"Możesz być, kim chcesz" i inne kłamstewka, które wmawiamy dzieciom, by były szczęśliwe

Aneta Zabłocka
Gdyby ktoś zapytał rodziców, czy okłamują swoje dzieci, oburzyliby się: "w żadnym wypadku!". Prawda jest jednak taka, że od małego karmimy je małymi kłamstwami, w szczególności tym, że w życiu mogą wszystko, a to nieprawda.
Tłumaczymy dzieciom, że mogą decydować kim chcą zostać z przyszłości, ale to nieprawda. Sami im tę wolność zabieramy. Fot. Isaiah Rusta/Unsplash
Każdy rodzic codziennie popełnia drobne błędy wychowawcze, nikt nie jest idealny. Bez względu na to, ile dzieci mamy, każde jest inne, każde powinniśmy traktować w sposób indywidualny i dostosować się do jego potrzeb, dlatego często uciekamy się do uogólnień.

Powtarzamy nieustannie, że trzeba zrozumieć potrzeby dziecka, wsłuchać się w nie i pozwolić mu na to, by realizowało swoje potrzeby. To piękne słowa, tyle że to tylko teoria.

Czytaj też: Dobry rodzic powinien chcieć, żeby jego dziecko było "gender neutral". Powiem wam dlaczego

Kto z was chciał być w dzieciństwie strażakiem lub piosenkarką? Ile osób rzeczywiście wybrało taką karierę? Ja chciałam śpiewać. Po nagraniu kilku piosenek na kasetę magnetofonową i odsłuchaniu swojego głosu zrozumiałam, że to nie droga dla mnie.


Który rodzic powie uczciwie swojemu dziecku, że nie będzie wokalistą, bo wyje jak kot w marcu? Albo, że w dzieciństwie każde dziecko maluje jak Jackson Pollock, ale to jeszcze nie znaczy, że w przyszłości zostanie wybitnym malarzem?

Wolimy raczej udawać zachwyt i uznać, że w przyszłości ktoś inny, ktoś obcy, pozbawi nasze dziecko złudzeń. Nasi rodzice nie mieli wątpliwości, że nie możemy być, kim chcemy. Powtarzali za to, że "nauka jest najważniejsza". Tyle że dzisiaj liczba prywatnych szkół wyższych oferujących wyższe wykształcenie, jest zatrważająca. Dyplomy polskich uczelni zdewaluowały się.

Dla naszych rodziców ważne było, abyśmy zdobyli porządne wykształcenie i mieli stałą pracę. To myślenie starszego pokolenia żyjącego w czasach przemian ekonomicznych i społecznych po upadku komunizmu w Polsce. Oni chcieli dla nas dobrobytu i przewidywalności.

A czego my chcemy dla naszych dzieci? Z pewnością jesteśmy dużo bardziej liberalni, jeśli chodzi o podejście do tego, na co dziecko może sobie pozwolić. Oczywiście nie brakuje też rodziców, którzy traktują dzieci jak projekt i nie pozwalają im na wyjście poza plan edukacyjno-rozwojowy, rozpisany dla nich szczegółowo.

Nasze dzieci słyszą od nas "bądź kim chcesz", "jeśli to daje ci szczęście, to baw się w kałuży do wieczora". Sami też wskakujemy z nimi do kałuży. Wydaje nam się, że potrafimy im przekazać, co naprawdę jest w życiu ważne. Nie praca czy pieniądze, a czas spędzony wspólnie.

Potem jednak przychodzi poniedziałek, idziemy do pracy, denerwujemy się przy sznurowaniu butów, powtarzamy "przez ciebie się spóźnię". Wracamy pod koniec dnia wyczerpani, z plikiem dokumentów pod pachą i mówimy dzieciom, że nie mamy czasu na zabawę, bo mamy pracę.

I wtedy dziecko już nie wie, czy rzeczywiście czas spędzony razem i robienie tego, na co ma się ochotę to najważniejsze, co czeka go w dorosłości. Przecież tata uwielbia skakać po kałużach, to jest fajne zajęcie, a nie komputer i papiery, które sprawiają, że tata się denerwuje. Przecież jest dorosły, może robić, co chce. Warto przygotować dzieci na to, że w przyszłości nie mogą być, kim chcą i my też nie do końca mogliśmy wybierać. Decyzja dotycząca zawodu w przyszłości zależy od wielu czynników. Nie bez powodu 10 lat temu niemal wszyscy chcieli studiować informatykę, programiści są pożądani jak żaden inny zawód.

Żeby była jasność: tłumaczenie dzieciom, że mają wolną wolę w decydowaniu o sobie, jest istotne. W pewnym etapie dorastania dziecka warto jednak dać mu do zrozumienia, że świat dorosłych to nieustanne lawirowanie między ograniczającymi nas uwarunkowaniami społecznymi.

To wcale nie oznacza, że trzeba zabijać w dzieciach potrzebę wolności i swobodnego wyrażania swoich pragnień. Tyle tylko, że zarówno my, nasi rodzice przed nami, jak i nasi dziadkowie, stworzyliśmy pewien opresyjny system społeczny, w którym zgodziliśmy się żyć. Zachodzą w nim niewielkie zmiany, ale sam fakt jego istnienia jest niepodważalny.

Moja córka powiedziała mi dzisiaj, że dyrekcja jej szkoły zwariowała, bo wymaga, by na rozdanie świadectw wszyscy przyszli w białych koszulach. Zastanowiłam się nad tym. Po co jej biała koszula, skoro wizyta w szkole trwa 5 minut? Tylko po to, by okazać szacunek nauczycielom?

Ograniczam jej wolność, pozwalając, by to szkoła podjęła decyzję dotyczącą ubioru. Mogę się zgadzać z dyrekcją, ale moja córka się z tym nie zgadza. Powinnam powiedzieć, że ma prawo iść w szortach i koszulce Billie Eilish, jeśli naprawdę byłabym z nią szczera w sprawie bycia wolną.

Na co dzień kłamię, mówiąc, że może być i czuć się jak chce, a jednak spędziłam poranek, prasując jej białą koszulę na zakończenie roku szkolnego. Czegoś ją w ten sposób uczę, pokazuję, że system jednak jest górą i należy się przystosować, bo pewnych rzeczy nie można zmienić.