Mówisz do niej "Nie mogę bez ciebie żyć"? Lepiej przestań, robisz jej krzywdę!
Kampania fundacji Feminoteka ma na celu zwrócenie uwagi na to, że już na wczesnym etapie związku możemy zauważyć represyjną kontrolę. Początki są niewinne - współuzależnienie od siebie, izolacja od świata. A potem przemoc fizyczna i psychiczna. Czy ta kampania nie przesadza...?
Fundacja pomagająca kobietom
Fundacja Feminoteka skupia się na pomocy kobietom – założycielki fundacji same przyznają, że: „Uważamy, że to, co postrzegane jest jako kobiece, jakie oczekiwania społeczeństwo ma wobec kobiet, nie wywodzi się z natury, lecz z kultury”. Dlatego swoimi kampaniami walczą o zwracanie uwagi na różne aspekty kulturowe, które sprawiają, że kobiety np. godzą się na patriarchat, bo w takiej kulturze żyją, nigdy nie miały do czynienia z innym podejściem do życia.Nowe spojrzenie na romantyzm?
We wpisie, który obrazowany jest plakatem kampanii "Nie mogę bez ciebie żyć", fundacja napisała, że według Evana Starka, amerykańskiego profesora socjologii, takie zachowania w związkach, które okazują się represyjną kontrolą, postępują powoli.Na początku nie wiadomo, że znaleźliśmy się w toksycznym związku. Nigdy też nie zauważamy, że jesteśmy psychicznie zniewoleni czy uzależnieni od naszych partnerów. To postępuje powoli poprzez szereg zachowań, wypowiedzianych słów, np. "Nie mogę bez ciebie żyć. Po co gdzieś wychodzić, skoro mamy siebie?".
Taki początek represji może być niezauważalny, ale już kolejne etapy stają się bardziej widoczne. To różne wymówki, oceny, szantaż emocjonalny, a na koniec kontrola wyjść, wszelkich zajęć, wyborów, finansów, a nawet zakupów. To już tylko krok do tego, by partner sprawił, że represjonowana osoba będzie krytykowana na każdym kroku, poniżana, zastraszana i zamknięta w izolacji od świata. Zdaniem Starka kobieta staje się jego zakładniczką.
W dalszej części wpisu fundacja informuje, że od 2015 roku w Anglii i Walii represyjna kontrola jest przestępstwem i grozi za nią do 5 lat więzienia.
Obserwatorzy w opozycji?
Osoby obserwujące konto fundacji na Instagramie są nieco odmiennego zdania, uważają, że to mocna przesada. I że jedno zdanie nie powinno generalizować, bo czasem wypowiada się je z pobudek, które nie mają nic wspólnego z negatywnymi emocjami. No i ogromne znaczenie w całości ma kontekst tej wypowiedzi, bo to wcale nie musi być szantaż emocjonalny. Oto kilka wpisów internautów:"Za hasłem "nie mogę bez ciebie żyć" stoją często zaburzenia lękowe i lękowy styl przywiązania. Nie zawsze idą w parze z ograniczaniem wolności i represjami, zamykaniem w domu i tak dalej. Czasem wystarczy kogoś wysłać na terapię."
"No nie wiem sama... jeśli by ktoś mi powiedział "z@biję się jak mnie zostawisz" to byłaby to wielka czerwona lampa alarmowa. Ale takie "nie mogą bez Ciebie żyć".. no, jeszcze zależy od ogólnych stosunków w związku, ale generalnie nie widzę w tym nic złego. Zwlaszcza na początku, gdy hormony szaleją, wszytko czuje się 100x intensywniej, to rzeczywiście ja czułam, że jakby ta osoba zniknęła, to bym nie umiała żyć.
Zresztą, teraz też mam poczucie, że bez mojego partnera moje życie nie byłoby takie samo, że w sumie to bym wegetowała przez jakiś czas po rozpadzie związku. I w sumie to, o ile się to nie przekłada na jakieś nękanie tego, który postanowił odejść, to uważam, że właśnie tak ma być... przecież kurde, osoba, z którą jestem w związku nie jest łatwo zastępowalna, nie jest tak, że ona znika, a ja sobie żyję jak gdyby nigdy nic, kawa smakuje mi tak samo, poranki i wieczory są tak samo miłe…" [pisownia komentarzy oryg. - przyp. red.].
"Zgadzam się, jednakże tutaj wiele zależy od kontekstu. Słowo to przede wszystkim kojarzy nam się z wyznaniem miłości, niekoniecznie z podświadomym przekazem w postaci uzależnienia się od kogoś."
A jakie jest wasze zdanie w tej sprawie? Fundacja Feminoteka naprawdę przesadza, tak jak piszą internauci? A może warto choć na chwilę wstrzymać się z negacją i spojrzeć na to po prostu poprzez kontekst konkretnej pary i sytuacji?
Może cię zainteresować także: "Jestem miły, więc zasługuję na seks". Oto mroczny świat mężczyzn z syndromem "miłego faceta"