Moi synowie rozglądali się wokół lekko skonfundowani. Nie do końca rozumieli, dlaczego, gdy idziemy na spacer, widzimy wokół siebie dziesiątki radiowozów. Do tego w pewnym momencie przebiegła koło nas grupa protestujących, za którymi popędziło kilkudziesięciu policjantów.
Przebiegli wokół nas, więc przytrzymałem chłopaków, bo trochę się przestraszyli. Kilkanaście minut wcześniej wyjaśniłem im, że idziemy okazać nasze wsparcie kobietom. Takich, jak ich mama, które przez bezmyślność chorych ludzi skazane są na męczarnie. Dzień później obaj moi synowie spytali, czy dzisiaj też pójdziemy na protest.
Jak rozmawiać z dzieckiem o aborcji?
To, że dzieciaki chętnie powtarzają wulgaryzmy to coś normalnego. Dlatego gdy chłopaki usłyszeli hasło "j***ć PiS" to pytali mnie czy mogą je również wykrzyknąć, chociaż wiedzą, że to złe słowa.
Ja też tak robiłem. Jak byłem w pierwszej klasie podstawówki, kląłem jak szewc. Oczywiście robiłem to, gdy nikt dorosły mnie nie słyszał, ale jednak. Nie jest to więc dla mnie wielki problem. Zresztą chłopcom zdarzyło się już być na meczach piłkarskich, w których ch*j goni k**wę i po prostu rozumieją (tyle o ile), że chociaż obecne w języku, to nie mogą z nich korzystać.
Jeśli był kiedyś odpowiedni czas na krzyknięcie "w******alać" to właśnie teraz. Oczywiście dla dorosłych. Moje dzieci to rozumieją, po prostu trochę żałują, że one też nie mogą krzyczeć z innymi, bo są za małe.
Tak czy siak, gdy tylko dowiedziałem się o decyzji Trybunału Konstytucyjnego i zobaczyłem nagranie Kai Godek podrzucanej z radości, byłem zły.
Aborcja jest dla mnie czymś całkowicie normalnym. Nie rozumiem, jak ktoś może próbować zmuszać ludzi do posiadania dzieci. Nasze prawo było i tak wyjątkowo przestarzałe, dlatego fakt, że teraz cofamy się do średniowiecza, mnie zszokował. Zresztą nie muszę chyba tego pisać.
Rozmawiając z moimi dziećmi, wyjaśniałem im, że mamy szczęście, że współczesna medycyna umie ocenić czy płód, zanim stanie się człowiekiem, będzie zdrowy i będzie w stanie żyć. Chłopcy w miarę szybko załapali, o co chodzi.
Mieli świadomość, że zanim jesteśmy ludźmi, jesteśmy kilkoma komórkami, które dopiero z czasem zyskują na świadomości, zaczynają odczuwać, myśleć i istnieć. Dlatego zrozumieli, jak bardzo złe jest przymuszanie kobiet, takich jak ich mama, do rodzenia dzieci, które skazane są na cierpienie.
Demonstracje uczą dzieci walczyć o lepszy świat
Moje dzieci od zawsze biorą udział w demonstracjach. Nie widzę w tym nic dziwnego. W końcu, aby je wychować, muszę im pokazać, że można stawiać czoła niesprawiedliwości. Że warto walczyć o swoje prawa i razem z innymi wierzyć, że jesteśmy w stanie coś zmienić.
Wielu rodziców się ze mną nie zgadza. Uważają, że wulgaryzmy, krzyki i wszechobecna policja powoduje, że dla dzieciaków tego typu wydarzenia to nieodpowiednie miejsca. Według mnie to idealna lekcja, dzięki której będą w przyszłości lepszymi obywatelami.
Świadomymi, że to my jesteśmy narodem i to my mamy prawo o sobie decydować. Będą wiedzieli, że gdy czują, że powinni o coś walczyć, nie powinni podkulać ogona i chować się w domu. Wręcz przeciwnie. Powinni wyjść na ulice i powiedzieć o tym głośno.
Zresztą, chociaż brzmi to pięknie, to dzieci, jak to dzieci uważają, że powinny również walczyć ze mną, gdy z czymś się nie zgadzają. Ma to więc swoje negatywne konotacje. Bo gdy jestem za tym, aby walczyć ze słabym rządem, gorzej, gdy w domu w opinii moich dzieci to ja zasługuję czasami na dymisję.
Dzieci, a Strajk Kobiet
Fakty są takie, że nie boję się na marszach. Wiem, że ludzie zwracają uwagę na dzieci i starają się na nie uważać. Kilka razy słyszeliśmy przeprosiny za to głośno wykrzyknięte "wy****dalać". Jedyny raz, gdy moi synowie zaczęli się bać, nie wyniknął z otaczających ich ludzi, tylko z zachowania policji. Dla chłopaków jest to zresztą coś w rodzaju zabawy. Tej najlepszego rodzaju. Zabawy, która uczy. Zabawy, o której marzy każdy rodzic, takiej, dzięki której jesteśmy w stanie nauczyć nasze pociechy czegoś ważnego o otaczającym nas świecie.
Wiem, że tematy takie, jak aborcja, rasizm czy homofobia to często tematy, których rodzice albo się boją, albo nie wiedzą, kiedy o nich rozmawiać. Smutne, że w naszym kraju dostajemy w ostatnich miesiącach setki okazji, aby je poruszać, ale ważne, abyśmy przed nimi nie uciekali.
Musimy mówić naszym dzieciom, w jakim żyjemy świecie. Nawet jeśli świat ten może być nieprzyjemny. Bo jedyny sposób, aby wychować dobrych ludzi, to samemu zachowywać się jak dobrzy ludzie. A walka o prawa osób ci bliskich jest czymś, co musimy robić.
A to, że Zyzio lubi w trakcie zamawiania gofrów w Łazienkach krzyknąć "w******alać" i "j***ć PiS" i muszę go uciszać, bo mimo wszystko słabo, gdy pięciolatek przeklina, jest bez znaczenia. Nauczyłby się przekleństw prędzej czy później na podwórku. Tak przynajmniej wie, co powinniśmy robić z ludźmi, którzy nas krzywdzą. Mówić, żeby sobie poszli. I oddali nam nasze prawa.