"Szczaw i mirabelki. Kwintesencja szczęścia". Ogródki działkowe podbijają serca Polaków
Nikt już nie mówi z pogardą o ogródkach działkowych. Posiadanie własnej "hacjendy" w środku miasta, nawet malutkiej, to marzenie wielu osób. Dla niektórych to sposób na tanie wakacje, dla innych pomysł na życie bardziej eko.
Ogródki działkowe, znane jako ROD (Rodzinne ogrody działkowe) do niedawna zapomniane przez niemal wszystkich, przeżywają okres popularności. Zyskały nawet nową nazwę, ROD-os, jak słynna wyspa w Grecji.
Czytaj też: Trochę śmiesznie, trochę dziwnie. 3 scenariusze tego, jak będą wyglądać wakacje dzieci w tym roku
"Działki" ROD były codziennością w PRL-u, potem ich sława przygasła, stały się synonimem ubóstwa, kojarzyły się bezdomnymi nocującymi tam nielegalnie. Ogólnie, nic ciekawego. Teraz wracają w wielkim stylu, ogród działkowy to powód do dumy dla mieszkańców dużych miast.
Szczaw i mirabelki
– Jestem na etapie karczowania zarośli i wyrównywania terenu, mam z tego dużo frajdy – mówi Tomek, który tydzień temu stał się właścicielem rodzinnego ogródka działkowego.Tomek w planach ma generalny remont drewnianego domku, który stoi na jego działce. Na razie bardziej przypomina on szopę.
– W środku pełno było różnych śmieci. Od podłogi do sufitu stały słoiki. Dziwne, bo poprzedni właściciel, nie miał tu ogródka warzywnego. Nie ma też żadnej kuchni, żeby przygotować przetwory. Na podwórku z kolei walały się puszki i butelki.
Tomek chce wstawić do domku kuchnię i lodówkę. W planach jest też zbudowanie podestu do postawienia leżaków i stolika. – Na razie karczuję, a dzieci mi przeszkadzają. Kupiliśmy tę działkę właśnie po to, aby mogły się wybiegać – tłumaczy. – Szczaw i mirabelki. Kwintesencja szczęścia – śmieje się.
Najpierw ROD-os, potem domek na wsi
Skojarzenia z ROD nie są zbyt pozytywne. Szczególnie gdy się widuje zaniedbane działeczki zawalone śmieciami czy biedadomki z ruinie. Krystian i Paulina z bloga Wieśniacka rodzina z miasta kupili działkę dwa lata temu. Zanim stworzyli swój warzywny raj, musieli się nieźle napracować.– Od jesieni do wiosny karczowaliśmy stare krzaki, choinki i tuje. Działkę sprzedała nam starsza pani, która lubiła chomikować różne rzeczy. Odziedziczyliśmy dziesięć dywanów i trzy kabiny prysznicowe, choć na działce nie było dostępu do wody. W sumie wywieźliśmy 3,5 tony śmieci – wylicza Krystian. Z zawodu jest górnikiem, wizyty na działce łączy z dyżurami w kopalni.
Teraz na ich działce stoi piętrowy domek z miejscem na sypialnię na górze, jest też zadbany warzywniak. Krystian i jego żona stawiają na jak samowystarczalność i życie eko. Na podwórku mają niewielką studnię i ogromny zbiornik na deszczówkę.
Mało kto sprzedaje zadbane działki. Oficjalnie sprzedawać nie można, możliwa jest jedynie sprzedaż prawa ich użytkowania. Często taka dzierżawa przechodzi w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Do tej pory niewielu "młodych" miało ochotę zajmować się zapuszczonymi domkami postawionymi przez ojców czy dziadków.
To się właśnie zmienia. Być może to zasługa pandemii koronawirusa. – Dwie działki, które u nas sprzedano, poszły w ręce młodych małżeństw. Ludzie chcą mieć swój kawałek ziemi, bo tu można poczuć się bezpiecznie. Dzieci mogą biegać, nie trzeba nosić maseczek. W dodatku na tych działkach nie można stracić. Naszą możemy sprzedać dwa razy drożej, niż kupiliśmy – mówi Krystian.
– Mieliśmy problemy z sąsiadami. Jeden z nich podciął nam z zazdrości wszystkie pomidory, bo nasze lepiej rosły. W tym roku zaczęły się kradzieże, inny sąsiad przebił nam opony w taczce. Zamontowaliśmy kamerę i wiemy, że to on, ale się wypiera i obgaduje nas przed resztą działkowców – opowiada.
Spadek po dziadku
Dominik nigdy nie chciał "dziedziczyć" działki po dziadku. Ze względu na kłopot z dostępnością materiałów w PRL, postawił dość szpetną murowaną szopę z jednym oknem.– Wpadałem tam latem z kumplami na studenckie popijawy. Nie przyszłoby mi do głowy, że działka może stać się moim ulubionym miejscem – opowiada.
Zaraz po ślubie, za pieniądze zebrane od gości kupili z żoną wycieczkę, a resztę przeznaczyli na rewitalizację działki. – To ona mnie namówiła, jej dziadkowie też mieli działkę i była tam bardzo szczęśliwa – tłumaczy Dominik.
Wybili drugie okno, otynkowali domek i pomalowali z zewnątrz, postawili też szopę. – Teraz mamy super. Nadal urządzamy imprezy, ale teraz w cywilizowanych warunkach.
W czasie kwarantanny pracowali zdalnie na swojej działce. – Nasze mieszkanie nie ma nawet balkonu, a na działce mieliśmy słońce, spokój i piwo po pracy...