"Wojskowe szkolenie na W-F będzie porażką". Nauczyciel sceptycznie o planach MEN
Od września lekcje W-F będą prowadzone według nowej podstawy programowej. Jej opracowanie ministra Barbara Nowacka zleciła już kilka miesięcy temu. Powodem były przeprowadzone w całej Polsce badania, które pokazały, że uczniowie podstawówek mają kiepską kondycję i słabo sobie radzą z prostymi ćwiczeniami. Nowa podstawa ma sprawić, że lekcje W-F-u będą atrakcyjniejsze, bardziej urozmaicone, dzięki czemu uczniowie będą ćwiczyć z zapałem i staną się sprawniejsi, silniejsi i bardziej wysportowani.
Program zmienić łatwo, nastawienie dzieci trudniej
To niejedyny cel reformy W-F. Zespół ekspertów, który szykuje nową podstawę programową, został ostatnio poproszony o dołożenie "komponentu związanego z obroną cywilną". W zamyśle szefowej MEN mają to być ćwiczenia wzmacniające wytrzymałość. Takie solidne treningi mają być przydatne uczniom, którzy chcą się dostać do szkół o profilu mundurowym bądź na studia na uczelniach wojskowych. Ale ćwiczyć będą wszyscy, bo jak stwierdziła Barbara Nowacka, w tak niepewnych czasach każdemu może się przydać sprawność fizyczna i umiejętność radzenia sobie w sytuacjach zagrożenia.
Co o tych planach MEN sądzą nauczyciele wychowania fizycznego? Pan Rafał, który uczy tego przedmiotu od 15 lat, a od 10 pracuje z licealistami, uważa te pomysły za nierealne. Swoje wątpliwości opisał w liście do naszej redakcji. Jego zdaniem najsłabszym punktem tego planu są uczniowie. "Robienie z nimi ostrzejszych treningów to jak organizowanie nauki strzelania dla niewidomych. Niby można, ale efekty nie będą imponujące. To się nie uda" – pisze w swoim liście.
Jego zdaniem podstawowy ministerstwa polega na założeniu, że uczniowie nie ćwiczą i są mało sprawni, bo lekcje wychowania fizycznego są nudne i monotonne. "Są wuefiści starej daty, którym już się nie chce. Są już zmęczeni, chcą doczekać spokojnie do emerytury. I wielu z nich rzeczywiście prowadzi lekcje w myśl zasady 'macie piłkę i grajcie'. Ale jest też wielu pasjonatów, którzy autentycznie lubią sport i chcą rozruszać dzieciaki. A trafiają na ścianę zwolnień lekarskich czy zwyczajnego lenistwa" – pisze. Dlatego według niego odświeżanie podstawy programowej niewiele pomoże. "Można łatwo dodać fajne ćwiczenia, jakieś modne aktualnie dyscypliny, ale nie da się łatwo zmienić nastawienia dzieciaków. A większości z nich nie chce się ćwiczyć".
Nie tędy droga
Pana Rafała szczególnie wkurza podział na dobrych i złych. Dobre są dzieciaki, a źli nauczyciele. Nie umieją prowadzić ciekawie lekcji, przez co dzieci nie ćwiczą i są coraz mniej sprawne. "Pani Nowacka nigdy tego w ten sposób nie powiedziała, ale to dało się wyczuć. Świadczy też o tym jej decyzja, by zmienić podstawę programową i inaczej prowadzić zajęcia. Bo skoro zarządza zmianę metody, to znaczy, że dotychczasową uważa za złą. A do tego te jej teksty, że uczniowie się skarżą na monotonne zajęcia, że ciągle tylko siatkówka albo koszykówka. Wychodzi na to, że dzieciaki bardzo chcą ćwiczyć, ale nauczyciele zabijają w nich ten entuzjazm, bo robią nudne lekcje" – pisze pan Rafał.
On też kiedyś słyszał od uczniów prośby o fajniejsze lekcje. Zapytał, czego by chcieli. Na liście marzeń było karate. "Zorganizowałem im. Akurat mój kumpel, który jest instruktorem, rozkręcał własną szkołę karate. I zgodził się w ramach promocji poprowadzić ze mną parę lekcji, za zgodą dyrektora. Po paru zajęciach okazało się, że nawet najwięksi twardziele wymiękają, bo nie wiedzieli, że to będzie taki wycisk. I sami prosili, żebym już może prowadził normalne lekcje, bo mają dość. A jak zaczyna się wiosna, to normą są pytania, czy w ramach zajęć nie moglibyśmy po prostu pójść na spacer" – wspomina nauczyciel.
Według niego tak samo będzie z tym planowanym przez Nowacką "komponentem obrony cywilnej". "Pomysł brzmi dobrze, bo czasy niespokojne, za naszą granicą trwa wojna, wszyscy czują zagrożenie, więc powinni się przygotować. Tylko że nasza młodzież naprawdę nie chce się wysilać. I można wymyślać cuda na kiju, a większość i tak będzie szukać sposobu, żeby się wymigać. Ja to widzę każdego dnia. W każdej klasie mam garstkę dzieciaków, którym chce się ćwiczyć. Zwykle sportową pasję wynoszą z domu, bo rodzice sami trenują i od małego wyrabiają w swoich dzieciach nawyk dbania o sprawność" – pisze.
I to właśnie zmiana stylu życia jest tu kluczowa. "W przypadku wielu nastolatków ten styl życia to ślęczenie z nosem smartfonie, a jedyny sport to gry komputerowe. Dopóki to się nie zmieni, to żadna reforma nie pomoże. Kto nie chce się ruszać, nie będzie tego robił, choćby miał setki treningów do wyboru, a do dyspozycji najlepszych nauczycieli i wojskowych komandosów jako instruktorów. Zanim pani minister zmieni program i powkłada do niego różne rzeczy, powinna sobie zadać pytanie, czy da się zmienić podejście uczniów. Mogę podpowiedzieć – to nie będzie proste" – kończy swój list pan Rafał.