Co może zepsuć ci wakacje z dzieckiem? Jego humor? Tak. Kiepska pogoda? Tak. Kiepska relacja z matką dziecka? A jakże. Choroba malucha? Przerabiałem to. Ale to wszystko tak naprawdę jest wtórne. Problem z każdym urlopem z dzieckiem zaczyna się jeszcze przed wyjazdem. Nad otwartą walizką podróżną. Jeśli dasz ciała na tym etapie, to urlop – nawet najbardziej udany – będzie po prostu męczący.
Reklama.
Reklama.
Pewnie w tej chwili zastanawiasz się, dlaczego właściwie to ty masz zepsuć sobie ten urlop. Przecież pakowaniem zawsze zajmuje się twoja żona/partnerka/dziewczyna. To ona robi checklistę przed wyjazdem, pierze wszystko, wrzuca do walizek i generalnie dba o to, żebyście mieli czym umyć zęby na Majorce.
A więc po pierwsze – jeśli rzeczywiście zrzucasz wszystko na barki swojej drugiej połówki, to trochę przykro. A po drugie – w tym tekście nie do końca chodzi o to, CO spakujesz. Nie będę ci wyliczać, że na all inclusive w Egipcie potrzebujesz trzy pary bokserek mniej, bo i tak będziesz chodzić ciągle w kąpielówkach.
Bardziej chodzi o to, JAK zabierzesz to, co ci potrzebne na wakacje. I dlatego nawet jeśli prym w pakowaniu się wiedzie twoja partnerka (po to był mi ten szowinistyczny wstęp...), to tak naprawdę potem ty będziesz to wszystko nosić. I jak sobie to wszystko źle zaplanujesz, to będzie ciężko.
Ja mam niespełna dwuletnią córkę i już dwa razy sprawiłem, że podróż była dla mnie koszmarem. Nawet jeśli urlop sam w sobie był niczego sobie.
I jeszcze mamy disclaimer, zanim przejdziemy do rzeczy. W tekście skupię się na pakowaniu się na podróż samolotem. Dlaczego? Mimo wszystko samochód daje ci dość spore pole manewru i więcej do niego upchniesz. Chociaż i taką podróż można sobie zepsuć, ale mimo wszystko – to nie to samo co w samolocie.
Czytaj także:
Disclaimer numer dwa – założenie jest takie, że lecisz na urlop z partnerką i dzieckiem/dziećmi. Nie masz pomocy w postaci swojej matki, która zajmie się dzieckiem w nerwowej chwili na lotnisku, czy ojca, który pomoże ciągnąć walizki.
Dobra, więc co jest najważniejsze?
Nie baw się w bagaż podręczny – kup rejestrowany
Tak zmarnowałem sobie drugi (o pierwszym później) wyjazd. Po prostu. Tak musi być i już. Dla mnie to była dość kłopotliwa sprawa, bo zwyczajnie musiałem się przekonać – a właściwie poczuć na własnej skórze, że stare nawyki się już nie sprawdzają.
A ja zawsze byłem z tych oszczędnych na lotnisku. Czyli po co mi bagaż nadawany? Jeszcze go zgubią. Z wyjątkiem wyjazdów poza Europę zawsze wolałem wziąć podręczny, zapłacić mniej, a że trzeba spakować kilka koszulek mniej i przelać szampon do jakiejś małej, stumililitrowej tubki (wiecie, takiej z drogerii z działu podróżnego)? Do przeżycia.
No i mówiąc szczerze – z dzieciakiem to po prostu nie działa.
Po pierwsze – musisz ciągnąć nie tylko torby na kółkach, ale i dzieciaka. I wózek. Pół biedy, jeśli dzieciak siedzi w wózku. Wtedy po prostu pchasz jedną ręką wózek, a drugą walizkę. Tylko że cały plan sypie się, jeśli musisz dostać się do samolotu. Zwłaszcza że nie wszędzie i nie zawsze będziesz mieć dostęp do rękawa. A jeśli lecisz na wakacje i lądujesz na – powiedzmy – jakiejś greckiej wyspie, na bank okaże się, że musisz wnieść/wynieść z samolotu:
dzieciaka (lub więcej dzieciaków),
dwie (lub więcej) torby na kółkach,
dwa dodatkowe małe bagaże,
torbę dziecka (większość linii pozwala zabrać dodatkową torbę, nawet jeśli brzdąc podróżuje jeszcze na twoich kolanach – patrz kolejny punkt),
wózek (bo najczęściej zabiorą ci go dopiero na płycie lotniska, ale tam też trzeba się dostać).
Patrzysz na te rzeczy… zapłakać się można. A wszystko w pośpiechu.
I nie myśl, że jakoś się przemęczysz na lotnisku. Przed tobą najpewniej masa nieoczekiwanych zdarzeń, przez które zabraknie ci rąk. Transfer z lotniska, być może podróż pociągiem podmiejskim, jeśli nie masz podstawionego pod nos samochodu na lotnisku naprawdę będzie ciężko.
Nawet głupie (czytaj wysokie) miejskie krawężniki. Wytrąciły mnie z równowagi we włoskiej Apulii, kiedy musiałem sam ciagnąć wszystkie torby, ponieważ żona pchała wózek z córką.
Nie oczekuj, że jak coś zabraknie, to kupisz na miejscu
Trochę się to łączy z poprzednim punktem. Na pewno znasz ten motyw – lecisz z bagażem podręcznym, po co będziesz kombinować, jak wziąć ze sobą mały krem do opalania? Przecież po prostu kupisz na miejscu, tam musi być jakaś cywilizacja.
Nie. Nie. I jeszcze raz nie – nie rób tak z dzieckiem.
Nie oczekuj, że jeśli skończą wam się czyste ciuszki dla pociechy, a nie masz ochoty ich prać, to znajdziesz za rogiem sklep z dziecięcymi ubrankami.
Nie oczekuj, że jeśli nagle zgłodnieje ci syn czy córka, to wszędzie w każdym sklepie kupisz tubkę/słoiczek/cokolwiek. Dzieciak nie będzie czekał, a jeszcze nie daj Boże nie będzie mu smakować – zresztą, przyjrzyjcie się kiedyś we Włoszech konsystencji słoiczków zawierających mięsko. Ja bym tego nie dał ani dziecku, ani psu, ani w ogóle nikomu.
Mam znajomych, którzy wzięli w podróż do USA chyba pół torby wypchanej tubkami, ponieważ ich córka miała akurat fazę na takie jedzenie. I to był dobry wybór, przynajmniej tak wynika z ich relacji.
I wreszcie nie oczekuj, że wszędzie w każdej aptece znajdziesz wszystkie potrzebne leki. Weź absolutnie wszystko, co może być potrzebne. Za wszelką cenę. Miałem tego nie robić w tym tekście, ale trudno – jak ci się nie mieszczą leki dla dziecka, to wywal bokserki.
Sprawdź, na co pozwalają ci linie lotnicze
Jeśli masz dziecko poniżej dwóch lat, będzie podróżować na twoich kolanach (tylko poproś stewardessę lub stewarda, żeby sprawdził wasze zapięcie, bo jest dość nieoczywiste). Jednak nawet taki pasażer ma swoje prawa – a właściwie to ma ich dość sporo.
Przede wszystkim – w większości linii lotniczych możesz bezpłatnie nadać dwa przedmioty dla takiego bobasa. Jeden z nich to oczywiście wspomniany już wózek. Ale często nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nadać fotelik samochodowy czy nawet… łóżeczko turystyczne. Swoją drogą nie wiem jak nadać łóżeczko i się z nim zabrać, ale taka możliwość istnieje.
Czytaj także:
Warto też sprawdzić dokładne warunki taryfy u każdego przewodnika. Dla przykładu – posłużmy się przykładem tanich linii lotniczych, bo to one mają zmonopolizowane kierunki wakacyjne – w Ryanair możesz wnieść na pokład dodatkową torbę o wadze do 5 kilogramów z rzeczami dla dziecka. Realnie – upchasz tam właściwie wszystkie jego ciuszki. A nie chcesz, żeby ktoś ci zgubił bagaż z rzeczami malucha.
W Wizzair jest nawet lepiej, bo nikt nie podaje ani wagi takiej torby, ani jej wymiarów. Pojawia się tu więc dość duża szara strefa, którą możesz wykorzystać.
No i pamiętaj, że jeśli nie nadasz bagażu, to musisz nieść tę torbę oraz bagaż podręczny – patrz poprzedni punkt.
Upewnij się, że masz dobry wózek na taką podróż
O tym już napisałem co prawda w dadHERO cały tekst, ale przecież nie wypada o tym nie wspomnieć. Zwłaszcza że tak zepsułem sobie wyjazd numer jeden. Upewnij się, że masz odpowiedni wózek na taką podróż samolotem. Odpowiedni, czytaj lekki, mobilny, składający się do małych rozmiarów.
Ten, którego używasz od narodzin dziecka (typowe trzy w jednym, najpierw gondola, a potem spacerówka), do samolotu się kompletnie nie nadaje. Będzie ci ciężko go nawet wepchnąć na taśmę podczas kontroli bezpieczeństwa i w ogóle zamieni twoją podróż w koszmar.
Więcej tutaj:
Czytaj także:
Nie płać za bzdury
Last but not least – mały, ale przydatny tip, który działa zwłaszcza w przypadku tanich linii lotniczych.
Nie potrzebujesz płacić za pierwszeństwo wejścia na pokład, ponieważ z dzieckiem i tak je masz. Inna sprawa, czy w ogóle chcesz z tego pierwszeństwa korzystać – przykładowo w podwarszawskim Modlinie oznacza to, że będziesz dłużej stać na płycie lotniska i marznąć, jeśli pogoda nie dopisuje.