logo
Jeśli robisz za dziecko to, co powinno zrobić ono, wcale mu nie pomagasz. Tak naprawdę niszczysz jego poczucie własnej wartości. fot. Pexels/Gustavo Fring
Reklama.

Choć brzmi to jak absurd, troska o dziecko może być szkodliwa. Głównie wtedy, gdy jest jej zbyt dużo lub gdy jest okazywana niepotrzebnie, czyli w sytuacjach, kiedy dziecko spokojnie poradziłoby sobie samo. Na przykład rano, gdy się ubiera do przedszkola. Umie to robić, ale tata czy mama, żeby było szybciej, zasznuruje mu buty albo pomoże włożyć kurtkę. Albo posprząta porozwalane po całym pokoju zabawki, bo maluszek po długiej zabawie jest już zmęczony i zasypia.

Tato, ratuj

Ok, jak rodzice wyręczą swoją pociechę raz czy drugi, to tragedii nie ma. Gorzej, jeśli taka pomoc wchodzi w krew i ciągnie się potem przez lata. Dziecko przypomina sobie w niedzielny wieczór, że miało przez weekend nazbierać kasztanów, ale jakoś wyleciało mu to z głowy? Tata się trochę pozłości, ale pójdzie i nazbiera tych kasztanów nawet w nocy. Nastolatek już w liceum napisze SMS-a: "Tato, zapomniałem stroju na W-F, podrzuć proszę, skoro pracujesz z domu". Jasne, tata podrzuci, bo po co dzieciak ma mieć minusa czy obniżoną ocenę. 

Takie rodzicielskie "pogotowie ratunkowe" w kryzysowych sytuacjach na pozór jest świetne, bo dziecko wie, że ma rodzica, na którego zawsze może liczyć. Ale w efekcie przestaje liczyć na siebie. Zwrócił na to uwagę w jednym z podcastów moc słynny psychiatra i specjalista od badań mózgu.

– Wychowujemy dzieci słabe psychicznie, ponieważ robimy dla nich zbyt wiele. A kiedy robimy dla naszych dzieci za dużo, to podnosimy własne poczucie wartości, ale im je odbieramy – stwierdził. I dodał, że dzieci muszą się same zajmować swoimi problemami, bo tylko w ten sposób uczą się je rozwiązywać, a to buduje ich siłę psychiczną.

Dr Amen wyjaśnił to na prostych przykładach. Jak wyznał, jeśli jego córka zapomni zabrać do szkoły pracy domowej albo nie weźmie ciepłej kurtki, choć wie, że dzień jest chłodny, to ani on ani jego żona nie ruszają na pomoc i nie podrzucą jej tego do szkoły. Jeśli nie weźmie kurtki w chłodny dzień, choć mama ją o to prosiła, to nikt jej tej kurtki nie dostarczy. Brzmi to brutalnie? Owszem. I na pewno rodzic, który na prośbę o taką pomoc odpowie: "To twój problem, poradź sobie z nim", ma gwarantowanego focha. Ale w końcu dziecko się nauczy, że nie ma co liczyć na to, że mama czy tata je wyręczy w sprawach, które ono powinno ogarniać samo.

Czytaj także:

"Dajmy dzieciom szansę samodzielnie szukać rozwiązań i stawiać czoła własnym problemom, zamiast wyręczać je na każdym kroku" – radzi rodzicom dr Daniel Amen. No i jeśli nie chcemy, by nasze pociechy były niesamodzielne, niepewne siebie i przekonane, że byle kłopot je pokona, to warto tej rady posłuchać. Nawet jeśli na początku nauka asertywności będzie trudna, zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica.