Wierzymy, że nasz mózg podejmuje trafne decyzje. Gdy na horyzoncie pojawi się ktoś, na widok kogo serce zaczyna bić mocniej, łatwo bierzemy to za dobry znak, że ta osoba jest dla nas stworzona, pod każdym względem. Trudno się dziwić, tak ukształtowała nas natura.
Co za tym idzie? Zakładamy, że wybranek lub wybranka będzie idealny do wszystkiego, od grania w karty po seks. Natura potrafi jednak płatać figle i zamiast fajerwerków w sypialni zdarzają się niewypały.
Lata temu kolega ze studiów opowiedział mi swoją historię, w której seks grał ważną rolę. Któregoś dnia poznał piękną dziewczynę. Była zachwycająca, długie blond włosy i jeszcze dłuższe nogi – wyglądała jak bliźniaczka supermodelki Gisele Bündchen.
Mój kolega się zakochał. Nie był urodziwy, ale nadrabiał inteligencją i poczuciem humoru, dlatego nie zdziwiło mnie, że umówił się z „Gisele”. Po trzeciej randce poszli do łóżka. Co dalej? Rozczarowanie, i to duże. – Było beznadziejnie, jakbym kochał się z manekinem. W skali od 1 do 10 daję jej minus 1 – mówił zniesmaczony.
Poprosiłam o szczegóły. – Gdy weszliśmy do sypialni, zdjęła majtki i położyła się na wznak z ugiętymi nogami. Pomyślałem sobie: konkretna, wie czego chce. To była jedyna pozytywna myśl tego wieczoru. Leżała jak kłoda i czekała aż ją „obsłużę”. To był najgorszy seks w moim życiu – mój kolega był załamany. Po tamtej nocy więcej nie umówił się z „Gisele”.
Miał sporo szczęścia. To była jedynie przelotna znajomość, więc obie strony mogły po prostu zapomnieć o wszystkim. Gorzej, jeśli z kobietą, która jest słaba w łóżku, wiąże cię coś więcej – na przykład związek małżeński. Wtedy przestaje być śmiesznie, a zaczyna się problem, który może zagrażać związkowi.
Syndrom Paryski
Karol, architekt, swoją żonę poznał na studiach. – Nie mogłem oderwać od niej oczu. Gapiłem się na nią na wykładach, marzyłem, żeby profesor połączył nas w parę na zajęciach technicznych. Miałem obsesję na jej punkcie. Kochała się w niej połowa mojego roku na architekturze.
Co zabawne, ukochana Karola nie była klasyczną pięknością, ale miała w sobie „to coś”. – Niektórzy nazywają to seksapilem – dodaje Karol.
Po trzecim roku studiów pojechali wspólnie na obóz. W pubie, po drugim piwie, nabrał odwagi i wyznał jej miłość – Najpierw mnie wyśmiała. Powiedziała, że jej nie znam, więc jak mogę ją kochać? – wspomina Karol. – Mimo to przegadaliśmy cały wieczór. Po powrocie do domu zaczęliśmy się spotykać, a ja zacząłem kombinować, jak zaciągnąć ją do łóżka.
Karol stworzył sobie w głowie obraz kobiety doskonałej, idealnej kochanki i wspaniałej matki ich przyszłych dzieci. To wyobrażenie nie przetrwało zderzenia z rzeczywistością, gdy oboje wylądowali w łóżku.
– Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama osoba. Jakby ktoś ją podmienił! Zniknął charakterystyczny dla niej czar, kuszenie spojrzeniem i inne rzeczy. Nie było dramatu, ale dobrze też nie było – wspomina, ale nie chce zdradzać szczegółów współżycia.
– To moja żona. Nie zrobię tego z szacunku do niej. Nasz seks nie jest taki, jakiego bym oczekiwał, ale mimo wszystko kocham ją i cieszę się, że została moją żoną – mówi.
Karol przyznaje, że problemem był kontrast między jego oczekiwaniami a tym, co dostał. To wśród par zjawisko na tyle częste, że doczekało się swojej nazwy „syndrom paryski”.
Nazwa nie ma nic wspólnego z seksem, chodzi o japońskich turystów, którzy w głowach mają wyobrażenie bajkowego Paryża, a gdy przylatują do stolicy Francji, przeżywają rozczarowanie tym, co widzą.
Analogicznie, jeśli mężczyzna oczekuje fajerwerków w łóżku, a dostaje ledwie kapiszony, może poczuć się niezadowolony. Pytanie, co zrobi z tym problemem i jak wpłynie to na jego związek.
Niedopasowani w łóżku
U Wojtka też od początku było źle.
– Moja żona jest petardą. Przez głowę nie przeszła mi nawet myśl, że możemy mieć problemy w sypialni. Byłem tak zakochany, że oświadczyłem się jej po pół roku znajomości.
Przed ślubem kochaliśmy się raz. Było słabo, zero inwencji z jej strony. Zrzuciłem to na karb nieśmiałości. Może się wstydziła? – tak sobie wtedy to tłumaczyłem.
Noc poślubna była jeszcze gorsza. – Wtedy zapaliła mi się czerwona lampka w głowie. Czy zawsze będziemy kochać się w tej samej pozycji, przy zgaszonym świetne, albo pod kołdrą? A co z seksem oralnym, co z gorącą grą wstępną? Ponoć to kobiety skarżą się na facetów, że przechodzą od razu do sedna – skarży się Wojtek.
Załamany, opowiedział o problemie swojemu przyjacielowi. Ten doradził mu wprowadzenie kilku zmian. – Czułem się z tym głupio, ale za jego namową zacząłem wprowadzać do naszego seksu poprawki. Nie miałem ochoty na seks pod kołdrą, więc zainwestowałem w przyciemniane światła w sypialni.
O dziwo, moja żona przyjęła to z radością. Podczas seksu trochę ją instruowałem, podpowiadałem. Bałem się, że to ją będzie peszyć, ale na szczęście wszystko było okej.
Co dokładnie mówił? – Głupio o tym opowiadać – peszy się Wojtek. – Pytałem na przykład w której pozycji jest jej dobrze, proponowałem zmiany. Pomogło.
Jak mówią seksuolodzy idealnie dobranych kochanków jest może z 10 procent. Reszta musi znaleźć wspólną drogę do pełnej satysfakcji.
Tylko jedna pozycja
– Przez pierwszy rok nasz seks był genialny. Po kilku pierwszych razach zastanawiałem się nawet, czy nie jestem za słaby "w te klocki". Anka miała taki temperament, że na samo wspomnienie tego, co wyprawialiśmy mam wypieki – zapala się Marcin.
– Robiła niesamowite układy, przebierała się, aranżowała szybkie numerki przed wyjściem na kolację do znajomych, wprowadziła mnie w świat seksgadżetów. Szedłem do pracy i od rana snułem fantazje, co ona tym razem wykombinuje – wspomina.
Z czasem ogień namiętności zaczął gasnąć. – Z miliarda układów, które przetestowaliśmy, nagle została tylko jedna pozycja, misjonarska – mówi Marcin.
– Skończyły się przebieranki, kochaliśmy się coraz rzadziej. Anka pospieszała mnie w drodze do mety. W ogóle zacząłem mieć wrażenie, że robi to dla mnie, z poczucia obowiązku.
Seks wpłynął na jakość ich związku. – Zaczęliśmy skakać sobie do gardeł. Podejrzewałem, że ma kogoś. No bo jak wytłumaczyć taką zmianę? Gdy zapytałem wprost, wyśmiała mnie.
Pomyślałem, trudno, może czas się rozstać, szkoda życia na takie rozmkiny – dodaje Marcin. Spakował się i wyprowadził z mieszkania partnerki. Pytam go, czy nie uważa, że uciekł zamiast poszukać rozwiązania problemu. – To była bardzo dobra decyzja – odpowiada Marcin.
I dodaje: – Korzystam z życia. Było fajnie, ale się zepsuło. Proszę, nie mów mi, że myślę penisem, to już słyszałem – kończy rozmowę. Nie mi to oceniać, chociaż wiem, że kij zawsze ma dwa końce. Co więcej – historii o tym, jak marnymi kochankami są są mężczyźni jest zapewne co najmniej tyle samo co opowieści o kobietach słabych w łóżku. Ale to temat na inną rozmowę.