Ruchy kobiece zmieniają dyskusję o opiece naprzemiennej nad dziećmi w wojnę płci. Nie pozwólmy na to

Kacper Peresada
Priorytet dla orzekania opieki naprzemiennej w sądach, więzienie za próby utrudniania kontaktów rodzica z dziećmi, odpowiedzialność karna, jeśli drugi rodzic targnie się na życie z powodu alienacji rodzicielskiej – to propozycja komisji senackiej zakładająca zmianę kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, a także kodeksu karnego. Organizacje kobiece są oburzone, mówią o represjach wobec kobiet. Krzyk to kiepski sposób rozmowy, więc spójrzmy na ten temat bez emocji.
Fot: Tatiana Zanon/Unsplash
Mamy końcówkę kampanii wyborczej, ale jeśli oderwiecie się na chwilę od pojedynku Duda/Trzaskowski, zobaczycie, że w Polsce toczy się wiele innych ważnych dyskusji.

Jedna z nich dotyczy opieki naprzemiennej nad dziećmi po rozstaniu rodziców. Ojcowie mówią: wreszcie ktoś przypomniał sobie o naszych prawach. Organizacje kobiece biją na alarm: kobiety będą trafiać do więzienia za próbę ochrony siebie i dzieci przed przemocowymi ojcami domagającymi się opieki naprzemiennej.

Negatywne emocje biorą górę

Wiele razy pisałem o tym, że walka o tzw. "prawa ojców" jest dla mnie tematem problematycznym. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że w sądach rodzinnych ojcowie z reguły są na przegranej pozycji. Z drugiej – dyskurs dotyczący tego tematu został przejęty przez ugrupowania ojcowskie, które często robią więcej szkody niż dobrego.


Jak wygląda sytuacja obecnie? W polskim prawie nie istnieje coś takiego, jak opieka naprzemienna. Aby sąd zdecydował o takim rozwiązaniu, propozycja musi wyjść od rodziców, to oni muszą przedstawić ją sędziemu.

To niestety o tyle problematyczne, że w sprawach rozwodowych często główną rolę grają negatywne emocje, co przekreśla nadzieje na polubowne załatwienie sprawy.

Dlatego, bez względu na to, czy rodzice w idealny sposób wywiązują się ze swoich obowiązków, jeśli któraś ze stron będzie szukała zemsty na byłym małżonku, do opieki naprzemiennej nie dojdzie.

Czytaj też: "Ten system jest przeciwko nam...". Ojcowie walczący o prawa do dzieci czują że przegrali na starcie

Dobrym przykładem może być sytuacja, gdy powodem rozpadu związku jest zdrada. Bycie złym mężem nie oznacza przecież, że ktoś jest kiepskim ojcem. Sąd jednak nie może przymusić matki do tego, by zgodziła się na opiekę naprzemienną, nawet jeśli to ojciec, choć zdradził, lepiej niż matka wywiązuje się z obowiązków rodzica.

Idealny świat nie istnieje

Dochodzimy w ten sposób do tematu "druku nr 63", czyli propozycji senackiej komisji praw człowieka zakładającej nowelizację kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz kodeksu karnego.

Chciałbym skupić się jedynie na temacie opieki naprzemiennej, chociaż w propozycji senackiej znajdują się również kary więzienia za utrudnianie kontaktów z drugim rodzicem, Senat odniósł się też do tematu alienacji rodzicielskiej.

Zdaniem senackiej komisji opieka naprzemienna miałaby być "priorytetowa". Co oznacza to słowo? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Sądy mogą uznać, że trzeba ślepo walczyć o to, aby każdy rodzic mógł spędzać z dzieckiem 50% czasu, nawet jeśli nie ma ku temu odpowiednich przesłanek.

W idealnym świecie zapis o "priorytetowej" opiece naprzemiennej nie powinien wzbudzać żadnych negatywnych emocji. Mam na myśli sytuacje, w których para po rozstaniu potrafi wznieść się ponad wzajemne pretensje i skupić na tym, by wspólnie zadbać o swoje pociechy.

Niestety rzeczywistość w Polsce często wygląda tak, że rozstanie to dla kobiet sposób na ucieczkę kobiet z przemocowych związków. Tutaj o żadnej równości w opiece nie może być mowy.

Przemoc w rodzinie trzeba piętnować

Wpływ przemocowego współmałżonka na dzieci jest jednoznacznie zły. Nie chodzi nawet o przemoc fizyczną. Wystarczy fakt, że dzieci widzą niedobre relacje między rodzicami, to ma szalenie negatywny wpływ na ich psychikę.

Niestety, problem polega na tym, że gdy pojawia się temat opieki naprzemiennej, zbyt często skręcamy w stronę zero-jedynkowego podejścia do tego tematu. Zbyt często pojawia się przekonanie, że niemal każdy ojciec walczący o opiekę naprzemienną jest "przemocowcem".

W reakcji na "druk nr 63" Kongres Kobiet opublikował oświadczenie, w którym określa senacką propozycję jako atak na prawo do ochrony życia kobiet i dzieci. Takie stanowisko sugeruje, że tłem każdej sprawy rozwodowej, w której rodzice nie mogą znaleźć wspólnego języka, jest przemoc domowa.

Przedstawicielki Kongresu Kobiet nie biorą pod uwagę, że jest w Polsce mnóstwo przypadków, w których byli małżonkowie żywią do siebie niechęć bez śladów przemocowej przeszłości. To rzeczywistość, z kolei przemoc domowa jest patologią, odstępstwem od normy, którą należy bezwzględnie piętnować. Zacieranie granic między nieudanym związkiem, a rodziną "przemocową" jest po prostu szkodliwe.

Podnoszony jest również temat alimentów, które w wypadku opieki naprzemiennej byłyby zapewne przyznawane rzadziej. Zwłaszcza ten problem wydaje się dosyć dziwaczny, bo skoro obie strony mają zajmować się dziećmi w takim samym stopniu to dlaczego któryś z rodziców miałby za to płacić?

Priorytet nie oznacza obowiązku

W Polsce opieka naprzemienna bardzo źle się kojarzy. W tekście przygotowanym dla "Wysokich Obcasów" zatytułowanym "Kraj matki Polki: więzienie dla kobiet za próbę ochrony dzieci. Skandaliczny druk 63 w Senacie" Anna J. Dudek podkreśla, że opieka naprzemienna może prowadzić do destabilizacji dziecka. Zarazem nie chce zauważyć, że w każdej sytuacji rodzinnej może dojść do sytuacji, w których dziecko traci możliwość wychowywania w zdrowych, idealnych warunkach.

Nie ma idealnego sposobu opieki nad dziećmi, która pasowałaby do każdego człowieka. Dlatego właśnie tak ważne jest, aby uregulować ten temat prawnie i wyposażyć sądy w odpowiednie narzędzia.

Rozmowa na temat opieki nad dziećmi powinna być prowadzona w bardzo delikatny i wyważony sposób, tymczasem obie strony obrzucają się błotem.

Środowiska kobiece sugerują, że wprowadzenie opieki naprzemiennej doprowadzi do wynaturzeń. Pokazują też przy okazji swój całkowity brak wiary w sądy. A przecież, nawet jeśli opieka naprzemienna zostanie wprowadzona jako "priorytetowa", podejmowanie decyzji przez sądy nadal będzie opierać się na analizie każdego przypadku.

Wojna totalna to głupota

Przedstawicielki organizacji kobiecych mają rację - jeśli w historii związku dochodziło do sytuacji przemocowych, osoba, której się tego dopuszczała, nie powinna mieć możliwości walki o opiekę naprzemienną. Zarazem jednak generalizują, starając się atakować taki sposób podziału obowiązków rodzicielskich, który dobrze funkcjonuje w innych krajach, na przykład w Szwecji.

Opieka naprzemienna jest wspaniałym rozwiązaniem dla ojców i matek, którzy nie potrafią wspólnie ustalić zasad współpracy po rozpadzie związku i dlatego potrzebują wsparcia państwa. Bez zmian w prawie, nie ma na to szans.

Wiele organizacji kobiecych zapomina, że są na świecie ojcowie, którzy po prostu chcą wychowywać swoje dzieci i mieć takie same prawa jak matki. Zamiast walczyć o równouprawnienie i zdrową dyskusję, kobiety zamieniają ten temat w pole bitwy między płciami.

Zamiast torpedować propozycję, która znalazła się w "druku nr 63", doprowadźmy wspólnie do tego, by sądy zaczęły traktować opiekę naprzemienną jako dobre rozwiązanie dla rodzin i dla dzieci.

Nie ma nic złego w propozycji, by opieka naprzemienna była traktowana jako priorytetowe rozwiązanie spraw między rodzicami, którzy się rozstali, jeśli sądy wykonają swoją pracę i będą umiały w mądry sposób przeanalizować każdą sprawę.

Ostatecznie chodzi o dobro dzieci, więc nie zamieniajmy tej dyskusji w coś, czym ona na pewno nie powinna być: w wojnę płci, w której możliwe jest jedynie totalne zwycięstwo albo całkowita porażka.