ukryć pracownię z piecami rozgrzanymi do 900 stopni i codzienne kucie stali?

Miasto jest głośniejsze od mojej kuźni. Nie zaczynam też pracy zbyt wcześnie, nie kończę jej zbyt późno – szanuję moich sąsiadów.

Jak nauczyłeś się swojego zawodu?

Wybrałem „normalną” w kowalstwie, lecz staromodną w dzisiejszych czasach drogę – zgłosiłem się „na termin”. Po dwóch latach wspólnego kucia z mistrzem Tadeuszem Wojciechem Hernikiem postanowiłem zacząć budować „swoje”.

Każdy, kto coś zaczynał, wie, że początki na tym „swoim” nie są łatwe. Są szczególnie trudne, jeśli twój wybór to nie startup, a zawód na wymarciu. Po drodze miałem wiele sukcesów, ale też dużo porażek.

To moja czwarta kuźnia w ciągu dekady. Wytrwałość i determinacja to cechy, które pozwoliły mi znaleźć się tu, gdzie jestem.

Mówisz o sobie "kowal miejski". Co to oznacza? Co można u ciebie zamówić?

Praktycznie wszystko. Jestem czeladnikiem kowalstwa artystycznego, ale pewnie umiałbym podkuć konia, czy wyklepać lemiesz. Siekierę też zrobię.

Moja specjalność to małe formy, a w szczególności noże kuchenne. Czasami też kultywuję tradycje rodzinne i tworzę biżuterię. Niektóre z twoich noży mają ponad sto warstw. Dlaczego aż tyle?

Mogą mieć jeszcze więcej. Albo mniej – to zależy od potrzeb i zasobności portfela zamawiającego. Skuwane warstwy stali nie tylko pięknie wyglądają, ale mają niesamowite właściwości.

Łącząc cechy różnych gatunków stali, mogę stworzyć nie tylko nóż, który cieszy oko i jest niepowtarzalny, o jedynym w swoim rodzaju wzorze, ale – żeby to dobrze zobrazować – taki, którym mógłbym np. przeciąć karoserię samochodu.

Skąd czerpiesz wiedzę o stopach, rodzajach noży, nowych technologiach w kowalstwie? Eksperymentujesz?

To jest zawód, w którym można stać się mistrzem, ale nigdy nie będzie się wiedziało wszystkiego. Cały czas mam głód wiedzy, nie spoczywam na laurach. Poszukuję, uczę się, próbuję nowych rozwiązań, często – tak jak powiedziałaś – eksperymentuję.

Wiedza wyniesiona z lektury książek, współczesnych i ze starych publikacji, ma się nijak do tej, którą zdobyłem w drodze eksperymentów. To najbardziej kosztowny sposób edukacji, uczę się na błędach, ale dzięki temu zdobywam najwięcej wiedzy.

Jeśli od ludzi z mojej branży usłyszysz zdanie: „tego się nie da zrobić”, to zaraz po nim padnie: „idź z tym do Barona”. To dobra reklama i słowa, które dają mi satysfakcję. Z twojej strony internetowej dowiedziałam się, że są noże dla lewo- i praworęcznych. Dominująca ręka użytkownika ma znaczenie przy tworzeniu ostrza?

Oczywiście! To, którą ręką się posługujemy, jest bardzo ważne. Dotyczy to zarówno noży ostrzonych symetrycznie, z obu stron ostrza, ale ze specjalnie dopasowaną rękojeścią, jak i tych ostrzonych niesymetrycznie, czy na jedną stronę.

Kiedy przyjmuję zamówienie na nóż – od tego zaczynamy. Jednym z pierwszych pytań jest też to o przeznaczenie noża.

Nie ma noża, który nadawałby się do wszystkiego, ale da się stworzyć nóż spersonalizowany dla osoby zamawiającej. Najczęściej ludzie, którzy zamawiają u mnie noże to kucharze, profesjonaliści na co dzień pracujący tym narzędziem.

Przy codziennej pracy w kuchni wiesz, co dla ciebie znaczy funkcjonalność noża, czym jest dobrze dobrany kąt ostrza, wygodna – bądź niewygodna – rękojeść, odpowiednia waga, jakość wykonania – rozumiana jako trwałość czy właściwości samego metalu. Badając potrzeby zamawiającego, tworzę założenia do mojej pracy – BeSpoke – to więcej niż noże na miarę.

Pamiętasz zamówienie, które kosztowało cię najwięcej pracy?

Każde zamówienie to proces indywidualny i dostosowany do potrzeb użytkownika. Każde jest na swój sposób trudne. Największym wyzwaniem dla mnie było opanowanie techniki pozwalającej wykuć nóż „yanagiba”.

Z jednej strony jest to bardzo klasyczne i popularne narzędzie, z drugiej – mistrzostwo, bo technologię jego wyrobu przekazuje się z pokolenia na pokolenie.

Pracowałem nad tym nożem równo rok. W świetle tradycji japońskiej to bardzo niewiele. Z mojej perspektywy – będąc tu na miejscu, ponosząc koszty życia, utrzymania pracowni i ciągłych inwestycji w eksperymenty, ten okres był jednak wielkim wyrzeczeniem i poświęceniem.

Ten nóż "nie wychodził" mi wielokrotnie i to zawsze na ostatnim etapie pracy – wszystko rozpieprzało się podczas hartowaniu. To był dla mnie okres nerwów i frustracji. Supermarketowe noże ze stali nierdzewnej to dla kowala potwarz?

Wszystko jest po coś. Nóż wykonany przemysłowo – jeśli kroi czy sieka – jako narzędzie spełnia swoje zadanie. Noże kute ręcznie różnią od niego trwałością, oryginalnością i kunszt rzemieślnika – czyli tym, że zostały wykonane dzięki czyjejś wiedzy i ciężkiej pracy.

Słowo kunszt pochodzi od niemieckiego słowa „Kunst”, które oznacza „sztukę”. Kunszt łączy więc pierwiastek magiczny z dobrze rzemiosłem.