Weekendowy tata. Drogie zabawki nie zbudują za ciebie dobrej relacji z dzieckiem

Aneta Olender
Jak zrekompensować dziecku swoją nieobecność? Najłatwiej zapewne zasypać je prezentami. Taka reguła nie prowadzi jednak do niczego dobrego, bo głęboką więź z dzieckiem można zbudować tylko spędzając z nim czas, ale uwaga nie wystarczy włączyć mu bajki i usiąść obok z telefonem dłoni. Jakich błędów unikać mówi w rozmowie z nami terapeutka, mediator rodzinny i kurator sądowa w Sądzie Rodzinnym Beata Kaczkiewicz.
Rozpieszczanie dzieci i kupowanie zabawek, nie jest najlepszym sposobem na rekompensowanie nieobecności rodzica. Fot. Pexels
Czy rozpieszczanie zawsze jest czymś najgorszym?

Wszystko zależy od tego, co pod pojęciem rozpieszczania rozumiemy. Jeśli to jest okazywanie uczuć w takiej ogromnej ilości, okazywanie miłości poprzez przytulanie, docenianie, jeśli to jest smażenie w każdy weekend ulubionych naleśników, które zjada cała rodzina, to nie ma w tym nic złego.

Natomiast jeżeli rozpieszczanie oznacza brak zasad i granic, podporządkowanie wszystkiego – z mojego doświadczenia terapeutycznego wynika, że są takie rodziny – pod potrzeby dziecka, to możemy już wtedy powiedzieć, że dziecko przejęło kontrolę. A ono nie ma ani tyle rozsądku, ani tyle doświadczenia, żeby bez szkody, również dla siebie, taką kontrolę realizować.


Trzeba również przypomnieć, że dobrze wyznaczone granice dają dziecku poczucie bezpieczeństwa i zaufania do rodziców.

Niektórzy zachowują się jednak tak, jakby wierzyli, że dzięki drogiej zabawce uda się nadrobić w weekend to, co zaniedbało się podczas nieobecności w tygodniu.

Gdy rodzice są po rozwodzie i gdy jeden z nich jest rodzicem weekendowym, to chce zrekompensować dziecku swoją nieobecność w ciągu tygodnia czy dwóch. Może tak się jednak zdarzyć także jeżeli dziecko mieszka z tatą, ale tata jest bardzo zapracowany.

Taki tata w weekend dokłada wszelkich starań, żeby okazać się fajnym rodzicem, a czasami nawet fajniejszym niż ten drugi rodzic, który ma kontakt z dzieckiem na co dzień. Tak naprawdę dobrą rekompensatą za czas nieobecności, będzie nasza szczera radość, że się widzimy i że możemy z dzieckiem ten czas spędzić.

Warto rozmawiać z dzieckiem i zadawać pytania, ale nie wypytywać i sondować, co słychać u drugiego rodzica. Czasami bowiem rodzice chcą wiedzieć, czy ta druga osoba ma kolejnego partnera. To nie służy relacją z dziećmi. Dla nich ważne jest to, by mogły opowiadać, że z tym drugim rodzicem też miło spędza się czas, że może podczas tych spotkań rozwijać swoje zainteresowania. Istotne jest nie wprowadzanie takiego konfliktu lojalnościowego.

Dzieci bardzo doceniają, jeżeli mogą z tym rodzicem, który albo ma mniej czasu, albo jest rodzicem, który ma wyznaczone kontakty, podzielić się wszystkimi radościami, a nie myśleć o tym, że jakieś informacje trzeba przesiać lub wyselekcjonować.

Jednak wydawać by się mogło, że dzieci z takich prezentów się cieszą.

Nie ma problemu jeżeli są to zabawki, które możemy wykorzystać do wspólnej zabawy, bo to są np. fajne gry. Może niekoniecznie komputerowe, bo w ciągu tygodnia dzieci są wystarczająco przebodźcowane, ale jeśli będzie to planszówka, albo piłka, którą można wspólnie pokopać, to z całą pewnością jest to dobre rozwiązanie.

Takim rozpieszczaniem, ale zdrowym będzie też pójście w ulubione miejsca, albo zjedzenie ulubionego obiadu przygotowanego razem. Takie współdziałanie z rodzicem, bez względu czy sprzątamy, czy gotujemy, czy bawimy się tą zabawką, jest dla dziecka okazywaniem uczuć.
Jakie błędy najczęściej popełniają "weekendowi ojcowie"?

To, na co skarżą się moi mali lub nastoletni klienci, którzy są w takiej sytuacji, to właśnie wypytywanie o to, co dzieje się u drugiego rodzica. Błędem jest też sytuacja, w której zwalniamy dziecko z obowiązków, np. na co dzień musi sprzątać w swoim pokoju, a tata zabiera dziecko i mówi, że mama posprząta.

Najgorszy jest jednak brak czasu dla dziecka. Wspólny weekend to nie jest siedzenie w jednym pokoju, to jest uczestniczenie w tej samej aktywności. Bywa tak, że rodzice spędzają czas z dzieckiem i oglądają razem ciekawy program lub bajkę, po czym okazuje się, że dziecko ogląda, a rodzic otwiera laptop i nadrabia zaległości z całego tygodnia, np. odgruzowując sobie skrzynkę mailową.

Myślę, że dzieci wcale nie wymagają tak strasznie dużo czasu od nas. My rodzice nie wypełniamy dziecku całego życia i nawet nie musimy tego robić. Są dziadkowie, są znajomi, są jakieś zainteresowania. Wydaje mi się więc, że nie tyle ilość czasu spędzonego razem ma znaczenie, ale właśnie jakość. To jest numer jeden.

Aby dziecko miało poczucie, że wtedy właśnie rodzic jest dla niego i tylko dla niego, że ma taką uwagę na to, co dziecko lubi. Wystarczy zwyczajnie zapytać, co chciałoby robić. Nie muszą to być takie rozrywki, które wymagają od nas nakładów finansowych.

Takich fajerwerków?

Wiadomo, że jeżeli widujemy się z dzieckiem rzadko, to sami mamy w sobie takie fajerwerki i chcemy uczcić to spotkanie w niezwykły sposób. Wtedy rzeczywiście w grę wchodzą jakieś zabawki, czy przyjemności, które są absolutnie wyjątkowe, a przez to często kosztowane. To jednak nie jest potrzebne.

Jakie są konsekwencje takiego nieuważnego spędzania czasu z dzieckiem?

Jeśli jest to rodzina, która się rozpadła, to dla dziecka rozwód i tak jest już wystarczająco trudnym tematem. Gdy rodzic spędza czas z dzieckiem, ale nie do końca aktywnie, po prostu siedząc obok, albo jeżeli wypytuje, to dziecko ma poczucie, że było, ale nikt go nie zauważał.

Przecież to dziecko cieszy się na to spotkanie, więc jeżeli jest ono niczym niewypełnione, niczym takim, że dziecko czułoby tą miłość i obecność, to na pewno jest to dla dziecka dodatkowe zranienie.

Dobrym przykładem są rysunki. Dziecko coś tam sobie rysuje i przybiega z tym do rodzica. My rzeczywiście spojrzymy i stwierdzimy, że fajny, ale po chwili zabieramy się za kolejną robotę. Z jednej strony to zauważyliśmy, ale z drugiej strony nic dla dziecka z tego nie wynika. Ono też chciałoby, żebyśmy dopytali, a ono mogłoby opowiedzieć więcej.

Takie weekendowe spotkania powinny być wypełnione nie tylko zabawą. Powinny być wypełnione takim żywym i serdecznym zainteresowaniem tym, co w ogóle dziecko spotkało w ciągu tygodnia. Rozmową o szkole, o tym czego się nauczyło, czego doświadczyło.

Istotne jest też dopytanie, czy nie ma z czymś kłopotu. Gdyby okazało się, że taki kłopot jest, to trzeba się skupić nie na krytykowaniu czy poprawianiu, nie na komentarzach: "o matko, znowu się nie nauczyłeś", tylko na rozwiązaniu.

Kiedy chcemy je wesprzeć, to dziecko ma świadomość, że uczestniczymy w każdym obszarze jego życia. Interesujemy się nie tylko zabawą, ale i obowiązkami dziecka.

W innym przypadku może czuć się odrzucone?

Poruszanie różnych tematów z dzieckiem, nie tylko tych przyjemnych, ale też takich, w których mogą kryć się jakieś problemy np. związane z rówieśnikami albo ze szkołą, uczy dziecka tego, że może z nami o wszystkim porozmawiać.

Dzieci mają świadomość, że robią coś, co rodzicom może się nie spodobać, wtedy też jakiś obszar rozmowy może nam się nie kleić. Może chodzić o jakieś palenie papierosów za rogiem, o łyk piwa, o to, że wiedzą, gdzie w okolicy sprzedają marihuanę i może będą chciały spróbować.

Od wczesnego dzieciństwa powinniśmy uczyć dzieci, że mogą rozmawiać z nami o wszystkim, czyli nawet o trudnościach, o nowych doświadczeniach, a w trakcie tej rozmowy spotka je zrozumienie, albo wyjaśnienie, albo jakaś przestroga, ale nieprzewidująca kary.

Jeśli rodzic w trakcie rozmowy jest ciepły i życzliwy, nie jest nadmiernie krytyczny, to z tymi bardziej skomplikowanymi sprawami też dziecko będzie miało śmiałość się do niego zwrócić. To, że osłabiają się więzi z nastolatkami, to jest w pewnym sensie rozwojowe, najważniejsze staje się budowanie innego rodzaju więzi, ale wynika też z tego, że nie ma takiego nawyku i przekonania, że z rodzicem można o wszystkim porozmawiać.