Nie ma obowiązku bezwarunkowego kochania rodziców. Czasami nie zasługują oni na miłość dzieci

Kacper Peresada
Przez lata w telewizji, książkach, w radiu, w kinie czy w teatrze, wszędzie słyszeliśmy święte zdanie: "musisz zawsze szanować i kochać swoich rodziców". W 2020 roku możemy chyba w końcu uznać, że to nie jest dogmat. Rodzice powinni zapracować na szacunek swoich dzieci.
Fot: Dawid Zawiła/Unsplash
Wczoraj Nikola z Top Model (o jej istnieniu dowiedziałem się 15 minut temu) na Twitterze zażartowała, że jej ojciec się do niej nie odzywa, bo zapewne nie żyje.

Nikola nie ukrywała w swoich wypowiedziach, że ojciec był "przemocowcem", a jej dzieciństwo nie było usłane różami. Nie powstrzymało to jednak internetowej armii hejterów przed atakowaniem nastolatki za to, że odważyła się żartować ze śmierci człowieka, którego nie szanowała, ani nie kochała.

Przez lata szacunek do starszych i miłość dziecka do rodziców były czymś oczywistym dla każdego. Nie miało znaczenia, czy dana osoba była w domu chamem i prostakiem, albo czy rodzice nie niszczyli psychikę swoich dzieci.


– Nie kocham moich rodziców – wyjaśnia mi Andrzej. Gdy wypowiedział te słowa pierwszy raz, poczuł wolność. Nie chodziło o to, że cieszył się z braku uczuć, ulgę sprawiło mu to, że mógł nazwać to, co czuł i wreszcie był w zgodzie ze sobą.

Czytaj też: "Kocham obu moich ojców". Nic szokującego: tak wygląda dorastanie dzieci w homoseksualnym domu

Mój rozmówca przyznaje, że przez wiele lat czuł się jak potwór. Przecież wszyscy wokół mówili mu, że każdy musi kochać rodziców. On tego jednak nie czuł.

Rodzice Andrzeja nie byli złymi ludźmi. Zapewnili dobrą edukację swojemu synowi, nigdy nie cierpiał z głodu, miał czyste ubrania i możliwości rozwoju.

Rodzice nauczyli go też, by nie oceniał innych po kolorze skóry czy preferencjach seksualnych. Oczywiście jego życie nie było idealne. Matka Andrzeja przez lata leczyła się z depresji, a ojciec miał problemy z alkoholem. Nie wywołali u niego wieloletniej traumy, ale gdy patrzył przez lata na rodziców, nie czuł miłości, a jedynie współczucie.

Andrzej podkreśla, że jego życie było w porządku. – Nie jestem na nich zły, nie byli złymi rodzicami. Po prostu nie czuję z nimi więzi.

Przyznaje zarazem, że rozumie, dlaczego ludzie uważają, że rodzicom należy się bezwarunkowa miłość i szacunek. W końcu to oni dbają o dzieci, to oni płacą za wszystko i zajmują się wszystkim do momentu, gdy jesteśmy w stanie stanąć na własnych nogach.

– Tyle, że ja nigdy nie prosiłem, o to, żeby mnie urodzili. Jako dorosły człowiek podejmujesz decyzje, oni zdecydowali się mieć dziecko, po czym postanowili żyć z konsekwencjami swojej decyzji.

Nie jestem im nic winien

Gdy ojciec Andrzeja zachorował na raka, Andrzej pomagał mu wrócić do zdrowia. Starał się zrobić wszystko, aby człowiek, który go wychował, czuł się jak najbardziej komfortowo w trakcie choroby.

Jednak kilkanaście miesięcy później jego tata znowu trafił do szpitala, tym razem z powodu zatrucia alkoholowego. – Przez pół roku pił bez przerwy, aż w końcu wypił za dużo i okazało się, że jego organizm powoli się zamyka – wspomina Andrzej. – Wtedy nie przejąłem się jego stanem. Nie widziałem się z nim od trzech lat – mówi i dodaje, że nie chce pomagać komuś, kto sam rezygnuje ze swojego życia.

– Gdy jesteś dorosły, nie potrzebujesz już rodziców – wyjaśnia. W jego opinii każdy człowiek powinien odseparowywać się od osób, które go wychowały. – Sam powinieneś być swoim rodzicem – stwierdza. – Trzeba brać odpowiedzialność za siebie.

Pytam go, czy pamięta jakieś złe chwile z dzieciństwa. Twierdzi, że nie. – Staram się, aby to, co złe, zostało w przeszłości – podkreśla.

Dawniej często wracał do złych wspomnień. Rozpamiętywał to, jak był bity pasem, jak ojciec wyśmiewał się z jego wyglądu, albo gdy słyszał kłótnie rodziców, którzy wyrzucali sobie, że woleliby nie mieć dziecka. W ostatnich latach zrozumiał, że trzymając się kurczowo bagażu z dzieciństwa, robi sobie krzywdę.

Możemy przestać kochać każdego

Według Andrzeja, wielu rodziców manipuluje swoimi dziećmi, wciskając im do głów, że więź między rodzicem a dzieckiem jest święta. – Dlaczego wolno mi przestać kochać każdego człowieka na świecie poza dwiema osobami, matką i ojcem? Co to za kretyński pomysł? – pyta.

Nie jesteśmy jedynie sumą genów przekazanych nam przez poprzednie pokolenia. Całe życie się zmieniamy. Jesteśmy dziećmi naszego środowiska, rodziców, przyjaciół, szkoły. Geny niewiele znaczą, poza tym, że są nośnikiem informacji o tym, kim jesteś w biologicznym sensie.

Dorastanie, stawanie się osobą dorosłą to coś więcej niż następstwo tego, że dwie osoby uznały dawno temu, że mają ochotę na seks. – To, jakim jestem człowiekiem, nie ma związku z moimi rodzicami. Poza wyglądem nie jestem w ogóle z nimi związany. Nie czuję między nami żadnej więzi – przekonuje mnie Andrzej.

Podkreśla też, że brak miłości nie oznacza, że nienawidzi swoich rodziców. – Są ludźmi, których rozumiem i którym współczuje. Widzę ich problemy, dostrzegam to, że są nieszczęśliwi i żałują wielu rzeczy. Nie oczekuję od nich niczego, więc nie przejmuję się też ich wadami – mówi.

Pytam, czy spotyka się ze swoimi rodzicami. Odpowiada, że tak, na pewno nie raz do tego dojdzie. Będzie chciał zamknąć ten rozdział w życiu. Zobaczy ich przed ich śmiercią, aby w ten sposób zakończyć opowieść o ludziach, którzy go stworzyli, a potem wróci do swojego życia.