Nie zabieraj teraz dziecka na zakupy, chyba że jesteś masochistą. Jak nic uwzięli się na rodziców

Aneta Zabłocka
Byliście ostatnio z dzieciakami w sklepie? Pewnie uśmiechnęliście się na widok świątecznych słodyczy i ozdób i pożartowaliście, że dopiero co było Wszystkich Świętych. Tymczasem wasze dzieci dostały istnej cukrowej gorączki.
Dziecko na zakupach. Odmawianie dziecku jest niemożliwe przed świętami Fot. 123rf
Sama też rzuciłam ten suchy żart o Wszystkich Świętych do mojego męża, gdy robiliśmy zakupy po długim weekendzie z początków listopada. On ze smutkiem zauważył, że stoisko tuż przy wejściu do sklepu zostało opróżnione z promocyjnych opakowań kostek do prania, a zamiast nich pojawiły się pudełka ze Świętym Mikołajem, reniferami, misiami i bombkami.


Wiedziałam, że będzie grubo, bo chłopcy, którzy zwykle biegną do stoiska z gazetami, odkręcili się na pięcie i rzucili, by oglądać czekolady.
I błędem jest myślenie, że jak raz powiem dziecku "Kalendarz adwentowy kupimy 1 grudnia" to ono to zapamięta, a ja będę miała poczucie wyznaczenia granic i pytanie się nie powtórzy.

Za każdym razem, gdy wchodzimy do tego samego sklepu i dzieciaki widzą piramidę ułożoną z pudełeczek z numerowanymi czekoladkami, zadają to samo pytanie: "Kupisz nam?".

I to moje pierwsze "nie", bo za chwilę czeka nas kolejna piramida z czekoladowych Mikołajów, a potem stos pralinek, a następnie stoisko polskiego producenta czekolady. Jakby handlowcy uparli się, żeby nieustannie podbijać podniecenie klientów aż do momentu, gdy złamią się i rzucą na słodycze, kupując je bez opamiętania.

Ja w jakimś stopniu jestem w stanie się opanować. Choć rzadko bywa tak, aby wyszła zupełnie bez świątecznych przysmaków ze sklepu, bo mam hopla na punkcie Bożego Narodzenia. Jestem świadomym konsumentem, który aplikacje "Zdrowe Zakupy" traktuje jak drugą rękę, nie kupuje więcej, niż potrzebuje i zna mechanizmy reklamowe marek.

Ale moje dzieci?

Jak wyżej, mogę powtarzać, że nie kupimy słodyczy, że za wcześnie, producent się pospieszył, a w ogóle to wycelowana w ich małe marzenia i potrzeby wymuskana kampania reklamowa, ale Mikołaj z czekolady to Mikołaj z czekolady i odruchu Pawłowa u dzieci nikt nie powstrzyma.

[Proszę, nie pisać, że "moje dzieci czekolady nie jedzą i w ogóle ich ona nie rusza", bo to bezcelowe.]

I widzę, że nie tylko ja czasem dzieciom ulegam i nie tylko moje dzieci tłuką się publicznie o to, które wsiądzie do ciężarówki Coca-Coli.

Wszyscy wpadamy w jakąś zbiorowo świąteczną histerię, a nawet ci, którzy chcieliby się jej oprzeć, nie mają gdzie uciec.

Tyle się mówi o tym, żeby zwolnić, odpuścić sobie konsumpcyjne podejście do świąt i przeżyj je z rodziną naprawdę. Tą rodziną, która nabuzowana jest cukrem od początków listopada?

Tym, co pozostaje rodzicom, którzy dzielnie wybierają się na zakupy spożywcze z dzieciakami, to wymiana wspierających uśmiechów z innymi matkami i ojcami. A potem ciche wyjadanie z szuflad czekoladowych Mikołajów, których obiecali sobie nie kupować.