Przeseksowani. O tym, jak cybererotyka zabrała nam całą przyjemność z seksu i zostawiła głodnych

Aneta Zabłocka
Seks jest wszędzie i każdy bez większych ceregieli może go uprawiać. Naprawdę. Technicyzacja seksu, seksting, cyberseks czy e-seks stają się odpowiedzią na naszą samotność, lęk społeczny i umiejętność budowania więzi, ale czy na pewno jest to dla nas bezpieczne? Odpowiedzi udziela Sonia Ziemba-Domańska, psychoterapeutka.
Cyberseks: seksting, wideo seks, portale erotyczne. Uzależnienie od seksu Fot. 123rf
Nie ma nic złego w nagich fotkach i dirty talku przez telefon, jeśli odbywa się za obopólną zgodą. A w czasach koronawirusa e-seks stał się normą. Bo jak tu nie uciekać do seksu online, jeśli nawet Departament Zdrowia stanu Nowy Jork zalecał, aby przerzucić się na randki online, seksting czy seks wideo, by uniknąć zakażenia.


Tylko że zupełnie jak w przypadku pandemii, wszystko wymknęło się spod kontroli. I teraz może okazać się, że jako społeczeństwo mamy kolejny całkiem poważny problem do zbadania.

Czysty seks

Użytkownicy Tindera, OnlyFans, Badoo czy Moredates, uznali seks przez Internet za higieniczny, bezpieczny, wolny od wirusów, zupełnie jak oprogramowanie.

Bezpieczny, bo daleki od kontaktu fizycznego. Żadnych chorób, żadnych kichnięć, żadnych wydzielin. Sam seks.
– Ale przecież seks to uczta dla duszy, taniec zmysłów, wzajemnego dotyku, bliskości, zapachu i smaku. Daje emocje, daje wrażenia zmysłowe, daje biologiczną możliwość zaspokojenia popędu seksualnego – mówi Sonia Ziemba-Domańska, psychoterapeutka.

I odnosząc się do popularności serwisów do e-seksu, dodaje: – Wysyłanie erotycznych filmów, zdjęć czy treści wymaga naszej świadomej zgody. Natomiast łatwość i szybka nagroda dla mózgu, a przede wszystkim sposób na rozładowanie stresu, napięcia i urozmaicenia dnia może prowadzić do uzależnienia behawioralnego, a to już funduje nam konsekwencje, których na pewno nie chcielibyśmy ponosić.

Pandemia zabrała nam możliwość przeżywania wielozmysłowego seksu. Uczyniliśmy z seksu przyjemność, która jest dostępna szybko i bezproblemowo? Bez zaangażowania, budowania głębokich więzi i zbędnych starań?

Z jednej strony portale erotyczne odpowiedziały na naszą częstą potrzebę seksu i bliskości, ale niekoniecznie połączonej z życiem w relacji. W internecie pozwalamy sobie na jednorazowy seks. I choć w dużej mierze cybererotyka okazała się remedium na samotność wśród singli, to osoby w związkach, które odwiedzają gabinet Soni, również przyznają się do intymnych zabaw w internecie.

Przyjemność, jaką daje cybererotyka

– Seks to mózg – tłumaczy terapeutka. – Nasz mózg jest tak fascynujący organem, który zapewnia nam odbiór tych właśnie bodźców, które aktywują się podczas stymulacji neurofizycznej i seksualnej prowadząc do orgazmu. Kiedy zostanie zalany falą impulsów nerwowych z okolic narządów płciowych, zostaje pobudzony układ nagrody w mózgu. Możecie wyobrazić sobie, że kobieca łechtaczka ma ponad 8 tysięcy zakończeń nerwowych? – pyta.

To wszystko odbiera nasz mózg. Niezłe zawirowania. Potem zalewają nas hormony szczęścia – uwalniają się endorfiny, dopamina, oksytocyna szaleje. Ach, jak przyjemnie!

Seks przez internet daje nam podobne doznania, bo orgazm to orgazm – wyjaśnia Sonia. – W przypadku sekstingu czy seks kamerek to silny bodziec wzrokowy natychmiast wywołuje intensywne podniecenie, dlatego łatwo przywyknąć nam do tego, że orgazm osiąga się tylko dzięki silnym bodźcom wzrokowym, bez emocji i bez relacji.

Psychoterapeutka tłumaczy, że to jest właśnie największe zagrożenie w przypadku seksu online. Zagrożenie dla umiejętności budowania relacji i czerpania z seksu przyjemności całego ciała i umysłu.

A przecież pierwszy krok wykonała już pandemia, oduczając nas o te relacje dbać i je budować. W tym czasie spektakularnie wzrosło zainteresowanie aplikacjami służącymi do nawiązywania kontaktów erotycznych, wzrosła sprzedaż gadżetów do e-seksu.

Na własną rękę

Pandemiczny strach miał swoją rolę w sukcesie aplikacji i portali randkowych. Tylko Tinder odnotował największą liczbę przesunięć wśród użytkowników w marcu 2020 r., gdy wszystkie kraje, jeden po drugim zamykały się w izolacji.

– Ostatni rok uderzył w nasze schematy, dlatego tak destrukcyjnie wpływał na naszą psychikę. Została masturbacja przed monitorem we własnym towarzystwie. I to masturbacja ograniczająca możliwość poznania siebie i swojego ciała, co jest kolejnym polem do opowieści braku świadomości samego siebie przez kobiety i mężczyzn – wylicza terapeutka.

Dołóżmy do tego oglądanie porno. Często hard, bo wraz z uzależnieniem pojawia się potrzeba dostarczania coraz mocniejszych bodźców, coraz głębszej stymulacji i oczywiście seks online z użyciem naprawdę inspirujących gadżetów.

– To wszystko jest ok, jeśli spełnia to swoją rolę jako element urozmaicenia życia seksualnego – uspokaja Ziemba-Domańska.

– Ale pandemia się kończy, a uzależnienie zostaje. I temu właśnie należy się teraz przyjrzeć i zaopiekować. Zdecydowanie edukować i przepracować doświadczenia sekstingu i cyberseksu, by móc znów czerpać przyjemność i satysfakcję z intymności i bliskości bez elektronicznych pośredników – mówi psycholożka.