Nie kłótnie, nie zdrady. Rozwiedzeni mężczyźni mówią o "cichych zabójcach związków"

Kacper Peresada
Chociaż wielu lubi myśleć, że gdyby rozwód dotknął właśnie ich, umieliby się zachować z klasą, często jest to jedynie błaha nadzieja, która szybko znika, gdy stajemy naprzeciwko osoby, którą chcemy zostawić. Albo, która chce zostawić nas. Rozwód dotyka 1/3 par, które wzięły ślub, dlatego postanowiłem spytać, jakie według rozwiedzionych osób były powodu rozpadu ich związku.
"Po prostu oddaliliśmy się od siebie." Oto zabójcy związków, którzy mogą zakończyć każde małżeńśtwo fot. Kadr z filmu / Marriage Story
Kuba podkreśla, że jego była żona kochała być w ciąży. Każdy się nią opiekował, pytał, jak mija jej dzień, wszyscy zachwycali się tym, że świetnie wygląda, zarazem starając się, aby nie musiała się przemęczać. – Czuła się dzięki temu wyjątkowa, była w centrum uwagi, ale gdy dziecko się urodziło, stwierdziła, że nie chce się zajmować upierdliwym bachorem – opowiada. Przez pierwszy rok po narodzinach dziecka to Kuba był odpowiedzialny za wszystko związane z ich synem. Kąpał go, gotował, był odpowiedzialny za komfort syna i opiekę nad świeżo upieczoną matką.

Nie kochałem jej tak, jak kiedyś

– Któregoś dnia po tym, jak udało mi się go w końcu uśpić, położyłem się w łóżku i usłyszałem od żony, że nie kocham jej tak, jak dawniej. Miała rację – wyjaśnia. Próbował namówić ją, aby poszła do terapeuty, podejrzewał, że miała depresję poporodową, ale ona nie chciała szukać pomocy. Przyznaje, że teraz eksżona w końcu zawiązała relację z synem, który ma niemalże trzy lata.


Według niego po prostu wyczekała do momentu, gdy zajmowanie się dzieckiem jest odrobinę prostsze. Nie trzeba go karmić, można się z nim komunikować i już prawie nigdy nie trzeba wymieniać mu brudnej pieluchy. – Ludzie uważają, że jest świetną matką, co przez długi czas mnie złościło – Kuba podkreśla jednak, że udało mu się już pogodzić z tym, jak patrzą na ich relacje inni ludzie.

– Nie jesteśmy ze sobą od półtora roku i udało mi się już pogodzić z tym, co mnie spotkało – mówi i dodaje, że nie są ze sobą blisko, nie są przyjaciółmi, ale nie czuje niechęci do byłej żony. Nie musieli walczyć o prawa do dziecka, a był to jedyny temat, który go interesował. Przyznaje, że chociaż w jego przekonaniu to ona jest odpowiedzialna za rozpad ich małżeństwa, ma świadomość, że jej spojrzenie na to, co się stało, byłoby zapewne całkiem inne.

Stracił żonę, zyskał przyjaciółkę

– Od kiedy nie jesteśmy razem, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi – mówi mi Michał, który rozwiódł się 9 miesięcy temu. Gdy byli ze sobą, wszystkie ich rozmowy kończyły się kłótnią. Nieważne czy rozmawiali o tym, co mają zjeść na obiad, czy o swoich planach na przyszłość. Jakimś cudem każda z tych dyskusji doprowadzała do sytuacji, w której nie mogli na siebie patrzeć i oboje mieli ochotę zabić drugą osobę.

Michał ze swoją byłą żoną byli parą przez 15 lat, z czego 10 jako małżeństwo. Według niego ich rozstanie nie było niczym zaskakującym. Po prostu z czasem ich potrzeby zmieniały się, a druga osoba nie była w stanie ich spełnić. – Czasami tak jest – mówi i dodaje, że nie da się nic z tym zrobić. Jego matka i ojciec zarzucali mu, że po prostu się poddał, ale on podkreśla, że ani on, ani jego żona nie widzieli w ich relacji przyszłości. – Nasza obecność nie sprawiała nam przyjemności, woleliśmy być sami, niż z kimś, kogo powinieneś kochać najbardziej na świecie.

W jego opinii większość rozwodów nie wynika tak naprawdę z wielkich kłótni, zdrad i historii wartych opowiedzenia. Są one następstwem tego, że ludzie się zmieniają, przestają postrzegać drugą osobę, w taki sam sposób jak kilka lat albo miesięcy wcześniej. Sądzi, że w dzisiejszych czasach, gdy nie przestajemy szukać możliwości rozwoju nawet w późniejszych latach swojego życia, łatwiej o dojście do wniosku, że druga osoba po prostu nie pasuje do tego, jak postrzegamy swoją przyszłość.

Oddaliliśmy się od siebie i nic nie mogliśmy zrobić

– Oczywiście wspaniale by było, gdyby udało nam się zmieniać wspólnie. W taki sposób, że pasujemy do siebie, ale pręgierz małżeństwa powodował, że nawet chcąc ze sobą rozmawiać, tylko wrzeszczeliśmy – opowiada. Dodaje, że od kiedy on i jego żona zdecydowali się wziąć rozwód, ich relacje są idealne. Wspólnie chodzą na filmy, jedzą kolacje i rozmawiają o swoim życiu. – To, że nie pasujesz do kogoś jako mąż czy partner nie oznacza, że nie możesz być z nim blisko.

– Nie umieliśmy rozmawiać o pieniądzach – podaje swój powód Jakub. Podkreśla, że w momencie wchodzenia w związek małżeński pieniądze powinny z miejsca przestać być tematem tabu. – Każdy powinien mieć dogadane, jak wszystko działa, w moim wypadku tak nie było.

Ma świadomość, że jest tak samo odpowiedzialny za to, co się stało, jak była żona, ale nie ukrywa, że nadal często się przed sobą usprawiedliwia. – To jest strasznie idiotyczne, że możesz w wieku 35 lat mówić ludziom, że komunikacja jest ważna w związku, ale takie są fakty. Prosta rzecz, o której większość z nas zapomina.

Rozwód nikogo nie zdziwił

W wypadku jego małżeństwa kłótnie wynikały z niedomówień. Zwłaszcza w sferze finansów. – Pieniądze są tematem, którego wiele osób nie lubi poruszać, ale jeśli nie umiesz o nim rozmawiać z kimś, z kim masz spędzić resztę życia, to raczej masz przesrane.

Według Tomka jego problem, którego nie zauważył, to fakt, że wszyscy byli partnerzy jego dziewczyny byli "dupkami". Przynajmniej w jej opinii. Dopiero w momencie, gdy wzięli ślub, zaczął zauważać pewne zachowania, które dosyć jednoznacznie wskazywały, że jego żona jest narcyzem, który nie widzi nigdy błędów w swoich zachowaniach.

– Jeśli wszyscy ludzie wokół ciebie są dla palantami, to prawdopodobnie nie chodzi o nich, a o ciebie – wyjaśnia. Dodając, że starał się być otwarty na przeszłość swojej byłej żony. Chociaż opowiadała mu o tym, jak zdradzała swoich "przemocowych" chłopaków, uważał, że nie ma prawa jej oceniać przez to, co wydarzyło się w jej życiu w przeszłości. Do czasu. – Gdy się dowiedziałem o tym, że sypia ze swoim kolegą z pracy, rozstaliśmy się, ale dosyć szybko dowiedziałem się od jej rodziny, że określa mnie mianem "przemocowca". Wtedy dopiero połapałem się, że miałem różowe klapki na oczach.

Wszyscy moi rozmówcy przyznają, że nie ma dobrych rad na temat udanego małżeństwa. Są to oczywiste zdania, które każdy słyszał już w swoim życiu. Przyznają, że po prostu musimy pracować nad naszym związkiem, nie przestawać się starać, być szczerymi, otwartymi i mieć nadzieję, że nic się nie spieprzy. Albo, nawet jeśli się spieprzy, to będziemy w stanie rozejść się w pokoju i zacząć budować sobie życie od nowa. Nigdy w końcu nie jest za późno, aby starać się być szczęśliwym.