"13-letnia córka zakazała mi mówić 'murzyn'". Oto dlaczego powinniśmy wymazać to słowo ze słowników

Kacper Peresada
O tym, że słowo "m*rzyn" jest słowem o negatywnym wydźwięk, wiedzieliśmy tak naprawdę od dawna. Na początku sierpnia prof Marek Łaziński opublikował obszerny artykuł na stronie Rady Języka Polskiego, w którym określił słowo to, jako negatywne. Reakcja wielu osób, głównie tych o prawicowych poglądach, jest niestety smutna, ale zarazem nie zaskakuje.
04.06.2020. Protest pod Ambasadą USA po morderstwie George'a Floyda Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
O problematycznym wydźwięku tego słowo mówiono już od wielu lat, ale niedawna wypowiedź dr hab. Marka Łazińskiego wywołała ogólnopolskie poruszenie. Profesor zdecydował się oficjalnie zaznaczyć, że słowo to, chociaż kiedyś uznawane za neutralne, w dzisiejszych czasach ma wydźwięk pejoratywny, jest archaiczne i obarczone złymi skojarzeniami.

Niestety taka ocena profesora nie przypadła do gustu wielu osobom, które uznały za osobisty afront fakt, że osoby o innym kolorze skóry mogłyby poczuć się urażone, gdyby pod ich kierunkiem rzucono takie słowo. — M*rzyn to m*rzyn, od kiedy byłem dzieckiem — pisało wielu użytkowników Twittera.

Zapomnijmy o słowie na M

— Moja 13-letnia córka jakiś czas temu przyszła do mnie i powiedziała, że nie mogę mówić m*rzyn — napisał jeden z użytkowników Twittera. Gdy komentatorzy pochwalili inteligencję córki, zaczął ironizować, że dzieci w dzisiejszych czasach nie mają o niczym pojęcia. Zarazem podkreślał, że skoro on został nauczony, że "m*rzyn" to słowo neutralne tak powinno zostać.


Jest to o tyle paradoksalne, że jego własna córka została nauczona, że to samo słowo jest jednoznacznie negatywnym sformułowaniem, które obraża osoby o czarnym kolorze skóry.

Wypowiedź profesora Marka Łazińskiego była pośrednio następstwem akcji #DontCallMeMurzyn, zapoczątkowanej kilka miesięcy temu przez czarnoskóre Polki — Sarę Alexandre, Noemi Ndoloka Mbezi, Aleksandrę Dengo, Martę Udoh i Ogi Ugonoh. Akcja trafiła nie tylko do tysięcy Polaków, ale stała się również głośna za granicami naszego kraju. Pisał o niej, chociażby amerykański Time.
Jak wyjaśnia mi jedna z autorek projektu, Sara Alexander, ich działaniem od początku kierowała chęć edukacji Polaków. — Jesteśmy w pełni świadome, że społeczeństwo czarnoskóre w Polsce nie jest bardzo duże. Dlatego Polacy mogą po prostu nie wiedzieć, jak się do nas zwracać.

Nadzieja w najmłodszych

Alexandre podkreśla, że po zapostowaniu w sieci nagrań w ramach akcji wszystkie uczestniczki dostawały wiadomość od młodych osób, które rozmawiały z rodzicami, starając się im wyjaśnić, że słowo na M to słowo obraźliwe, z którym trzeba walczyć. Często starsze pokolenie przyznawało swoim dzieciom rację.

— To nas najbardziej cieszy, bo pokazuje to, że istnieje duża szansa, że następne pokolenie ciemnoskórych dzieci nie będzie dyskryminowane i poniżane słowem.
Sara podkreśla, że celem ich akcji nie jest po prostu walka z jednym słowem. — Chcemy walczyć z każdym przejawem języka nienawiści i języka dyskryminującego w stosunku do ludzi.

Osoby odpowiedzialne za walkę ze słowem na M chcą doprowadzić do sytuacji, w której mogą nawiązać z ludźmi dialog. — Chcemy, aby ludzie nie bali się zadawać pytań, jeśli tylko ich celem nie jest obrażanie innych.

Organizatorkom zależy, aby starsze osoby były dociekliwe, zwłaszcza jeśli naprawdę nie rozumieją, dlaczego dla czarnych Polaków jest to obraźliwe słowo. Zarazem cieszą się, że młodzi z łatwością są w stanie empatycznie podejść do uczuć czarnoskórych osób, zamiast skupiać się na sobie.

Ostatni raz głośno o słowie na M było w maju. Mamadou Diouf w poście na facebooku przytaczał powiedzenia, w których Polacy stawiali "m*rzynów" jako tych gorszych. — Sto lat za Murzynami, robić za Murzyna, Murzyn zrobił, Murzyn może odejść. Nigdy nie słyszałem: robić za Niemca, sto lat za Rosjanami — wyjaśniał w swoim wpisie.
Niestety zarówno wtedy, jak i teraz komentujący starali się wyjaśnić czarnemu aktywiście, dlaczego jego opinia jest błędna. Powodem według nich najczęściej był fakt, że obcokrajowiec nie rozumie złożoności języka polskiego. Wielu dodawało, że mimo iż słowo to obraża grupę czarnych Polaków, nie powinno to mieć znaczenia, ponieważ język nie powinien być zmieniany tylko z powodu czyjejś opinii na jego temat.

Język ewoluuje, tak samo jak ludzie

Walczący o "czystość językową" Polacy to oczywiście nic nowego. Przez ostatnie lata w sieci dosyć często pojawiały się kłótnie, w których wiele osób nie mogło się pogodzić z używaniem takich słów jak "profesorka" czy "marszałkini", wskazując na historyczne określanie kobiet na tych pozycjach.

Nie przeszkadza im to oczywiście, aby również atakować kobiety, walczące choćby o używanie słowa "posełka". Określenia, którego używano w stosunku do pierwszych kobiet wybranych do polskiego sejmu w 1919 roku. Słowa te są określane mianem feminatywów. Są to rzeczowniki rodzajów żeńskich, które utworzono od rzeczowników męskich. Sara Alexandre dodaje, że celem w walce ze słowem na M nie jest cenzura, a powiedzenie "nie" dyskryminacji i rasizmowi. — Niektórzy mylą poprawność polityczną, z dobrym wychowaniem i kulturą.

— Profesor Marek Łaziński razem z profesorką Jadwigą Linde-Usiekniewicz zostali poproszeni przez Wydawnictwo Naukowe PWN o opracowanie rozdziału "języka niedyskryminującego" w najnowszym wydaniu poradnika "Polszczyzna na co dzień" — według Sary będzie to idealny sposób, aby pokazać ludziom, w jaki sposób można zwracać się osób innych nacji.

Fakt, że RJP zdecydowało się wypowiedzieć na temat poruszany przez organizatorki akcji #Dontcallmemurzyn to dopiero pierwszy krok ku drodze do normalności. Kolejnym jest uczenie młodych ludzi tego, jak obchodzić się z naszym językiem. W końcu żadne słowo nie będzie nigdzie więcej warte od człowieka, którego może ranić.
Napisz do autora: kacper.peresada@dadhero.pl