Przetestowałem w życiu kilkaset aut. Wiem, jakiego (nie) potrzebujesz – od jednego do piątki dzieci
Na początek kilka ważnych spraw.
Po pierwsze: słowo wyjaśnienia za tytuł. O co chodzi z tymi kilkuset samochodami? Generalnie w naTemat, czyli siostrzanym (a właściwie braterskim) serwisie dadHERO, testuję auta. Robię to od kilku lat i jeździłem praktycznie wszystkim. Od takich rodzinnych autek po prawdziwe sportowe supercary. I ta baza wiedzy daje mi dość duży ogląd z jednej strony na branżę i na rynek, a z drugiej widzę, jak koncerny próbują ukształtować wasze potrzeby. Nie że im się dziwię, sam robiłbym to samo.
Po drugie: za wyznaczniki rodzinnego auta uznaję – bez większego zaskoczenia – jego praktyczność, ekonomiczność (rozumianą przez cenę zakupu auta oraz jego całkowitą eksploatację) oraz komfort podróży.
Po trzecie – od razu odrzucam w tym tekście auta elektryczne. Żebyśmy mieli jasność – elektromobilność jest fajna i modna, a ja sam za elektrykami wprost przepadam, zresztą jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy mieli jeździć tymi najbardziej wypasionymi elektrykami na rynku. I co? I każdy jeśli chodzi o kwestie rodzinne nadaje się do tarcia chrzanu. Tak, są często bardzo pakowne i wygodne, ale finalnie za każdym razem dostajesz z liścia w twarz przez zasięg. To zabawki. Drogie zabawki do kręcenia się wokół komina.
Czy kupisz auto elektryczne za ćwierć miliona, czy za milion (pomijam już fakt, że może szukasz używanego auta za 30 tysięcy złotych), i tak nie ujedziesz po autostradzie więcej niż 250-300 kilometrów. Czyli realnie musisz zatrzymać się co półtorej godziny-dwie godziny. A tu dzieci krzyczą, że chcą już dojechać. Albo – tak jak było u mnie – córka chętnie przysypiała w trakcie jazdy, ale po zatrzymaniu MOMENTALNIE się budziła. I krzyk.
Tymczasem jako ojciec rodziny potrzebujesz samochodu, którym będziesz jechać zgodnie z rytmem twoich dzieci, a nie zgodnie z zasięgiem auta. Kropka.
I wreszcie po czwarte – odrzucam hybrydy. Są fajne, ale nie są ekonomiczne. Jeśli jesteś w stanie dopłacić, żeby czuć się eko, to spoko. Ale jeśli masz do wyboru w przypadku wybranego auta wersję spalinową i hybrydową, prawdopodobnie przez cały żywot auta nie zaoszczędzisz tyle na prądzie, żeby sobie wyrównać dopłatę przy zakupie względem zwykłej spalinówki.
I po piąte – w tekście nie skupiam się na cenach tych aut. Wiadomo, że SUV raczej będzie droższy od kombiaka, ale zakładam, że umiesz dopasować swoje potrzeby do swojego portfela. Albo umiesz poszukać używanego auta. Zresztą, akurat o tym już pisaliśmy:
No i każda propozycja to benzyna lub diesel. To ważne, bo elektromobilność jest w natarciu. I producenci nawet duże, rodzinne auta oferują już często jako elektryki. Okej, to już mamy jasne. Więc do roboty.
Masz jedno dziecko...
Kup sobie praktycznie cokolwiek co ci się podoba. Może z pominięciem sedanów, crossoverów oraz tych mniejszych hatchbacków.
Sedany odpadają przez wąski dostęp do bagażnika, który może być naprawdę pojemny, bo w tym segmencie auta są naprawdę duże, serio, ale po prostu nic tam nie włożysz. Sam pamiętam, jak testowałem Jaguara XF. Auto wielgachne, bardzo fajne, a do bagażnika nie zmieściła mi się gondola od wózka. Jechała na fotelu pasażera z przodu. Ten sam problem dotyka oczywiście aut innych marek w tym segmencie. Audi, BMW, Mercedes, Volvo, czy z półki niżej Mazdy, Opla, Peugeota itp itd. Każdego, kto ma coś takiego w ofercie. To po prostu nie działa.
I nie, gondola nie jest jednym twoim wrogiem. Zniknie gondola, zaczną się rowerki. Skończy się rowerek, trzeba będzie wepchnąć hulajnogę. Te elektryczne są kurde duże (chociaż nie kupujcie ich dzieciom, to zło)... I tak dalej.
Jeśli ci zależy na takiej linii auta, możesz za to rozważyć liftbacka. To taki sedan, ale z podnoszoną tylną szybą. Dzięki temu dostęp do bagażnika (dużego) jest banalny. Jakie to auta? Choćby Skoda Superb, a dawniej Renault Laguna (jeśli szukasz wiekowej używki). Autem o innym charakterze, które jednak spełnia te same kryteria, jest… Audi A5 Sportback. Widać takie zresztą na głównym zdjęciu.
No dobrze, a czemu odpadają mniejsze hatchbacki i crossovery? Bo są po prostu małe. Taki wózek zajmie ci calusieńki bagażnik. Jeśli masz budżet tylko na nowe, miejskie auto, to po prostu kup używanego SUV-a czy kombi. Nie przeskoczysz tego.
Masz dwójkę dzieci
Twój wybór to praktycznie każde kombi. Serio. Od biedy może być jakiś SUV, ale ja tego nie polecam. Zwłaszcza, że musi on być w okolicy klasy średniej (segment D) lub nawet wyższej (segment E). Przy czym nie chodzi tu o prestiż i cenę, a o rozmiar auta. SUV-y bardziej kompaktowe, zwane też crossoverami, to po prostu podwyższone hatchbacki, co w sumie omówiliśmy już przy punkcie z jednym szkrabem.
Generalnie – tak, na kombi nie możesz się zawieść. Okej, fajnie byłoby, żeby to nie było kombi z segmentu B (np. Skoda Fabia, Renault Clio, Seat Ibiza), bo jednak możesz się trochę zdziwić. Ale już segment wyżej powierzchnia bagażnika będzie na tyle duża, żeby upchnąć nawet dwa mniejsze wózki i jakieś bagaże.
Taki wybór będzie optymalny – kombi zapewnia duży komfort, a dzięki niższemu i bardziej opływowemu nadwoziu jest w nich cichutko podczas jazdy. Oraz spalanie będzie stosunkowo niskie. Bo jeśli wam się wydaje, że w dużym, wygodnym SUV-ie jest cicho, to się mylicie. Na autostradzie w wietrzne dni jest – w przypadku większości marek – jak na Bałtyku w sztorm. SUV żłopie też paliwo jak stary tankowiec. A chcemy, żeby było ekonomicznie.
Oczywiście możesz to olać i postawić na jakiegoś większego SUV-a. Twoja rodzina jakoś to pewnie przeżyje biorąc pod uwagę inne plusy takiego auta, m.in. wysokość siedzenia w aucie i ogólne poczucie bezpieczeństwa, ale SUV-y są też po prostu drogie. Pomyśl, czy naprawdę potrzebujesz takiego auta, bo jego praktycznie jedyną przewagą nad dobrym kombi jest… bycie modnym.
Masz trójkę dzieci
Potrzebujesz minivana. Kropka. Co gorsza, twoja sytuacja jest zgoła beznadziejna, bo minivany są skrajnie niefajne, niemodne, nieseksowne i w ogóle producenci nie chcą już ich tworzyć. Lepiej sprzedają się w końcu – no tak, znowu ten sam problem – SUV-y.
I tak, producenci aut bardzo chętnie będą wam tłumaczyć, że SUV odpowiedniej klasy zaadresuje każdą twoją potrzebę i w sumie po co ci ten brzydki (i tańszy, SUV-y są drogie, piszę to po raz któryś) minivan, skoro możesz jeździć takim fajnym, męskim SUV-em.
Tak, są na rynku SUV-y, które mają na kanapie z tyłu miejsce na trzy foteliki mocowane na ISOFIX (innego scenariusza niż miejsce dla żony z przodu nie rozpatrujemy, chyba że chcesz, żeby za wami dojeżdżała wszędzie pociągiem, ale czy zniesiesz podróż sam z trójką dzieci?). To te największe, najbardziej komfortowe (i najczęściej najbardziej luksusowe). Czyli takie cacka jak Audi Q7, Volvo XC90 czy Land Rover Discovery.
Ale tu jest kilka problemów. Po pierwsze – te auta kosztują worek pieniędzy. Po drugie – może się okazać, że będziesz jeszcze musiał dopasować foteliki, bo jeśli będą zbyt szerokie, to może ci się po prostu… nie zmieszczą. A zakładam, że nie urodziły ci się trojaczki, tylko jedno po drugim (i jeszcze trzecie), więc być może przy zakupie pierwszego fotelika nie myślałeś o jego rozmiarach.
Po trzecie – nawet jeśli upchniesz do tego auta pięcioosobową rodzinę, jestem święcie przekonany i stawiam dolary przeciwko orzechom, że nie upchniesz tam bagaży. Jeśli masz trójkę dzieci, to zakładam, że przynajmniej jeszcze z jedno używa wózka, a jak nie to, to i tak trzeba powpychać jakieś rowerki i inne hulajnogi. A gdzie torby na ubrania na wakacje?
Po czwarte – podróż z trójką dzieci to już pewnego rodzaju masochizm, który wymaga starannych przygotowań. Jedno chce jeść, drugie chce siusiu, trzecie chce wysiąść. A tu jeszcze czterysta kilometrów nad morze. A na dodatek wszystkim się nudzi. W nawet największym SUV-ie zabraknie tak prozaicznej rzeczy jak schowków, gdzie poupychasz te wszystkie kredki/tablety/smartfony/książeczki/bidony z wodą/przekąski.
I tutaj cały na biało wjeżdża praktycznie każdy minivan. Absolutnie każdy jest bardzo przestronny, z masą schowków, z wygodnymi trzeba siedziskami w drugim rzędzie. Bardzo często mają też odsuwane drzwi w drugim rzędzie, co BARDZO pomaga zapakować trójkę dzieciaków do auta. A jeśli nie, to i tak otwory drzwiowe są duże większe niż w SUV-ach.
Gdzie jest problem? Tak jak wspomniałem wyżej, producenci masowo wycofują je z rynku. W końcu lepiej sprzedać droższego SUV-a. Ford ma w ofercie Tourneo Connecta, Mercedes Klasę T, Toyota model Proace City Verso, Volkswagen Tourana i… w sumie to tyle. Na szczęście jest dużo używek – takie auta jak Renault Grand Scenic, Ford S-Max czy Citroen Grand C4 Picasso (lub Citroen Berlingo) przewiozły tysiące polskich bąbelków. Tylko w minivanie zamiast kanapy znajdziesz trzy takie fotele:
Masz czwórkę lub piątkę dzieci
Tak, to już można potraktować zbiorczo. Potrzebujesz znowu minivana (są w wersjach z trzecim rzędem, chociaż to raczej wybór bardzo, ale to bardzo kompromisowy) albo po prostu dużego vana jak Volkswagen Multivan, Toyota Proace Verso czy Mercedes klasy V (tak, tutaj rynek też się szybko kurczy).
Niestety, ale to już taka familia, że bez naprawdę dużej przestrzeni sobie nie poradzisz. I tak, potrzebujesz worka pieniędzy. Ale chyba decydując się na rodzinę tych rozmiarów wiedziałeś, co robisz, prawda? W każdym razie tylko takie auto zapewni ci komfort podróży, miejsce na bagaż i po prostu przestrzeń, w której nie zwariujecie wszyscy razem.
Czego na pewno nie bierz? Siedmiomiejscowego SUV-a. W absolutnie każdym miejsca w trzecim rzędzie to po prostu małe stołeczki w… bagażniku. Tak, wsadzisz tam siedem osób, zwłaszcza dzieci. Ale nie będzie miejsca na bagaże.