"Dałbym sobie złamać szczękę, żeby tak nie wyglądać". Takie rysy twarzy to dla facetów przekleństwo

Aneta Zabłocka
"Baby face", czyli młodzieńczy wygląd twarzy może być błogosławieństwem, bo odsuwa w czasie starzenie się i dłużej wyglądamy młodziej. Może być jednak przekleństwem, bo w czasach, gdy mężczyzna powinien żuć pszczoły mocno zarysowaną szczęką otuloną gęstą brodą, część mężczyzn okazuje się po prostu "zwykłymi" chłopakami. Niestety ten typ nie obrósł tak atrakcyjną legendą, jak "dziewczyna z sąsiedztwa".
Fort. Gage Walker/Unsplash
Mówi się, że to kobiety żyją pod presją idealnej sylwetki z Instagrama, ale mężczyźni mają równie trudno. Media społecznościowe są w równym stopniu pełne "gorących dziewczyn", co "napakowanych kolesi". Teoretycznie każda Ania spod trzepaka może zostać fit-instagramerką i każdy Maciek może być nowym Rock Johnsonem.

To nieprawda. Pewnych rzeczy nie da się zmienić bez funduszy, godzin na siłowni, a nawet bolesnych operacji. Kto "stał w kolejce do Bozi po rozum, a nie po wzrost" może czuć się oszukany, żyjąc w świecie pełnym opresji związanej z idealnym ciałem.


Marzenie o zaroście

Pierwszy zarost nadaje się jedynie do zgolenia. Czasem jednak te "młodzieńcze" liche wąsy zostają na zawsze, bo nic innego na twarzy nie rośnie.

Trend "męskiego drwala" już nieco przebrzmiał. Teraz broda i wąsy nie są nieposkromionym żywiołem męskości, a starannie wypielęgnowanym atrybutem urody.

Są jednak tacy, którzy nie mają szans nawet na wyhodowanie cienkiego wąsika a la Salvadore Dali. Przeciw nim jest biologia, która uwięziła dorosłych mężczyzn w ciałach stereotypowych chłopców. Są niscy, szczupli lub trochę zaokrągleni jakby dziecinnym tłuszczykiem, a ich twarze są gładkie. Padają ofiarami żartów ze strony kobiet i mężczyzn. Trudno im zarówno umówić się na randkę, jak i wywalczyć awans.

Albert ma 34 lata. Wygląda na 23, jeśli wystarczająco długo będzie hodował brodę i dół twarzy trochę mu się zaczerni. Nie lubi jednak tej "brody". – Jest rzadka, nie stanowi czegoś, czym mógłbym się chwalić. Przypomina wczesny męski wąsik – tłumaczy.

Pracuje w swojej firmie już 7 lat. Nadal ani razu nie wziął udziału w firmowej imprezie.

– To jest tak, że nie należę do męskiego świata w firmie. Ciągle uważają mnie za młokosa i stażystę. Przynoszę firmie pieniądze, klepią mnie po plecach, a potem idą świętować beze mnie – opowiada.

Koledzy z pracy potrafią śmiać się, że barman nie sprzeda mu piwa bez okazania dowodu albo że mają własnych młodszych braci, których zabiorą do baru na pierwsze piwo.

– Najbardziej denerwują mnie uwagi typu: ciesz się, że młodo wyglądasz. No jakoś się nie cieszę, bo mam szereg problemów, które z tego wynikają. Także w pracy. Klienci, których umawiam na spotkania, zawsze witają mnie słowami, że spodziewali się kogoś starszego.

– Mógłbym powiedzieć, że jestem mobbowany, ale kto uwierzy facetowi, że śmieją się z jego wyglądu? – pyta.

Mężczyzna zaczyna się od 180 cm

Gdy dawno temu Albert skarżył się jednej z moich przyjaciółek, że nie może znaleźć dziewczyny, poprosiła mnie, żebyśmy we trójkę poszli na drinka i zobaczę, czy jestem zainteresowana. Mam 177 centymetrów wzrostu, Albert 165. Choć jest przemiłym facetem z fantastycznym sarkastycznym poczuciem humoru, to jego wzrost działa na jego niekorzyść.

Średnio mężczyzna w Polsce ma 177,3 centymetra wzrostu, kobieta 164,6, czyli w naszym przypadku proporcje były odwrócone. Albert zawsze był najniższym chłopakiem w klasie, ostatnim wybieranym do drużyny na w-fie i siedzącym na zdjęciach klasowych w pierwszym rzędzie z samymi dziewczynami.

– W okresie nastoletnim fatalnie to znosiłem. Nasłuchałem się, że skoro jestem taki mały, to mam też małego penisa. Dla nastoletniego chłopaka to zabójstwo – wspomina Albert.

– Moja matka zawsze powtarza, że byłem takim ślicznym bobaskiem i nadal mam ładną buzię. No właśnie. Ładną, gładką buzię dziecka. Dałbym sobie złamać szczękę, żeby nie wyglądać jak bobas – denerwuje się Albert.

Teraz Albert jest w związku. Jego dziewczyna jest niższa od niego i trenuje sztuki walki. – Jak moi kumple z pracy się dowiedzieli, to dopiero mieli używanie, że zatrudniłem bodyguarda – opowiada.

Czekać do 50-tki

Adrian, nazywany "Stefanem" jest bardzo wysoki. Blondyn, szczupły "jak tyczka". – Najgorzej było w szkole średniej, chodziłem do technikum samochodowego. Sami kolesie w klasie, w tym wieku nie istnieje coś takiego jak męska solidarność, słabe osobniki są po prostu gnębione – mówi.

Długo był najniższy w klasie. Wystrzelił dopiero przed ostatnim rokiem. – Cieszyłem się jak głupi, myślałem, że docinki się skończą. Jednak już dostałem łatkę w pierwszych latach, to została ze mną na zawsze. Czasem nawet teraz jak spotkam kumpla ze szkoły, mówi do mnie "Stefan, jak ty wyrosłeś!" – Mam 30 lat, a ludzie traktują mnie jak nastolatka, mówią "chłopcze", lekceważą, nieraz na rozmowie kwalifikacyjnej usłyszałem, że chyba pozmyślałem w CV doświadczenie, bo wyglądam jakbym dopiero skończył szkołę. Marzy mi się, żeby ktoś powiedział do mnie "dzień dobry", zamiast "cześć" – żali się.

– Wiem, że w końcu będę wyglądał jak typowy facet. Jestem podobny do ojca, który na wszystkich zdjęciach wyglądał jak model, jak młody Andrzej Duda – śmieje się. – A nagle przekroczył 50. i zaczął przypominać typowego Polaka. Serio – puff i Janusz!

Randka z "dwudziestką"

Dojrzali emocjonalnie ludzie nie dobierają partnerów, by się nimi chwalić. Jednak fajnie jest, kiedy koleżanki stwierdzają, że masz przystojnego mężczyznę, a rodzina jest dumna z wybranka córki. Dużo łatwiej o akceptację wyboru, gdy mężczyzna wpisuje się w obowiązujące kanony atrakcyjności, czyli jest wysoki i wysportowany.

Niektórzy jednak z góry skazani są na porażkę, bo nie są w stanie nagiąć natury, by dopasować się do wytycznych. Michał jest już jakiś czas po rozwodzie. Od jakiegoś czasu spotyka się z innymi kobietami. Przeżywa zawód za zawodem.

Zbliża się do 40., ale patrząc na niego, nikt nie dałby mu więcej, niż 25 lat. Tylko dlatego, że ma zarost, którego nigdy nie goli do końca. – Raz to zrobiłem. Pracowałem zdalnie w domu przez tydzień, żeby moi współpracownicy nie zobaczyli szefa z buźką niemowlaka – mówi. Wypracował pewność siebie, bo gdyby nie potrafił głośno mówić i bronić swojej racji, w ogóle nie byłby usłyszany.

– W urzędach wszystkie panie się do mnie uśmiechają, a ja rżnę głupa, że dopiero założyłem firmę i czy mi pomogą wypełnić wnioski. Chwalą mnie, że taki młody, a już myśli o przyszłości i mam z główki kopanie się z ZUS-em – śmieje się Michał.

W aplikacji randkowej cieszy się dużym powodzeniem wśród studentek. – Dobrze się ubieram, mam firmę i potrafię zrobić sobie dobre selfie, bo pracuję w social-mediach – tłumaczy. – Kobiety w moim wieku pisały mi, że chyba jestem dla nich za młody.

Na początku chwalił się kumplom, że umawia się na randki z "dwudziestkami", a potem rzeczywiście na nie poszedł. – Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, niezależnie, ile książek laska przeczytała w życiu, najczęściej słuchałem poglądów opartych na memach w internecie, chciałem prosić o rachunek i wyjść – opowiada.

Męski wygląd nie musi oznaczać uniwersalnej gęstej brody i rozbudowanej muskulatury. Ile mężczyzn, tyle oznak męskości. W teorii. Praktyka jak zwykle pokazuje, że łatwiej ocenić książkę po okładce.