Przestańcie robić mojemu dziecku zdjęcia! Przedszkole to nie zakład fotograficzny

Aneta Zabłocka
Wyrażasz zgodę na to, aby fotograf przyjechał do przedszkola i zrobił kilka fajnych foteczek maluszkom. Jednak to zamienia się w festiwal zdjęć dzieci na Facebooku i bezmyślnego udostępniania danych... Jeśli cię to wkurza, czytaj dalej.
Przedszkole publikuje zdjęcia dzieci. Co możesz z tym zrobić? Fot. Pixabay
Każdy rodzic ma dużo zdjęć swoich dzieci. Gdy mój mąż odkrył, że może od razu na telefonie zrobić zdjęcie z filtrem, to cykał jak szalony. Część wywołałam i wkleiłam do albumu, część została wrzucona na dysk i czeka na odkurzenie sentymentów za kilka lat.


Żadne z nas nie potrafi jednak zrozumieć manii robienia fotek dzieciom w przedszkolu. I nie mówię o akademiach i pasowaniach, bo pamiętam, że ta tradycja trzyma się jeszcze od pokolenia mojej mamy.
Czytaj także: https://dadhero.pl/blogi/tataszef/285197,sharenting-dlaczego-nie-powinienies-udostepniac-zdjec-swoich-dzieci
Mówię o zdjęciach z codziennych zajęć, balów karnawałowych i zabaw na placach przedszkolnych. Na fanpage'u przedszkola widuje prace mojego syna, różne części ciała uwiecznione na zdjęciach z obiadku czy zamalowaną twarz na grupowym zdjęciu z imprezy.

I tylko się zastanawiam: po co?

Wyklejanki widzę za każdym razem, jak go odbieram, doskonale wiem, jak potrafi grzebać w talerzu, bo przecież w domu też je, a zdjęć grupowych nie cierpi, więc wygląda na nich jak pokutnik.

Dobrze wiem, jacy rodzice potrafią być upierdliwi i wymuszać na opiekunkach w przedszkolu najmniej istotne i najbardziej szczegółowe informacje o swoich dzieciach. Osiągają spełnienie, gdy fakt istnienia ich dziecka w przedszkolu zostanie dodatkowo zapisany na zdjęciach i wrzucony na ogromne serwery Facebooka.

Tu jednak powinien pojawić się ostrzegający napis "w internecie nic nie ginie". Chwile chwały rozkoszniaków na tablicy przedszkola będą trwały wiecznie. Nawet usunięcie profilu naszego, naszych dzieci i placówki, nie sprawi, że zdjęcia znikną.

Źli ludzie

... a wraz z tym idą inne zagrożenia, których sobie nie uświadamiamy. Przede wszystkim przedszkola prowadzą profile publiczne, więc każdy, kto chce może namierzyć na nich moje dziecko. W dodatku dowiedzieć się, w jakich godzinach tam przebywa, w jakich można podejrzeć je przez płot oraz czy jest zabawowym hulaką, czy zamkniętym w sobie chłopcem, który nic nie powie, jeśli się go zaczepi.

Tak, nawiązuję do pedofilów i niepowołanych osób, które mogą chcieć skrzywdzić moje, ale i wasze dzieci.
Kto może zobaczyć zdjęcia twojego dziecka w sieci?Fot. Tanaphong Toochida/Unsplash
Ale to nie jedyni źli ludzie, którzy mogą te zdjęcia i informacje wykorzystać. Skoro wiedzą, do którego przedszkola chodzi moje dziecko, wiedzą też mniej więcej, gdzie ja mieszkam, w jakich porach nie ma mnie w domu oraz czy okolica należy do zamożnych.

Tak, nawiązuję do złodziei, którzy już raz zajrzeli mi do mieszkania, gdy wyjechaliśmy na krótki urlop.

Kolejni uważni obserwatorzy to hakerzy i złodzieje danych. Oni wcale nie muszą dybać na moje firmowe konto. Mogą wysłać do mnie mail z przypomnieniem za opłatę za jedzenie w przedszkolu dla mojego syna. A może na radę rodziców? A może jakąś wycieczkę na farmę?

Okazja czyni złodzieja. Wiele rodziców pisze pod zdjęciami komentarze, zdradzając imiona i nazwiska dzieci. RODO? Podpisujemy papier, a potem sami zaprzeczamy tej idei.

Zła pani

Do tego dochodzą związki emocjonalne z dzieckiem. Widzę, że na zdjęciu jest smutne, to się zastanawiam czy na pewno jest szczęśliwe w tym przedszkolu, czy nic złego się tego dnia nie wydarzyło, czy opiekunki coś przede mną ukrywają. Łatwo się nakręcić.

Do tego jeszcze relacje społeczne z innymi rodzicami. Bo czemu Kubuś i Jacuś są częściej na zdjęciach niż mój Albercik? Widzę, że dobrze się wszyscy bawią na sali, a mojego Albercika na urodziny nie zaprosili?

Oraz atak na opiekunki. Och, Albercik miał brudne spodenki. Makaron z rosołku mu wisi na kolanie. Nikt nie zauważył. Jak odbierałam z przedszkola, to już nie miał, ale tutaj przecież widać!

Poza tym umówmy się, jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia. Nie są to pamiątki na całe życie, są i nie są wykonywane w sytuacjach osobistych, które są ważne dla mnie i dziecka. Nie zachowam tych fotek.

Zło konieczne?

Wszyscy jesteśmy ofiarami sharentingu, czyli dzielenia się swoim rodzicielstwem w sieci. Pytanie, czy potrzebujemy, aby dodatkowo wyręczały nas w tym instytucje, do których nasze dzieci uczęszczają.

Publiczne zdjęcia to miecz obosieczny. Wytwarza zagrożenia dla mnie, dziecka oraz sprawujących nad nim opiekę w przedszkolu. Poza tym nawet jeśli te zdjęcia wysyłane byłby "na priv", to na litość boską, ta ilość zdjęć jest porażająca!

Dlatego uważam je za zło, którego niestety, nie da się wyplenić. Gdy przez całkiem długą chwilę placówka, do której uczęszcza mój syn, nie publikowała zdjęć, co przyjęłam z ulgą w sercu, wśród rodziców podniosły się głosy, że są wręcz głodni buziek misiaczków, które i tak widują na co dzień.

Jestem wielką zwolenniczką tezy, że w przedszkolu dziecko ma się bawić i socjalizować. Niekoniecznie pod czujnym internetowym okiem rodzica i... przed obiektywem.