Sukces Grety Thunberg. Po raz pierwszy dziecko dostało ten tytuł. Co to oznacza dla nas, dorosłych?
W Polsce wszyscy żyjemy teraz Nagrodą Nobla dla Olgi Tokarczuk, ale warto na chwilę wyrwać się z samozachwytu, bo właśnie przyznano inne ważne wyróżnienie. Nie jest ono tak prestiżowe jak Nobel, nie wiąże się z nim gratyfikacja finansowa, a jednak to duże wydarzenie - i historyczna chwila.
Tak, redakcja „Time’a” wiele razy się myliła. Wygląda na to, że tym razem zrobiła po prostu to, co należy. Przy okazji dokonała też małej rewolucji. Po raz pierwszy w gronie „Ludzi Roku”, obok naukowców, polityków, przywódców duchowych czy miliarderów, znalazło się dziecko.
Szwedka stworzyła Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, globalny ruch nastolatków protestujących przeciw niszczeniu środowiska. Jej tegoroczną podróż jachtem przez Atlantyk na sesję Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych obserwował cały świat.
Jedni mieli z tego pożywkę do żartów, drudzy wyrażali podziw, że nastolatka może być tak świadoma i konsekwentna w ograniczaniu własnego „śladu węglowego” pokazując dorosłym, że o ekologii nie wystarczy mówić, trzeba też dawać przykład poprzez własne działanie.
Ale zarazem w tym wszystkim jest jakiś poważny błąd. Dzieciaki z Hongkongu, zamiast walczyć na ulicach, powinny się uczyć. Greta nie powinna pozować z marsową miną na okładce „Time'a”, powinna być w szkole, a nie podróżować na spotkania z politykami.
Tylko co zrobić, jeśli w 2019 roku o lepszy świat walczą dzieci bo my, dorośli, bezmyślnie akceptujemy status quo? Nie przychodzi nam do głowy, że być może jedyne co odziedziczą po nas nasze ukochane dzieci, w których rozwój i edukację inwestujemy tyle czasu i pieniędzy, będzie świat rodem z Mad Maxa?
Może po prostu jest tak, że pokolenie świadomych i zaangażowanych nastolatków to najlepsze co mogło spotkać nasze pokolenie nieodpowiedzialnych dorosłych.