Pisałem już na łamach dad:HERO, że jestem zadowolonym posiadaczem Cybexa Priam. To świetny, duży wózek spacerowy, solidny, wytrzymały, mocny, który… niekoniecznie sprawdzi się w podróży. Napomknąłem zresztą już o tym w moim teście Priama, link poniżej:
Przejdę teraz do tego "niekoniecznie" z akapitu wyżej. Mój podróżniczy dramat rozegrał się wiosną 2022 roku. Mniej więcej rok temu postanowiliśmy wyrwać się z naszą ośmiomiesięczną córką na szybki city break do Włoch. Bolonia, Florencja, Piza. Wspaniałe wspomnienia z pierwszej zagranicznej podróży z dzieckiem i… nieprawdopodobna katorga z wózkiem.
Żebyśmy mieli jasność. Priam to niesamowity wózek na co dzień. Na spacer do parku, w drodze tramwajem do znajomych czy gdziekolwiek w zwykłym życiu. A jednak dramat zaczął się już na lotnisku.
Po pierwsze: typowy wózek jest po prostu za duży do transportu lotniczego. Mój Priam Z LEDWOŚCIĄ zmieścił się na taśmie w strefie kontroli bagażu. Wszedł do tego blaszanego pudła, gdzie jest prześwietlany, dosłownie na styk. Wyszedł porysowany z każdej strony. O tak wygląda rama po tamtej przygodzie:
Po drugie: typowy wózek nie składa się z jednej części, tylko dwóch – bo gondolę możesz podmienić na spacerówkę. Czyli jest to słaby punkt, który w niczym nie wadzi w normalnym użytkowaniu, ale może być problematyczny, jeśli całość rozleci się na dwie części podczas obsługi na lotnisku. Bo wiecie, ten wózek to wam zabiorą. Nie zmieści się do środka, nie da się go złożyć do wymiarów bagażu podręcznego.
Te problemy powtarzały się przez cały wyjazd. Włochy to nie (mimo wszystko) nowoczesna Polska. W starej zabudowie nie masz wind. Klatki schodowe są tak ciasne, że wózkiem nie da się wymanewrować. I tak dalej. Zwłaszcza tak ciężkim wózkiem. Noszenie go po schodach było karą za grzechy w poprzednim życiu.
Moja wściekłość sięgnęła jednak zenitu w szybkim pociągu z Florencji do Bolonii. Priam był oczywiście za duży na półkę ponad fotelami. Ale nie zmieścił się też w specjalnym boksie na bagaże w środku wagonu. Był po prostu zbyt nieforemny. Albo za wysoki, albo za szeroki. W efekcie całą podróż stał złożony gdzieś w okolicy toalety, a ja modliłem się, żeby się nie wywrócił na kogoś przy hamowaniu z prędkości 250 km/h.
Long story short: przez cały pobyt we Włoszech spotkałem tylko jedną parę z tym wózkiem. Oczywiście byli Polakami. Włosi preferują bardziej poręczne sprzęty… albo w ogóle nie praktykują.
Już w Polsce po powrocie wiedziałem, że potrzebuję drugiego wózka. Takiego na podróże. Zwłaszcza, że w 2022 roku szykował mi się jeszcze jeden wyjazd do Włoch. I tak mój wybór padł na Cybexa Eezy S Twist+2. Dlaczego zdecydowałem się na ten wózek? Już spieszę z wyjaśnieniami, ale generalnie: chodzi o wózek turystyczny, większość z tych spostrzeżeń jest zupełnie uniwersalna dla innych sprzętów na rynku.
Od razu trzeba zauważyć, że wózek turystyczny może mieć naprawdę rożny kształt. Na jednym biegunie są takie cudeńka jak Cybex (dla wygody będę obracał się w tej marce, bo jest mi najbardziej znana) Libelle, który składa się dosłownie do rozmiarów kartki papieru. Okej, trochę przesadzam, ale można wejść z nim na pokład samolotu i po prostu włożyć go do luku nad fotelami. Ma wymiary bagażu podręcznego, więc nikt nie powinien protestować.
Na drugim biegunie są takie wózki jak mój. Dalej bardzo lekki i łatwy do złożenia jedną ręką (w drugiej trzymasz dziecko jak w reklamach, ale… to działa), ale już dający więcej komfortu – bo we wspomnianym Libelle dziecko nie może się położyć, a w Eezy S Twist+2 siedzisko się rozkłada i jest dość długie, bo metrowe. Robi się z tego taka gondola.
Tu należy się też słowo wyjaśnienia, bo w ofercie Cybexa pojawiły się ostatnio nowe wózki, które łączą oba światy – droższy Coya (z serii Platinum, tak jak duży Priam) oraz Orfeo, który pozwala na drzemkę w pozycji leżącej, a składa się niemal tak jak Libelle. W zasadzie to taki Libelle "na sterydach". Oba wózki mieszczą się w luku bagażowym, ale za moich czasów (czyli w 2022 roku) takiego wyboru nie było.
No i świat nie kończy się na Cybexie. W każdym razie – mniejszy spacerowy wózek to na urlopie wygoda jakich mało.
Tak naprawdę istotą rzeczy są kompaktowe wymiary, które pozwalają bez stresu poruszać się na lotnisku czy dworcu kolejowym. Ilość udogodnień to już tak naprawdę indywidualna sprawa. Mi podpasował Cybex Eezy S Twist+2 właśnie z powodu możliwości rozłożenia siedziska w poziomie, a nasza córka ucięła sobie w nim niejedną drzemkę. Jednocześnie wiem, że dla wielu osób nie będzie to deal breaker.
O czym warto pamiętać w przypadku takiego wakacyjnego wózka? Że nie będzie tak solidny, jak ten, którego używasz na co dzień (chociaż to może być całoroczny wózek, ale ja go tak nie używam). Tego po prostu nie da się przeskoczyć. To widać zwłaszcza w przypadku naszego Eezy S Twist+2, który pozwala na obrócenie siedziska za dosłownie jednym pociągnięciem.
Ta funkcja była dla mnie miłym dodatkiem, ponieważ moja córka zaskakująco długo lubiła jeździć w wózku podziwiając mnie (lub żonę), a nie świat. Finalnie jej przeszło, ale wtedy było to dla nas dość istotne.
Taka skomplikowana budowa (jeśli wózek da się złożyć jedną ręką czy też do rozmiarów bagażu podręcznego, to raczej nie mówimy o niczym prostym jak budowa cepa) oczywiście skraca żywotność sprzętu.
Ja po dwóch podróżach lotniczych z Eezy S Twist+2 już widzę, że zrobił się delikatnie rozklekotany (dodatkowe mechanizmy odpowiedzialne za obracanie siedziska), a blokada przed samoczynnym rozłożeniem wózka (po złożeniu) nie działa już tak dobrze jak na świeżo, ale to coś, z czym w tym segmencie trzeba się liczyć.
Ale nie jest tak, że wózek już nie działa. Działa w najlepsze, w tym roku dalej będzie ze mną podróżować. Zresztą zamieszkał na stałe w samochodzie. Priam już nie "wyjeżdża" z osiedla.
Idąc dalej – tak samo w trudniejszym terenie możesz mieć kłopot z przejazdem. Eezy S Twist+2 w porównaniu z moim "domowym" Priamem jest po prostu niestabilny. Lekki, z mniejszymi kółkami (choć all terrain), jest po prostu znacznie łatwiej go wywrócić niż duży wózek.
Nie należy tego jednak rozpatrywać jako wadę – to kompromis, na który się godzisz, wybierając lekki wózek podróżniczy. I chociaż z doświadczenia wiem, że moją córkę (półtora roku) już coraz trudniej zagonić do wózka, to turystyczny wózek odbędzie z nami jeszcze wiele podróży – zwłaszcza, że można w nim sadzać dzieci do 15 kilogramów. Sam mam na urlopie problem z usiedzeniem na tyłku, więc takie wsparcie będzie jej jeszcze długo przydatne.
Ten spokój ducha i komfort, który kupujesz na wakacjach razem z takim wózkiem – są po prostu bezcenne.