"To dla dziecka frajda i wolność". Instruktorka radzi, jak zachęcić dziecko do jazdy na nartach

Artur Grabarczyk
18 stycznia 2025, 11:07 • 1 minuta czytania
Wkrótce zaczynają się ferie zimowe. A to idealny moment, by zaszczepić w dziecku pasję do jednego z najfajniejszych sportów – narciarstwa. O tym, jak się przygotować do wyjazdu na narty, co zrobić, by nauka była bezpieczna i dawała dużo radości, rozmawiamy z Katarzyną Łodzińską, byłą zawodniczką, a obecnie trenerką i instruktorką ,właścicielką szkółki specjalizującej się w szkoleniu najmłodszych narciarzy.
– Narty to nie tylko sport, to pasja i przygoda na całe życie – mówi Katarzyna Łodzińska, instruktorka i właścicielka Fabryki Sportu. fot. archiwum prywatne
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Artur Grabarczyk, DadHero: Zanim porozmawiamy o tym, jak zachęcać dziecko do nart, chcę zapytać, dlaczego warto to robić. Jak się podliczy ceny karnetów, wypożyczenia sprzętu, wynajęcia instruktora, to robi się spory wydatek. Dlaczego warto wyłożyć te pieniądze, by dziecko nauczyło się jeździć na nartach?


Katarzyna Łodzińska: Owszem, narty wymagają zainwestowania pieniędzy. Ale to jest bardzo dobra inwestycja, która się zwróci w postaci radości, emocji, niezwykłych przeżyć. To świetny sport, który się uprawia na świeżym powietrzu, w dodatku w otoczeniu pięknych widoków, bo przecież na nartach jeździ się zwykle w górach. Każda forma ruchu jest cenna, ale narty są wyjątkowe, także ze względu na przestrzeń, krajobrazy.

Tylko że to sport sezonowy. W siatkówkę mogę grać cały rok, a na nartach pojeżdżę tylko zimą. A jak nie mieszkam w pobliżu stoku i muszę dojechać, to jeżdżę tydzień, góra dwa w roku.

To prawda. Ale za to narciarstwo można uprawiać do późnej starości. Jak człowiek nauczy się jeździć na nartach w wieku kilku lat, to korzysta z tego przez wiele lat. Siedemdziesięciolatek grający w piłkę czy boksujący w ringu to ewenement, a siedemdziesięciolatek na stoku to normalny widok. Można więc śmiało powiedzieć, że jak rodzice wyłożą pieniądze, by nauczyć dziecko jazdy na nartach, to fundują mu pasję na całe życie.

Poza tym tu nie chodzi tylko o ruch. To jest też styl życia. Na narty trzeba wyjechać. A to często oznacza, że umawiamy się z rodziną, ze znajomymi, spędzamy czas w gronie fajnych ludzi, są rozmowy, zabawy, przygody. Narty integrują. A dzieci takie wyjazdy dobrze pamiętają, bo to dla nich przeżycie.

A co do tego, że narciarstwo to sport sezonowy i jeździć można tylko przez tydzień czy dwa w roku – niekoniecznie musi tak być. Ludzie, którzy kochają narty, tak organizują sobie życie, żeby w sezonie jeździć znacznie więcej, na przykład w każdy zimowy weekend. Mamy też dobry dostęp do stoków za granicą, gdzie ten sezon trwa długo. Jak się ktoś naprawdę "wkręci" w narty, to może jeździć od jesieni do wiosny.

Dobrze, ustaliliśmy już, że warto namówić dziecko na naukę jazdy na nartach. A jak je do tego przygotować, żeby te pierwsze dni na stoku nie skończyły się kontuzją?

Trzeba zadbać o kondycję fizyczną i trochę wzmocnić mięśnie, oswoić je z wysiłkiem. Chodzi głównie o mięśnie nóg, bo to one będą na stoku najbardziej obciążone, a także brzucha. Polecam bieganie, czy choćby trucht, a do tego przysiady, brzuszki, pompki. Już takie podstawowe ćwiczenia pomogą. Dotyczy to nie tylko dziecka, ale także rodziców, zwłaszcza jeśli też zamierzają jeździć. Sporo urazów na stokach wynika z tego, że ludzie wskakują na narty niemal z kanapy. Tygodniami nie dbali o kondycję, a nagle zaczynają szusować. 

Takie wspólne przygotowanie kondycyjne to też chyba dobry przykład? Dziecko chętniej będzie ćwiczyć, jeśli zobaczy, że tata też ćwiczy.

Oczywiście. Gdy mnie rodzice pytają, jak nakłonić dziecko do aktywności, zawsze odpowiadam – zacznij od siebie i pokaż dziecku, że ruch, sport to fajna zabawa, frajda. To dotyczy też nart. Chętniej na nartach zacznie jeździć dziecko, które widzi, że mama i tata jeżdżą i świetnie się przy tym bawią.

Rodzice, którzy sami jeżdżą, mają też już trochę wiedzy o tym, jak się przygotować do wyjścia na stok. A co z tymi, którzy nie umieją jeździć, ale zależy im na tym, by dziecko się nauczyło? Na co oni powinni zwrócić uwagę?

Przede wszystkim powinni wybrać dobrego instruktora, dobrą szkółkę. Popytać wśród znajomych, sprawdzić opinie w internecie. Dobry instruktor, z doświadczeniem w pracy z dziećmi i odpowiednim podejściem do dzieci to podstawa. Początki nauki mogą być trudne, więc ważne jest, żeby dziecko było pod opieką kogoś, kto nie tylko ma umiejętności, ale też umie motywować, zachęcać, pomóc przezwyciężać trudne momenty.

A jeśli chodzi o wybór sprzętu?

Ja polecam na początek jazdę w specjalnym ochraniaczu tzw. żółwiku, która chroni korpus. Poza tym niezbędny jest odpowiedni kask, z homologacją. To podstawa bezpieczeństwa. Trzeba też bardzo uważnie dobrać i zwrócić uwagę, żeby buty  nie były za duże. Co do nart, to na początek najlepiej wybrać krótsze, takie sięgające nad klatkę piersiową. Początkującemu po prostu łatwiej takie narty opanować. Potem, jak już dziecko załapie, można przesiąść się na nieco dłuższe, sięgające do brody.

Jeśli mama czy tata dobrze jeździ na nartach, to może uczyć dziecko, czy jednak lepiej wynająć instruktora?

Ja radziłabym jednak wybrać instruktora. No chyba że rodzic jest instruktorem czy trenerem, to może uczyć. Ale to też niekoniecznie musi się sprawdzić, bo wiadomo, że najtrudniej jest uczyć własne dzieci. Obcej osoby dziecko lepiej słucha, łatwiej dostosowuje się do poleceń, bo mamie czy tacie to zawsze można powiedzieć, że mi się nie chce.

Poza tym ja z doświadczenia wiem, że rodzice często są zbyt ambitni, zwłaszcza ci, którzy sami dobrze jeżdżą. I niecierpliwią się, gdy dziecku nie wychodzi, nie wytrzymują emocjonalnie i robią presję, bo chcą szybkich efektów. A to prosty sposób, żeby dzieciaka zniechęcić do nauki. Dlatego ja radzę rodzicom – oddajcie dziecko pod w ręce instruktorów, którzy mają nie tylko umiejętności, ale też przygotowanie pedagogiczne, a sami patrzcie z boku albo idźcie na kawę.

A co zrobić, jeśli po tych pierwszych lekcjach dziecko nie chce więcej? Noclegi wykupione, instruktor wynajęty, a nasza pociecha zapiera się, że więcej na narty nie pójdzie. Nalegać czy odpuścić i znaleźć inne atrakcje?

Zmuszać na pewno nie warto, ale też nie warto się poddawać. Trzeba próbować motywować. Można na przykład zaproponować: "To ja też z tobą pójdę, weźmiemy wspólne lekcje i też będę się uczyć". Można też wymyślić jakiś system nagród – po zajęciach idziemy na gorącą czekoladę czy coś innego, co sprawi dziecku przyjemność. Warto też się zastanowić, czy ta nauka nie jest za intensywna. Jak dwie godziny dziennie to za dużo, to zmniejszyć do jednej. Trzeba po prostu popytać dziecko, co tak naprawdę mu nie odpowiada. Bo może się okazać, że wybraliśmy zbyt stromy stok albo przypadkowego instruktora, który niekoniecznie ma talent do uczenia najmłodszych.

Czyli wracamy do tego, że kluczem do sukcesu jest solidny reaserch przed wyjazdem?

Tak, to podstawa. Dobrze dobrany sprzęt, stok odpowiedni do umiejętności i szkółka specjalizująca się w szkoleniu dzieci. Jeśli te warunki zostaną spełnione, to jest ogromna szansa, że dziecko nie tylko nauczy się jeździć, ale też to pokocha. Bo narciarstwo to taki sport, który szybko zamienia się w pasję, bez której już nie można żyć. Jak ten początek będzie udany i maluch złapie bakcyla, to potem co roku będzie prosić o wyjazd na narty i czekać na to z utęsknieniem.

A po latach dobrze to wspominać.

Tak, bo w wyjazdach na narty fajne są nie tylko te godziny spędzone na stoku. Liczy się też cała otoczka. Sam wyjazd, nowe miejsce, to już jest atrakcja. Poza tym w miejscowościach turystycznych jest masa możliwości spędzania czasu razem. Kuligi, termy, wyjścia w góry. Jest co robić. Różnorodne atrakcje to też argument w przekonywaniu dziecka, że wyjazd na narty to przygoda. A jak maluch to  polubi, to potem rodzice już we wrześniu będą słyszeć pytanie: Kiedy jedziemy na narty?

Czytaj także: https://dadhero.pl/288147,tropienie-wilkow-ratowanie-puszczy-lukasz-dlugowski-i-jego-mikrowyprawy