W pierwszej chwili w ogóle nie chciałem go brać w podróż. Ale szybko doceniłem zalety tego wózka

Piotr Rodzik
19 września 2023, 09:42 • 1 minuta czytania
Cybex Orfeo to nowa propozycja marki w segmencie małych ultralekkich wózków nastawionych na podróże. Wózek przyszło mi przetestować zresztą właśnie na urlopie. I pomimo pierwszego dość negatywnego wrażenia, mogę jednoznacznie stwierdzić, że pewne wady tej konstrukcji są mimo wszystko kompensowane przez jej zalety. I to z dużym zapasem. Na wyjazdy to wózek-marzenie.
Orfeo jest lekkie i można je przewiesić przez ramię. Fot. archiwum prywatne
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Kiedy Cybex Orfeo do mnie dotarł, raczej nie kryłem w domu ekscytacji – byłem ciekawy nowej konstrukcji, która łączy w sobie zalety ekstremalnie kompaktowego wózka turystycznego, ale jednocześnie oferuje nieco więcej komfortu niż inny hit Cybexa – Libelle.


Po rozpakowaniu przesyłki i złożeniu wózka w całość (tj. zamontowałem kółka) mina mi jednak lekko zrzedła. Całość sprawiała solidne wrażenie, ale miałem wrażenie, że moja córka w wózku nie będzie miała zapewnionego komfortu, do którego przywykła.

Dla tych, którzy nie pamiętają z innych tekstów w dadHERO lub po prostu ich nie czytali: na co dzień córka korzysta z nieśmiertelnego Cybexa Priam, a na podróże ma Cybexa Eezy S Twist+2. I to są nasze prywatne wózki, a nie otrzymane do testu, tak jak bohater tego tekstu. W każdym razie na wspomnianego Eezy S Twist+2 zdecydowaliśmy się nie bez powodu – bo przy dość kompaktowej budowie (chociaż na tle Priama każdy wózek jest kompaktowy) oferuje dużo komfortu.

I cóż, Orfeo aż tak komfortowe nie jest. Ale… nie powinieneś tego traktować jako wadę.

To nie jest wózek na co dzień

Po prostu nie. A jeśli chcesz mieć jeden wózek do wszystkiego, to po prostu poszukaj innego. Choćby wspomniany Eezy S Twist+2 będzie dużo lepszym wyborem.

Orfeo natomiast to wózek typowo turystyczny, albo nawet – typowo "samolotowy". Przede wszystkim – jest na tyle mały, że możesz go zabrać jako bagaż podręczny do samolotu. Nie musisz go oddawać przed wejściem na pokład – a przynajmniej tak reklamuje go producent. W rzeczywistości wózek jest odrobinę za szeroki na standardy wielu linii, ale dopóki nie lecisz Ryanairem albo innym Wizzairem, raczej wszyscy przymkną oko. Oczywiście o ile to twój jedyny bagaż podręczny, bo jeśli jeszcze masz torbę, to wózek i tak oddasz – ale to inna historia.

W każdym razie złożony Orfeo jest naprawdę mały. Długi na 15,5 centymetra, szeroki na 47,5 centymetra, wysoki na 52,5 centymetra. Po prostu taka walizka kabinowa. Do tego to waga piórkowa – wózek waży raptem 6,3 kilograma.

Orfeo posiada też fabrycznie zamontowany pasek, który po rozłożeniu wcale nie majta się po ziemi – jest skonstruowany tak, że jest "wciągany" w jego ramę. Natomiast po złożeniu można całość bardzo wygodnie przewiesić przez ramię, zwłaszcza że pasek ma mięciutkie obicie.

Ogólnie – w podróż, do samolotu, to po prostu rewelacja. Na dodatek ta kompaktowa forma nie jest okupiona kompromisami w kwestii wykonania wózka. Orfeo jest bardzo solidne. Rama wózka jest bardzo sztywna, kółka, choć plastikowe, robią dobre wrażenie. Wreszcie mechanizm składania Orfeo też wygląda na wytrzymały.

Zatrzaski, które trzymają całość w ryzach (i które już praktycznie nie spełniają swojej funkcji w moim prywatnym Eezy S Twist+2), są bardzo solidne. Tak solidne, że… tego wózka raczej nie da się złożyć jedną ręką, tak jak chwali się producent. Ja musiałem użyć obu rąk i to dość siłowo, aby ścisnąć mocno ramę po złożeniu wózka – aby zatrzaski się zablokowały. Ale dla mnie to zaleta. Zresztą podejrzewam, że z czasem i ten mechanizm się trochę wyrobi. Ale po tygodniu użytkowania był jak nowy, bardzo sztywny.

W Orfeo podoba mi się też rozstaw kółek – jak na tak kompaktowy sprzęt jest on dość duży, dzięki czemu wózek można sprowadzić ze schodów na większości ramp (mój prywatny raczej trzeba znosić). Dzięki temu jest też bardzo stabilny. Orfeo trudno wywrócić, co jest ważne, bo to najbardziej skrętny wózek, z jakim miałem do czynienia w życiu. On dosłownie zawraca w miejscu.

No dobrze, ale tak jak wspomniałem, nie wszystko mi się tu spodobało. Przede wszystkim nie jestem fanem pozycji w wózku. Pomijam już fakt, że nie ma tu twardego stelaża siedziska, więc pozycja leżąca jest realizowana po prostu poprzez opuszczenie części wspomnianego siedziska, które normalnie jest spięte do góry na naciągniętym pasku. Ale to jeszcze da się przeboleć.

Jednak nie do końca pasuje mi pozycja dziecka w ustawieniu maksymalnie pionowym. Mam wrażenie, że Maja przez cały czas jechała trochę jakby w pozycji półleżącej. Do tego siedzisko jest za krótkie, żeby zmieściła na nim wyprostowane nogi, ale podnóżek jest z kolei za daleko – jako dwulatka po prostu do niego nie sięga.

W efekcie moja córka korzystała z wózka z jednej strony trochę na półleżąco, z drugiej musiała kulić nogi, żeby mieć dla nich jakieś oparcie. I choć chętnie w nim spała, to po chwili zwisały jej nogi:

W praktyce Orfeo się sprawdza

Brzmi strasznie? Dlatego nie chciałem właśnie w pierwszej chwili brać tego wózka w podróż. Ale wziąłem i… chyba jednak projektował ten sprzęt ktoś, kto wie, co robi, a nie jest tylko takim internetowym znawcą jak ja. Ku mojemu zaskoczeniu ta niekoniecznie pionowa pozycja bardzo podpasowała mojej córce, która bardzo chętnie wsiadała do wózka – a to wcale nie jest oczywistość.

Okej, ciągle podkulała nogi, ale to taki przejściowy wiek. Za kilka miesięcy, kiedy zacznie sięgać do podnóżka, byłoby już znacznie lepiej. Dzieci rosną i w tak kompaktowym zestawie po prostu potrzebne są jakieś kompromisy.

W połączeniu z niską wagą po prostu dobrze mi się z tego wózka korzystało. Niejednokrotnie łapałem go razem z córką na pokładzie i wnosiłem po schodach. Okej, robię tak też z Priamem, ale Orfeo jest po prostu leciutkie.

Jeśli coś mi się jeszcze nie podobało, to dostęp do schowka pod wózkiem. Ten jest raczej spory, ale dostęp do niego jest bardzo trudny (schowek jest dość mocno zabudowany) i nic dużego nie uda się tam włożyć. Zabrakło mi też kieszonki z tyłu siedziska, z której lubię korzystać w innych wózkach. Ale to drobiazgi.

Wyjazdowe użytkowanie Orfeo było po prostu świetne. Co ważne, w Orfeo kółka są solidniejsze niż w Libelle, o którym wspomniałem wcześniej. I choć generalnie chodniki w Hiszpanii, gdzie testowałem wózek, są raczej równe, tak zdarzyło mi się w bardziej turystycznych miejscach prowadzić wózek po kocich łbach.

Okej, komfort był raczej średni na tle takiego Priama, ale córka nie narzekała, a sam wózek przetrwał to bez zająknięcia.

Ogólnie to świetna opcja na wyjazdy. Moja rekomendacja jest jednak taka – nie kupuj Orfeo w ciemno przez internet. Pojedź do sklepu, wsadź swoje dziecko do wózka i sprawdź, czy mu się podoba. Jeśli pozycja będzie dla niego okej – warto rozważyć zakup.