"To nauczyło mnie kłamać...". Pokolenie 30-latków do dzisiaj pamięta, jak boli lanie pasem

Kacper Peresada
Pamięta, że rodzice nigdy nie bili go w gniewie. Zabierali się do tego na chłodno, jak kat, który wymierza karę skazanemu. Janek mówi, że wolałby obrywać znienacka. Tymczasem on musiał przygotowywać się do bicia, przyjąć odpowiednią pozycję i zdjąć spodnie. To bywało gorsze niż samo bicie.
Fot: Annie Spratt/Unsplash
Janek pamięta też, że jego rodzice z pogardą mówili o swojej znajomej, która wychowywała dziecko "bezstresowo". Uważali, że dziecko, które nie obrywa pasem, będzie źle wychowane. – Jak ja wtedy zazdrościłem tamtemu dzieciakowi – wspomina dzisiaj. W jego domu kara bicia była czymś naturalnym. Jeśli zrobił coś nie tak, rodzice sięgali po pas.

– Nigdy nie używali siły przed laniem – dodaje. Janek musiał sam przyjąć, a następnie utrzymać odpowiednią pozycję do bicia. Wiedział doskonale, ile pasów dostanie, rodzice informowali go, ile będzie razów. Jeśli poruszył się w trakcie, obrywał w inne miejsca niż tyłek. To bolało jeszcze bardziej.


W czwartej klasie podstawówki jego ojciec uderzył go pasem w plecy, Janek miał potem wielkiego siniaka, widać go było, gdy przebierał się na WF w szkole. – Nie uważałem bicia za coś dziwnego. Oczywiście nienawidziłem tego, ale było to dla mnie naturalne.

Duże siniaki po laniu pokazywał kolegom, jako coś fajnego, jakby był z nich dumny. – Dzisiaj nie wiem, dlaczego się tym szczyciłem. Może wydawało mi się, że wyglądam męsko dzięki nim? Może traktowałem te siniaki jak rany odniesione na wojnie? – zastanawia się.

Czytaj też: "Też byłem bity i wyszedłem na ludzi". W Polsce bicie dzieci przechodzi z pokolenia na pokolenie

Pytam, czy te kary miały jakikolwiek wpływ na jego zachowanie. – Żadnego – odpowiada bez namysłu. Janek był niegrzecznym dzieckiem i rzadko myślał o konsekwencjach własnych czynów. Dodaje jednak, że bicie przerażało go za każdym razem. Płakał, błagał rodziców, by go nie karali, ale oni niemal nigdy nie odpuszczali.

– To nauczyło mnie kłamać. Starałem się wymyślać historie, które zapewnią mi bezpieczeństwo. Robiłem, co się dało, by nie zostać ukaranym – opowiada.

Do dzisiaj Janek nie radzi sobie z mówieniem prawdy. Woli kłamać, bo podświadomie obawia się, że zostanie ukarany. – Prawdomówność nie była nagradzana w moim domu. Kara za złe zachowanie i tak musiała być wymierzona – przyznaje.

"Błagałem, płakałem, przepraszałem"

Mój rozmówca nie pamięta większości sytuacji, gdy był bity. Nie wie, kiedy karę w postaci lania wymierzono mu po raz pierwszy. Pamięta za to doskonale ostatni raz, gdy oberwał od rodziców. Jego ojciec kazał mu się przygotować do lania, on tymczasem wybiegł na podwórko i uciekł. Na nogach miał jedynie skarpetki, ale uznał, że lepiej będzie wałęsać się po okolicy boso niż oberwać od ojca.

Pamięta, że przez jakąś godzinę kręcił się po okolicy. Inne dzieciaki śmiały się z niego, bo chodził w skarpetkach. Zobaczyła go jego była wychowawczyni z podstawówki. Chciała odprowadzić go do domu, ale odmówił.

Był wtedy w czwartej klasie podstawówki i po prostu nie chciał ponownie dostać oberwać, miał dosyć. Z jednej strony był przyzwyczajony do tego, że rodzice go biją, a mimo to za każdym razem, był przerażony tym, że dostanie lanie. – Nie potrafiłem się do tego przyzwyczaić. Wiek nic nie zmieniał. Gdy byłem starszy, każdy cios wciąż bolał tak samo.

Po ucieczce z domu jego rodzice już nigdy więcej go nie uderzyli. – Do dzisiaj jestem w szoku, gdy pomyślę, że doprowadzili 11–letnie dziecko do ucieczki z domu i dopiero wtedy zrozumieli, że bicie jest złem – stwierdza.

Pamięta, jak krzyczał, płakał i błagał. Przepraszał i wyjaśniał. – Mój syn też czasami płacze – mówi mi. Janek też wymierza kary, ale polegają one na ograniczeniu ilości czasu, który można przeznaczyć na granie w gry albo na odwołaniu wyjścia do kina. Janek nigdy nie podniósł reki na syna. – Nigdy tego nie zrobię – dodaje.

Jego matka, która często pomaga mu w opiece nad synem, w ostatnich latach często mówi o nowych sposobach wychowania. Janek uważa, że zrozumiała swoje błędy popełnione i teraz stara się to nadrobić.

"Boli mnie tak samo, jak ciebie"

Dla Janka i wielu osób z pokolenia trzydziestolatków najbardziej szokujące w biciu było to, że nie zdarzało się w rodzinach patologicznych. Bicie nie było następstwem braku miłości. Wręcz przeciwnie wielu dorosłych uważało, że takie wymierzanie "sprawiedliwości" jest oznaką rodzicielskiej troski i miłości.

Rodzice powtarzali formułkę "boli mnie tak samo, jak ciebie". Bicie dzieci było czymś powszechnym. Dopiero w ostatnich latach ludzie zrozumieli, że trzeba z tym walczyć.

Janka przerażają ci, którzy twierdzą, że skoro oni dostawali lanie i wyrośli na "normalnych ludzi" to nie ma się czym przejmować, a problem przemocy wobec dzieci jest sztuczny. On sam ma dobrą pracę, jest w szczęśliwym związku i ma wspaniałego syna, ale zarazem nie umie się do niczego przyznać, jest przerażony, gdy popełni najmniejszy błąd i notorycznie kłamie. – Wyrosnąć na mniej więcej normalnego człowieka, ale widzę, jak bardzo skrzywdziło mnie bicie – przyznaje.

Lubimy szufladkować ludzi. Gdy chodzi o uzależnienia, problemy psychiczne czy przemoc w domu, wydaje nam się, że odnoszą się one jedynie do osób słabych, gorszych, mniej wykształconych czy biedniejszych. Jednak tego typu tragedie mogą dotknąć wszystkich. Nie ma znaczenia ich płeć, wiek, rasa czy bogactwo.

Każdy z nas może być ofiarą, wielu z nas może być oprawcą, warto, więc uczyć się tego, jak możemy wspierać nasze dzieci. Powinniśmy przede wszystkim ich nie krzywdzić. Każdy z nas popełnia błędy, musimy jednak pracować nad sobą i robić wszystko, aby ich nie powtarzać.