88 dni bez taty. Sąd przyznał Andrzejowi opiekę nad synem, więc była żona zabrała go i się ukrywa

Aneta Zabłocka
– Ostatnie wspomnienie jakie mam z Ignasiem to to, kiedy rozpaczliwie płacze, że chce ze mną jechać – mówi Andrzej Pawlikowski. Ojciec 2-letniego chłopca, którego nie widział od wakacji.
Andrzej z synem Ignasiem Fot. Andrzej Pawlikowski
Jaki jest Ignaś, pytam. – Pogodny i otwarty. Czasami lubimy wariować po podwórku czy biegać wokół domu. Staram się go wciągać w muzykę. Kupiłem mu nawet plastikowe skrzypki. Choć teraz stał się bardzo nerwowy – mówi Andrzej, 27-letni tata z Nowego Targu.

Czytaj też: 48 godzin miesięcznie. Tyle dostają polscy ojcowie na zbudowanie relacji z dzieckiem: "To kpina"

Nie widział synka od końcówki sierpnia. – Strasznie chciał ze mną iść i płakał. Ciągle siedzi mi to w głowie – mówi Andrzej.

10 września matka dziecka poinformowała go, że wyjeżdża z Ignasiem. Od tej pory nie miał kontaktu z synkiem ani z byłą żoną. Jego teściowie utrzymują, że nie wiedzą, gdzie przebywa ich córka, nie mają do niej numeru telefonu, ani się z nią nie kontaktują.

Gdy spotkał swojego teścia, podszedł do niego i zapytał, gdzie jest jego syn. Dziadek pokazał gest podrzynania gardła. Widać to wyraźnie na nagraniu, które dostaliśmy od taty Ignasia.


Rodzicem jest się zawsze

Wiedział, że z byłą się rozwiodą, bo nie układało im się przez ostatni rok. Nie spodziewał się jednak, że jego żona porwie ich dziecko.

Jak mówi, przez całe niemowlęctwo Ignasia, to niemal wyłącznie on się nim opiekował. Przebierał, kąpał, bawił się. – Bywało tak, że gdy wyjeżdżałem z domu na dwie godziny, a mały miał pełnego pampersa, to żona czekała, aż wrócę i go przebiorę – opowiada.
W listopadzie 2019 roku zdecydowali o rozstaniu. Andrzej zaproponował opiekę naprzemienną. Nie chciał odbierać matki dziecku, jak mówi. Mieszkali wtedy razem. Prosił, by nawet po rozwodzie, w czasie ustalenia prawa do opieki mogli wynajmować wspólnie dom. – Możemy ze sobą nie rozmawiać, możemy na siebie nie patrzeć, ale nie chcę stracić kontaktu z synem, mówiłem jej wtedy.

5 grudnia wybuchł pożar w magazynach firmy sąsiadującej z zakładem Andrzeja. Gdy on pojechał na miejsce sprawdzić, czy nie musi przenosić towaru, jego żona spakowała siebie i dziecko. Wyjechała do rodziców do Murzasichla.

Od tej pory kontakty Pawlikowskiego z synem wyglądały tak, że przyjeżdżał do domu teściów i pod ścisłym nadzorem matki i jej rodziców miał 4 godziny na zabawę z małym. Gdy tylko przechodził przez próg, zamykali drzwi na klucz.

– Przez ten czas ciągle patrzyli, co robię. Chodzili za mną krok w krok i prowokowali wyzwiskami i docinkami. Nie przeszkadzało im, że robią to przy Ignasiu – opowiada tata.

Bywało, że gdy nie mógł wyjść, dzwonili na policję i zgłaszali awantury.

Przeprawy sądowe w celu udowodnienia, że Andrzej jest dobrym ojcem, to droga przez mękę. Była żona oskarżała go m.in. o pracoholizm, alkoholizm i narkomanię. – Robiłem badania toksykologiczne, próby wątrobowe, wszystko by udowodnić, że jest inaczej. Prywatny detektyw, którego za mną wysłała, ani razu nie przedstawił dowodu, że piłem alkohol – wylicza Andrzej.

Dziecko powinno mieszkać z ojcem

W lutym ośrodek opiniotwórczy wydał na potrzeby sądu orzeczenie, wedle którego Ignaś jest bardzo związany z ojcem i dziecko powinno z nim mieszkać. Jednak przez pół roku charakter kontaktów Andrzeja z Ignasiem się nie zmienił. Nie wydano mu dziecka.

Ojciec kilkukrotnie przychodził w asyście policjantów, aby wyegzekwować postanowienie sądu. – Dwa razy zastaliśmy zamknięte drzwi, dwa razy rodzice matki dziecka upierali się, że jej nie ma – tłumaczy Andrzej.

Rzecznik zakopiańskiej policji potwierdza, że zna sprawę Andrzeja Pawlikowskiego. Przyznaje, że doszło do czterech prób kontaktu w asyście policjantów.

– Będzie to postanowienie i kolejne, i kolejne – wyśmiewała próby egzekucji postanowienia sądu jego była.

W Polsce ojcowie otrzymują sądownie pełną opiekę nad dziećmi jedynie w 4 procentach przypadków. By tak się stało, muszą udowodnić nałóg matki lub rażące niewywiązywanie się jej z obowiązków rodzicielskich.

W 2015 roku Rzecznik Praw Dziecka informował, że rocznie otrzymuje 50 tysięcy wniosków dotyczących wikłania dzieci w konflikty okołorozwodowe, w tym alienacji rodzicielskiej.

"Gdzie jest dziecko?"

Za radą kuratora Andrzej dowiedział się od sąsiadów, że Ignaś może przybywać w domu dziadków. Pojechał tam ze swoją matką. Teściowie napadli na nich. Mama Andrzeja była bita ogrodowym krzesłem i obrzucana kamieniami. Zrobili obdukcję i zgłaszają sprawę na policję.

– Zachowywali się gorzej niż zwierzęta. Są nieobliczalni – mówi Andrzej.

11 grudnia jest kolejna rozprawa o ustalenie podziału opieki. Na kilku ostatnich jego byłej nie było. Zasłaniała się zwolnieniami lekarskimi. Na razie Andrzej pozostaje bezsilny. Jego żona nie została pozbawiona praw rodzicielskich, więc nie może zgłosić porwania dziecka. Mimo niewykonywania wyroku sądu nie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności, bo nie można ustalić miejsca jej pobytu.

– Udzielenie mi opieki nad dzieckiem miało być zabezpieczeniem przed alienacją, ale niczego nie zabezpieczyło – mówi rozgoryczony Andrzej.