Nie parasol, nie parawan. Najważniejszy na plaży dla dziecka jest namiot – i to taki oldschoolowy

Piotr Rodzik
27 sierpnia 2023, 09:46 • 1 minuta czytania
Wrzesień i październik to sezon wakacyjnych wyjazdów z małymi szkrabami – takimi, których raczej nie chcesz eksponować na przesadne słońce. Jednak nawet wtedy słońce – zwłaszcza na południu Europy – potrafi zdrowo przypiec. I uwierz mi, że na taki wyjazd musisz zabrać jedną rzecz: namiot na plażę. I to taki tradycyjny, zapomnij o samorozkładających wynalazkach.
Namiot to twój największy przyjaciel na plaży. Fot. archiwum prywatne
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Zacznę trochę… nie na temat. Ale szybko wyjaśni się, o co chodzi. To moje wspomnienie z wakacji jeszcze "sprzed bombelka". Era tanich wypadów wakacyjnych z wtedy-jeszcze-moją-dziewczyną. Bilety do Wizzaira/Ryanaira, grecka wyspa i obowiązkowo bagaż podręczny. Bo tak taniej.


Tylko jak pewnie sam wiesz, do bagażu podręcznego wielu rzeczy nie upchniesz. Tak po prostu. Fizycznie nie wejdzie, 10 kg na torbę to też niewiele. A może inaczej –wystarczająco na zabranie kąpielówek i ręcznika plażowego, ale parasola na plażę raczej tam nie wsadzisz.

Więc naszym wieloletnim zwyczajem było kupowanie już na miejscu parasola plażowego. Powód? Bardzo prosty – kosztował raptem kilka euro (to jednak było parę ładnych lat temu), a w jakimś beach clubie zestaw parasol + dwa leżaki kosztował najczęściej koło 20 euro na dzień. Byliśmy na dorobku, więc takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Zresztą dalej uważam to za kompletne zdzierstwo. I dalej jestem na dorobku, ale to dygresja.

W każdym razie parasol był nam niezbędny, gdyż moja partnerka nie jest raczej w stanie spędzić całego dnia w śródziemnomorskim słońcu. I nawet nie chodzi o kwestie zdrowotne, a zwyczajnie o temperaturę. To nie dla niej. 

I tu dochodzimy do sedna – z tym parasolem wiecznie były problemy. Ile bym nie nakopał się w ziemi, jak głęboko bym go nie wbił, to wystarczył jeden mocniejszy podmuch wiatru, żebym musiał go ganiać po całej plaży. Niektórzy mieli te parasole z takimi plastikowymi wkrętami, ale ja nigdy nie wiedziałem, gdzie to kupić.

Dlatego teraz, kiedy mam małe dziecko, niespełna dwuletnie, które potrzebuje dużej ochrony przed słońcem… parasola w ogóle nie używam. Najważniejszy przedmiot na urlopie to namiot i to taki "tradycyjny". I mam na to sporo argumentów.

1. Parasol nie daje dobrej ochrony na przed słońcem

Nie wiem, jak duży musiałbyś mieć parasol, żeby zmieściła się pod nim choćby twoja partnerka razem z dzieckiem. W całości, a nie tak, że nogi jej wystają i opala je na czarno, podczas kiedy reszta ciała pozostaje niemuśnięta słońcem.

Problem jest też zupełnie inny – wędrówka słońca po niebie w ciągu dnia wydaje się powolna, ale tylko do momentu, aż dosłownie co pół godziny musisz przestawiać parasol. Albo przesuwać ręczniki i wszystkie inne sprzęty, które przytargałeś na plażę.

A teraz wyobraź sobie jeszcze, że w tym wszystkim chcesz, żeby twoje dziecko pozostawało w cieniu. Pół biedy, jeśli jest nieruchome – leży albo umie co najwyżej siedzieć. Ale jeśli już raczkuje albo chodzi, to utrzymanie dziecka w cieniu nawet przez chwilę (w przypadku tych już bardziej ruchomych dzieci) będzie po prostu niemożliwe.

2. Parasol może być niebezpieczny

To będzie krótki punkt, ale przemawiający do wyobraźni. Na początku pisałem o bieganiu po plaży za parasolem, który wiatr wyrwał z ziemi.

Parasol ma długi, plastikowy kij i ostre zakończenie. Tobie raczej nic nie zrobi w razie czego. Tobie.

3. W namiocie spokojnie skonstruujesz przestrzeń, w której twój brzdąc będzie chciał spędzać czas

Przechodzimy już do sedna sprawy. Dzieci kochają ciasne przestrzenie, różnego rodzaju "bazy" i tego typu kwestie, prawda? Tak więc namiot plażowy jest wprost idealny do takiego spędzania czasu. Oczywiście mówimy o namiocie plażowym, który z jednej strony jest całkowicie otwarty i nie da się go zamknąć, niemniej jednak – można zrobić w takim miejscu bazę dla dziecka.

Tam twoje dziecko może się bawić. Tam twoje dziecko może jeść. Wreszcie…

4. W namiocie twoje dziecko może spać

I to akurat jest naprawdę ważne – jeśli nie chcesz uzależniać pobytu na plaży tylko i wyłącznie od pory drzemki swojego dziecka, to namiot będzie niezastąpiony.

Owszem, nie wygłuszy nagle otoczenia, a na plaży bywa raczej głośno, ale stworzysz tam bezpieczny azyl dla maleństwa. Nasza córka spała w namiocie zarówno w 2022 roku, kiedy miała 11 miesięcy i byliśmy we włoskiej Apulii, jak i w te wakacje w Dalmacji, kiedy miała nieco ponad półtora roku. I może teraz już nie było tak łatwo jak rok temu, ale dawała radę w nim spać. Nawet pomimo hałasu dookoła.

Czytaj także: https://dadhero.pl/291572,czy-warto-jechac-na-wakacje-z-niemowleciem-tak-bo-to-moje-wspomnienia

Ja osobiście nie widzę sytuacji, w której moja córka śpi pod parasolem. Po prostu nie ten klimat.

5. Dzięki namiotowi stworzysz bezpieczne miejsce

I obędzie się parawanu. Okej, żarcik. W każdym razie – namiot minimalizuje zagrożenie, że ktoś przebiegnie po plaży po twoim dziecku. Dzięki namiotowi masz jakiś kącik na potrzeby twojego bobo, do którego po prostu możesz zrzucić wszystkie zabawki, które przywlokłeś na plażę.

Po prostu chociaż i tak jak zawsze musisz mieć oczy dookoła głowy, wiesz, że w dzieciak, jeśli akurat siedzi pod namiotem, może z niego zwiać tylko w jednym kierunku świata. I tak samo z innych kierunków nic cię nie zaskoczy.

Bonus: nie kupuj namiotu samorozkładającego

Tak, przyznaję, to wielka wygoda. Przyznaję, kiedy dzieciak zaczyna ekscytować się plażą i biegać w każdym kierunku świata, niekoniecznie masz czas na przekładanie przez poszycie namiotu jego stelażu. Wiecie, takie składane kijki, koncept sprzed miliona lat – ale jeśli kupisz taki namiot, do jakiego cię namawiam, to on oczywiście będzie je miał.

Potem na koniec dnia czeka cię jeszcze odwrotna operacja – musisz to wszystko złożyć, a bombelek nie ułatwia życia.

To… dlaczego się tak upieram?

Po pierwsze, kształt po złożeniu. Namioty samorozkładające składają się (już przy twojej pomocy) do kształtu namiotu. Czyli to właściwie nie tyle składanie, co po prostu ściskanie ich. Więc jeśli twój namiot jest w kształcie tuby (typowy, plażowy, samorozkładający namiot), to po złożeniu będziesz miał gigantyczne koło.

I wiesz co? To straszliwie nieporęczne. A do tego po prostu duże. Co prawda w innym tekście przekonywałem cię, że nie warto lecieć z dzieckiem samolotem i z bagażem podręcznym (tylko nadawanym) i zdania nie zmieniam, ale taki namiot po złożeniu jest tak duży, że nie zmieścisz go w walizce na kołach do samolotu – takiej typowej kabinówce. Serio. Szukałem dość długo (zanim nauczyłem się podróżować z nadawanym…) i po prostu nic takiego nie ma. On po prostu jest wielki i nieporęczny, nawet jak musisz go nieść na plażę.

Czytaj także: https://dadhero.pl/291950,jak-spakowac-sie-z-dzieckiem-na-lot-samolotem-tipy-na-wakacje

Dla odmiany tradycyjny namiot zwiniesz w rulon i w bagażu zajmuje tyle miejsca, co nic. W samolocie to jednak błogosławieństwo.

Kolejny problem to sam kształt namiotu – o czym pisałem wyżej. Okej, da się znaleźć coś w miarę sensownego, ale większość dostępnych na rynku namiotów plażowych samo rozkładających to takie długie tuby z wąskim wejściem do środka. Totalnie nieporęczne, niepraktyczne i po prostu niewygodne.

I serio nie wiem jak w czymś takim uśpić dziecko na plaży.

Tradycyjny namiot odwdzięczy się natomiast kształtem. Bo ma kształt najczęściej takiego typowego namiotu sprzed lat – jest po prostu otwartym z jednej strony prostokątem.