W ostatnich dniach kobiety i mężczyźni wyszli na ulice walczyć o prawo do aborcji. Nie jest to oczywiście nowa walka. Od lat walczymy o to, aby polskie prawo w końcu zaczęło przypominać to, które widzimy u naszych zachodnich sąsiadów. Zamiast tego rządzący starają się nas jeszcze bardziej ograniczać.
Piszę "nas", bo chociaż walka o aborcję jest walką o prawa kobiet, to tylko takie jej postrzeganie jest po prostu szkodliwe. Wiele osób jest przekonanych, że skoro to nie ciała mężczyzn są tematem dyskusji, powinni oni być cicho. Gdy mężczyźni są często głównymi twarzami ruchów pro-life, w wypadku walki o prawo do aborcji starają się schodzić na drugi plan, mając świadomość, że to kobiety powinny być wysłuchane, a temat nie powinien zostać przejęty przez mężczyzn.
Jednak temat ten nigdy nie był tylko i wyłącznie kobiet. I nigdy nie będzie. Aborcja ma znaczenie w życiu facetów, dostęp do niej albo jego brak może mieć taki sam wpływ na naszą przyszłość. Dlatego postanowiłem znaleźć kilka osób, które chciałyby opowiedzieć o tym, co je spotkało. O tym, jak aborcja zmieniła ich życie.
Wszystkie imiona w artykule zostały zmienione. Jak wyjaśniali mi mężczyźni, z którymi rozmawiałem, wynika to z szacunku do kobiet, które zdecydowały się na zabieg. W końcu to one powinny mieć prawo decydować o tym, kto wie więcej o ich przeszłości.
Michał, 32 lata
Mieliśmy już dwójkę dzieci. Starsze miało iść zaraz do szkoły, młodsze urodziło się pół roku wcześniej. Gdy usłyszałem, że jest w ciąży, pierwsze, co pomyślałem, to że mam kompletnie przesrane. Nie miałem nawet sił myśleć o tym, co musiałbym poświęcić, aby ogarnąć trzeciego szkraba.
Zresztą moja żona się ze mną zgadzała. Dopiero co wróciła do pracy, którą uwielbiała. Dawała nam dodatkowy przychód i pierwszy raz od narodzin starszej córki mogliśmy czuć komfort finansowy. Trzecie dziecko by to po prostu rozwaliło w drobny mak.
Znaleźliśmy w sieci informację o fundacjach, które pomagają w aborcji w Czechach i tam pojechaliśmy. Szybki zabieg. Od tego czasu minęły cztery lata i nigdy nie żałowałem tej decyzji. Jesteśmy w szczęśliwym związku, zapewniamy dzieciom dobre wykształcenie, zarabiamy dobre pieniądze, jeździmy na wakacje. Gdybyśmy wtedy nie zdecydowali się na aborcję, prawdopodobnie nie bylibyśmy w tym miejscu, gdzie jesteśmy. Dalej ledwo wiązalibyśmy koniec z końcem, musząc opiekować się trójką dzieciaków, które wychowywałyby się w mniejszym mieszkaniu i gorszej dzielnicy.
Byłem bardzo biedny jako dziecko. Nie mogłem pozwolić, aby moje dzieci przeżyły to samo.
Kacper, 24 lata
Wpadliśmy z moją dziewczyną na drugim roku studiów. Byłem biedakiem, a ona nie mogła sobie pozwolić, aby wyjąć ze swojego życia kilkanaście miesięcy na ciążę. Oboje musieliśmy się uczyć, aby być w stanie marzyć o dobrym życiu.
Wychowałem się w bardzo katolickiej rodzinie, ale w tamtym momencie zdążyłem już odsunąć się od wiary. Dlatego, gdy powiedziała mi, że najzwyczajniej w świecie nie chce poświęcać się dla jakiegoś dziecka, było to dla mnie coś normalnego. W innej sytuacji pewnie mógłbym rzucić szkołę. Albo pracować 40 godzin dziennie i próbować studiować.
Jestem pewien, że wiele bym stracił przez dziecko. Możliwości rozwoju, nauki, siedziałbym na kasie czy gdzieś i zastanawiał się, dlaczego się wpieprzyłem w coś takiego. Nie mam poczucia winy z tego powodu. Po prostu wybraliśmy drogę, która pozwoliła nam na jak najlepsze życie. Nie tylko dla nas, ale też dla dzieci, które być może będziemy mieli w przyszłość.
Andrzej, 19 lat
Moja dziewczyna zaszła w ciążę pół roku temu. Byłem zesrany jak nigdy w życiu. Wiedziałem, że jeśli zdecyduje się urodzić, to moje życie pójdzie na śmieci. Na szczęście zarówno ona, jak i jej rodzice dosyć szybko uznali aborcję za najlepsze rozwiązanie. Dosyć szybko ogarnęliśmy pigułkę aborcyjną, którą wzięła i mieliśmy problem z głowy.
Nadal jesteśmy ze sobą i nie żałujemy. Nie chcielibyśmy teraz zajmować się dzieckiem. Nasi rodzice nigdy nie mieli do nas pretensji o to, co się stało. Poza tym, że kazali nam bardziej uważać. Mamy trochę znajomych, którzy mają dzieci. Niektórzy są szczęśliwi, inni mniej. Ale to nie ma znaczenia, bo my po prostu podjęliśmy decyzję, która była odpowiednia dla nas.
Tomasz, 63 lata
Jestem alkoholikiem od dobrych 40 lat. Nie piję od 20. Ale gdy moja żona zaszła w ciążę nadal zdarzało mi się iść w tango. Mieliśmy już dwójkę dzieci, którymi i tak ledwo umiał się opiekować. Wiadomo, że chodziłem do pracy i starałem się zarabiać kasę, ale bywało tak, że zaczynałem pić w piątek po robocie i kończyłem w piątek tydzień później, zapominając przez pięć dni, że mam dom i obowiązki. Nie byłem agresywnym pijakiem, ale byłem złym, nieodpowiedzialnym i obrzydliwym człowiekiem.
Moja żona powiedziała mi o aborcji po tym, jak już ją przeprowadziła. Czułem, że mnie zdradziła, oszukała, ale z czasem przyznałem jej rację. Nie wiem, czy byłbym w stanie wtedy przestać pić. Szczerze, to jestem pewien, że bym nie przestał. Poprzednia dwójka dzieci jakoś mnie naprostowała, więc nie dziwi mnie, że we mnie nie wierzyła. A fakt, że ojciec nawalony siedzi u koleżków, zamiast zarabiać na dwójkę dzieci i żonę, która musi się nimi opiekować, jest wystarczający, aby nie decydować się na trzecie.
Z żoną już nie jestem. Ale udało mi się jakoś naprawić relację z dziećmi. Chociaż długo nikt nie chciał mi uwierzyć, że przestałem pić, ale teraz już wierzą. Trzecie dziecko nic by pewnie we mnie nie zmieniło, za to spieprzyło życie mojej żonie i chłopakom. A tak było odrobinę łatwiej.
Zarówno moja dziewczyna, jak i ja pochodziliśmy z beznadziejnych rodzin, które zostały założone przez młodych kretynów, którzy nie umieli żyć w zgodzie i wychowywać dzieci. Byłem wychowywany w katolickim domu, więc zanim poszedłem na studia, uważałem aborcję za najgorszy grzech i zawsze miałem poczucie winy, gdy się masturbowałem.
Gdy moja dziewczyna zaszła w ciąże, wydaje mi się, że założyłem, że nie ma tutaj nawet tematu do dyskusji. Mieliśmy podobne wychowanie i wydaje mi się, że oboje założyliśmy, że drugie nie zgodzi się na aborcję. Chociaż oboje o niej myśleliśmy. Ona zakładała, że moje konserwatywne wychowanie spowoduje, że będę z nią walczył, a ja przez moje konserwatywne wychowanie bałem się po prostu z nią o tym porozmawiać.
Poszliśmy któregoś dnia do lekarza. Byłem przerażony, czułem, jakby ktoś odebrał mi kontrolę nad moim życiem, ale zarazem marzyłem, jakim będę wspaniałym ojcem. W przeciwieństwie do mojego taty. Ale kilka dni później w końcu strach zwyciężył i zaczęliśmy rozmawiać o tym, co powinniśmy zrobić. I zdecydowaliśmy się na aborcję.
Gdy ogarniasz aborcję za granicą, musisz być o jakiejś posranej godzinie przy granicy, skąd odbierają ludzi vanem i wiozą na zabieg. Partnerów zostawia się w domu, a kobiety zawozi do kliniki. Pamiętam, że gdy jechaliśmy odebrać dziewczyny, myślałem, że zobaczę ją w rozsypce, ale wydawała się jedynie śpiąca. Gdy wróciliśmy do domu kilka godzin później, życie po prostu wróciło do normy.
Wydaje mi się, że kochaliśmy się i troszczyliśmy o siebie nawzajem na tyle, że gdy rozmawialiśmy, naprawdę staraliśmy się słuchać i traktować uczucia drugiej osoby na poważnie. Może zbyt poważnie, bo baliśmy się być samemu w stu procentach otwarci.
Nie było łatwo dojść do tej decyzji. Ale byliśmy ostatecznie szczęśliwi. Żałowałem tylko, gdy walczyłem sam ze sobą, że nie miałem z kim tak naprawdę o tym porozmawiać. Wiedziałem, że ona ma wsparcie przyjaciółek, ale ja czułem się sam. Gdy mówiłem kumplom, nie wiedzieli, jak reagować. Ostatecznie jestem szczęśliwy, że się zdecydowaliśmy na zabieg.
Michał, 42 lata
Moja żona była w 19. tygodniu, gdy lekarz powiedział z całą pewnością, że nasze dziecko nie będzie w stanie wieść normalnego życia. Jeśli się postaramy, to nie umrze, ale jego przyszłość będzie trudna, bolesna, oparta na cierpieniu, braku samodzielności i smutku. Pamiętam, że gdy lekarz mi to powiedział, pierwsze, co pomyślałem, to, jaki będzie to miało wpływ na moją żonę.
Wydaje mi się, że większość facetów zaczyna czuć się ojcami o wiele później od kobiety. Gdy dziecko nabiera jakichś realnych kształtów. Nie wystarczy fakt, że bliska ci osoba ma wielki brzuch. Dla kobiet nie jest tak łatwo. One stają się matkami długo przed tym, jak my stajemy się ojcami. Dlatego nie byłem smutny z mojego powodu, byłem przerażony, jak to wpłynie na nią.
Decyzję o przerwaniu ciąży podjęliśmy dosyć szybko. Staraliśmy się być logiczni w naszej decyzji. Rodzic musi zrobić wszystko, aby jego dziecko wiodło jak najszczęśliwsze życie. Jeśli jego życie, zanim jeszcze się zaczęło, jest skazane na smutek, to jak jako rodzic mógłbym usprawiedliwić przymuszanie go do tego świata? Musiałem wyjaśnić mojemu pierworodnemu, czemu jego brat jednak nie przyjdzie na świat. Powiedziałem, że jest chory i po prostu nie mógłby wieść szczęśliwego życia.
Byłby zawsze chory. I cokolwiek byśmy nie robili, byłby chory i nigdy by nie wyzdrowiał. Musieliśmy więc pozwolić mu odejść. Nie chcieliśmy skazywać go na miesiące, lata bólu i strachu i braku zrozumienia, dlaczego coś takiego spotkało właśnie to dziecko. Sam czasami nie chciałem wierzyć, że podejmuję właściwą decyzję. Czasami czułem, że przecież zdarzają się cuda. Ludzie lubią się okłamywać, że będzie dobrze, ale z perspektywy czasu wiem, że gdybyśmy nie zdecydowali się na przerwanie, zrobilibyśmy to z egoistycznych przesłanek. Dla siebie, a nie dla dziecka.
Pojechaliśmy przerwać ciążę do Holandii. Baliśmy się, że w Polsce lekarze będą opóźniali decyzje, a do 22. tygodnia ciąży było bardzo blisko, więc musieliśmy się spieszyć. Gdy wszystko się skończyło, płakaliśmy. Chcieliśmy tego dziecka. Marzyliśmy o nim. Ale właśnie dlatego, że chcieliśmy mu dać idealny dom, nie mogliśmy go skazać na te męki.
A fakt, że ojciec nawalony siedzi u koleżków, zamiast zarabiać na dwójkę dzieci i żonę, która musi się nimi opiekować, jest wystarczający, aby nie decydować się na trzecie.
Janek (32 lata)
Żałowałem tylko, gdy walczyłem sam ze sobą, że nie miałem z kim tak naprawdę o tym porozmawiać.
Michał (42 lata)
Właśnie dlatego, że chcieliśmy mu dać idealny dom, nie mogliśmy go skazać na te męki.