"Tata widział, jak Mikołaj wyskoczył przez okno". Co rodzice mówią dzieciom o podkładaniu prezentów?

Aneta Zabłocka
Pamiętacie, że święty Mikołaj pojawiał się zawsze, gdy akurat nie patrzyliście? Albo, kurczę, minęliście się z nim, bo dopiero, co tu był. Tata widział, jak kładł prezenty pod choinkę i zbił z nim piątkę. A wam nigdy nie zdarzyło się spotkać świętego. Do czasu, gdy sami nie zostaliście rodzicami i wciskacie ten sam kit swoim dzieciom.
Kadr z filmu "The Santa Claus" Fot. Kadr z filmu "The Santa Claus"
W Stanach wszystko jest jasne. Święty Mikołaj przychodzi w nocy, a prezenty rozpakowuje się rano. Dzieci mogą co najwyżej pomarzyć, że wsiądą w środku nocy do Ekspresu Polarnego albo nastawią na czerwonego pułapkę, jak Cindy Lou Ktoś w "Grinchu". Szanse na to, że zobaczą, jak rodzice podkładają kolorowe paczki pod drzewko, są znikome.


Sprytnie to wykombinowali.

Czy leci z nami Mikołaj?

W Polsce przyjęło się, że prezenty wręcza się po kolacji wigilijnej. I wtedy się zaczyna! Dzieci trzeba przegnać do innego pokoju, cichuteńko i bez szeleszczenia podłożyć paczki pod choinką. Potem jeszcze zaprosić dzieci i powiedzieć, że Mikołaj przyszedł akurat, jak myły ręce po kolacji albo szukały go na dachu. Znowu. Jak co roku, skurczybyk, się im wymyka.

– Moja mama zawsze chowała prezenty w piwnicy. Mieliśmy tam taką starą kuchnię, gdzie jesienią suszyliśmy grzyby i robiliśmy przetwory. Była tam wielka szafa, w której lądowały wszystkie paczki świąteczne opowiada Łukasz.
– Gdy w wigilię słyszeliśmy z siostrą skrzypnięcie drzwi prowadzących do podziemia i drewnianych schodów, wiedzieliśmy, że zaraz nas przegonią wpatrywać się w niebo, by szukać lecących sań Mikołaja – wspomina.

On ze swoimi dziećmi robi podobnie. – Trudno porzucić tradycje, które przecież tak dobrze mi się kojarzą – mówi. Nie wyobraża sobie, żeby powiedzieć dzieciom, że Mikołaj nie istnieje.

Co roku, choć nie mieszka już w domu, ale bloku, wjeżdża z dzieciakami na ostatnie piętro i wypatrują z okien cieni latających reniferów na tle gwiazd. Jego żona w tym czasie obstawia wejście do mieszkania i balkon, gdyby święty się pojawił.

Do tej pory tylko ona miała szczęście 4 razy zobaczyć, jak Mikołaj podrzuca im prezenty. Szczęściara.

Mikołaj grozy

– Oczywiście najbardziej traumatyczne były czasy, gdy dziadek lub wujek przebierali się za Mikołaja. W rodzinnym albumie jest takie zdjęcie, gdy dziadek stoi w kożuchu, z brodą zrobioną w całego kwadratowego plastra waty, a mój kuzyn w tle drze się wniebogłosy ze strachu – śmieje się Adam.

Pamięta, że gdy był starszy, prezenty stały pod choinką już od przedpołudnia. Widać po jakimś czasie rodzice doszli do wniosku, że wystarczy straszenia dzieci prowizorycznym Mikołajem.

Paczki pojawiały się pod choinką, gdy był zajęty pomaganiem tacie w wieszaniu lampek na zewnątrz domu lub gdy leciał po dodatkową paczkę proszku do pieczenia do sklepu na polecenie mamy.

– Ściągnąłem to, bo pamiętam, że byłem zachwycony faktem, że pomagam Mikołajowi. Rodzice mówili mi, że święty nie miał czasu wpaść wieczorem, bo ma jeszcze bardzo dużo prezentów do rozwiezienia, więc zostawił te u nas – opowiada Adam.

Paczki z zabawkami mogły zostać do wieczora pod warunkiem, że Adam z rodzeństwem nie otworzą ich przed końcem kolacji. Oczywiście mama obiecała też Mikołajowi, że pięknie wszystko zjedzą z talerzy i posprzątają swój pokój.

– Tak, wierzyliśmy w to. Było to tak wspaniałe doświadczenie. Ja również mówię moim dzieciom, że na otwarcie prezentów muszą poczekać do wieczora – tłumaczy.

– To cudowne obserwować, jak podchodzą pod choinkę, czytają etykiety, potrząsają paczkami, żeby domyślić się, co jest w środku.

Mikołaj samobójca

– Mój ojciec zawsze mówił, że Mikołaj przed chwilą był i widział, jak wyskakuje przez okno po podłożeniu prezentów pod choinką – wspomina Krzysiek.

Wierzył tacie, choć mieszkali na 7. piętrze.

– To było strasznie głupie, ale za każdym razem biegłem przyciskać nos do szyby i wypatrywać śladów sań na śniegu pod blokiem. Oczywiście nic nie byłem w stanie dostrzec – mówi Krzysiek.

Postanowił, że nie będzie wciskał swoim dzieciom takiego kitu, bo mogą jeszcze kiedyś wpaść na pomysł, że skakanie z okna jest bezpiecznie.

Pod latarnią jest najciemniej, więc podkłada prezenty... pod choinką. Chowa je za drzewkiem, które stoi w kącie pokoju. W wigilię tylko zaprasza dzieciaki, żeby dobrze sprawdziły, czy jednak Mikołaj nie zostawił prezentów także z drugiej strony drzewka.

– Fakt, że z roku na rok dzieci robią się coraz sprytniejsze i próbują już od rana kombinować z tą choinką. Dlatego kupiłem pufę, do której wkładam część paczek, inne lądują schowane za książkami w regale. To taka świąteczna edycja Króliczka Wielkanocnego – śmieje się Krzysiek.

W tym roku znalazł w czasie świątecznych porządków bransoletkę dla żony, którą miała dostać na poprzednie święta. Zapomniał o niej.

– I mam prezent dla niej gotowy prezent na ten rok – żartuje.

Niemniej już czuje, że za rok, dwa będzie musiał zmienić strategię, bo dzieciaki patrzą na niego coraz bardziej podejrzliwie.