Świat stanął na głowie: Niemcy sprowadzają z Polski klasyczne Mercedesy - i są zachwyceni ich stanem

Andrzej Chojnowski
Wiem, co powiecie – „hola, hola, nie wszyscy Niemcy”. Zgoda, macie rację. Ale ja też mam rację. Bo ważne jest zjawisko. Każda sytuacja, gdy Niemiec sprowadza z Polski używane auto, zwłaszcza z gwiazdą na masce, jest jak kolejne pióro wyrastające w skrzydłach polskiej husarii.
Fot: facebook.com/komforttrans/
Polską dumę w tych dniach najbardziej buduje premiera „Wiedźmina” w Netflixie, ale warto cieszyć się też małymi sprawami. A to właśnie jest taka mała-wielka sprawa.

Mieszkaniec niemieckiego miasta Bensheim (na południe od Frankfurtu nad Menem), miłośnik klasycznych Mercedesów z lat 80., tak zwanych „Baleronów”, miał problem. Od dwóch lat poszukiwał auta na miarę swoich marzeń – modelu W124 w stanie niemal fabrycznym, zadbanego, tak pięknego że wygląda, jakby Niemiec trzymał go pod kocem.

I wszystko się zgadza, bo znalazł właśnie taki egzemplarz „Balerona” – tyle, że pod kocem trzymał Polak. Kto dokładnie, tego nie wiem. Ale ważne, że Niemiec znalazł w Polsce samochód dla siebie (i – co ważniejsze – że wcześniej nikt z Polski mu go nie skradł). Mercedes W124 kupiony przez Niemca od Polaka jest dokładnie taki, jaki miał być. Z tego, co wiadomo, auto zostało kupione w salonie w Polsce i całe swoje dotychczasowe życie spędziło na polskich drogach. Biorąc pod uwagę tablice rejestracyjne – głównie stało w warszawskich korkach.


Nie widać po nim jednak, by ten czas odcisnął na samochodzie jakiekolwiek piętno. Ten model W124 300D wygląda dokładnie tak, jak wszyscy wyobrażamy sobie „Balerony” – w stanie niemal fabrycznym, tak piękne jak w dniu, gdy wyjeżdżały z fabryki Mercedesa. Gotowe bez trudu przejechać milion kilometrów. Człowiek, który dostarczył samochód z Polski stęsknionemu Niemcowi, prowadzący firmę Komfort Trans zajmującą się sprzedażą aut, tak relacjonuje słowa swojego klienta zza Odry: „Nie obiecywałeś zbyt dużo, auto jest perfekcyjne”. Umówmy się, Niemiec umie to dostrzec i docenić. Gdyby w tym Mercedesie była choć odrobina nadwiślańskiego „druciarstwa”, mielibyśmy już miniskandal dyplomatyczny.

A tymczasem mamy uradowanego Niemca, który butelką Sekta będzie świętował to, że kupił w Polsce swojego wymarzonego Mercedesa. Ta dekada nie mogła skończyć się lepiej.