Jedna drobna zmiana sprawiła, że moje dzieci zapomniały o bajkach. Zdradzę wam, mój sposób
Mieszkamy na "Planecie Ziemia II", moi chłopcy są waranami z "komodą", a w czasie obiadu pobierają substancje odżywcze. Tak, moje dzieci są wielkimi fanami filmów przyrodniczych i to najlepsze, co mogłam dla nich zrobić.
- Nienawidzę "Psiego Patrolu" i "Karolka z Naklejkowa".
- Jednak nie musiałam długo szukać zastępstwa dla kolorowych i psychodelicznych bajek dla moich dzieci.
- Oto jak sprawiłam, że moje dzieci pokochały BBC Earth i Davida Attneborougha.
Ja z mężem patrzyliśmy na siebie niepewnie: "A jak zada jakieś pytanie?". Ale młoda oglądała film bez mrugnięcia okiem.
Dużo mniej przyjemna sytuacja spotkała mojego partnera, gdy córka zapytała go w tramwaju pełnym ludzi, czym jest sperma. Cóż, dziecko ciekawe świata.
Niemniej nie poddajemy się w edukacji przyrodniczej naszych dzieci i cała trójka od małego ogląda filmy dokumentalne. Mamy ich całkiem pokaźną kolekcję, choć naszymi ulubionymi są zdecydowanie te wydawane przez BBC Earth z komentarzem Davida Attenborugha. Czasami w ramach randki sami oglądamy film z oryginalnym lektorem.
Tym, co najbardziej przekonuje mnie do puszczania dzieciom takich filmów, zamiast bajek, jest prawda. W tych filmach zwierzęta nie gadają o budowaniu super pojazdów ani nie ratują kurczaków w opałach (vide "Psi Patrol").
One starają się przetrwać na naszej planecie. Raz po raz zachwyca mnie różnorodność form obrony czy ataku wytworzona przez lata ewolucji zwierząt. Nie mówiąc już o tym, że o istnieniu niektórych ssaków czy insektów nie miałam pojęcia.
Same filmy mają wspaniale skonstruowane historie, które są znaczenie ciekawsze niż niektóre telewizyjne bajki. Oglądając serię "Góry" z "Planety Ziemi II" zobaczycie niedźwiedzie czochrające o drzewa długie futro po zimie. Tańczące miśki! Po prostu, a nie towarzyszy im żadna Masza.
Na płytach DVD świat się nie kończy i dziękuję Netflixowi za to, że nie serwuje jedynie rozrywkowej papki.
Na platformie znajdziecie świetny serial "Maleńkie stworzenia", który jest ok. 20-minutowymi bajkami z jednym dzikim bohaterem. Co więcej, ten bohater musi żyć w zgodzie w nienaturalnym dla niego człowieczym środowisku.
Ostrzegam jedynie, że wasze dzieci pokochają te filmy, a wy poczujecie lekkie ukłucie żenady. Jednak piękne zdjęcia i podglądanie zwierzaków z tak bliska, sporo rekompensuje. Po obejrzeniu serii mój starszy syn przez miesiąc był pójdźką ziemną.
Dzięki filmom przyrodniczym moje kilkuletnie dzieci wiedzą, jak wygląda i działa Układ Słoneczny, jak powstają planety i co ma wspólnego Księżyc z oceanami. Do tego niesamowicie rozwija się ich słownictwo. Dokumenty są pełne pięknych słów.
W ogóle nie uczę moich dzieci. Pokazuję im świat przez okno, na spacerze, ale również w telewizji. Ona przychodzi z kamerą tam, gdzie nie mielibyśmy szansy nigdy dojechać.
"Nasza planeta" (nie mylić z "Życiem na naszej planecie") zwraca również uwagę na kryzys klimatyczny i "suche lata" w jakim przyjdzie żyć naszym dzieciom. To ważne, aby powiedzieć im "Przepraszam, że zostawiam ci świat, w których misie polarne głodują". Nawet nie słowami, a obrazem.
Ale bądźmy szczerzy - największym plusem oglądania przez moje dzieci filmów przyrodniczych jest to, że nie słyszę w domu czołówki "Psiego Patrolu". Ani "Kucyków Pony". Ani "Karolka z Naklejkowa". Uff!