
Zakupy robią rzadko, unikają plastiku, starają się wykorzystywać wszystkie zapasy dostępne w domu. Podczas pandemii próbują żyć tak, jak wcześniej – oszczędnie, z poszanowaniem środowiska naturalnego.
REKLAMA
Pandemia koronawirusa sprawiła, że nasze życie stanęło na głowie. Łatwiej wyliczyć to, co pozostało bez zmian niż to, co się zmieniło, bo zmian jest tak wiele.
Jedna z tych zmian dotyczy zakupów. Rzadziej chodzimy do sklepów, no i nie zawsze jest w nich to, czego byśmy szukali. Dlatego trzeba żyć mądrzej, mniej marnować. Wszyscy ćwiczymy z konieczności, jak to jest żyć "zero waste".
Moi rozmówcy niczego nie muszą ćwiczyć. "Zero waste" to dla nich styl życia już od dawna. Robili to, zanim to było modne – i zanim stało się konieczne.
Trzeba kupować rozsądniej
– Liczę, że w związku z pandemią zwiększy się świadomość ludzi na temat tego, ile do tej pory marnowali żywności – mówi mi Damian. – Chodzenie rzadziej na zakupy musi zakończyć się refleksją, że trzeba zacząć kupować rozsądnie.Dla Damiana "zero waste" to nic nowego. Od kilku lat stopniowo wprowadza zasady rozsądnego wykorzystywania żywności.
W jego domu prawie nie ma jednorazowych przedmiotów z plastiku. Jego żona na zamówienie szyje woreczki zakupowe, a ostatnio także maseczki higieniczne wielorazowego użytku dla rodziny i sąsiadów.
– Uszyliśmy też ręczniki bawełniane, żeby zrezygnować z kupowania papierowych – mówi Damian. – Staram się nie jeździć po mieście, jeśli nie muszę. Dlatego robię zakupy w jednym sklepie.
– Przejrzeliśmy szafki w poszukiwaniu zapasów, o których zapomnieliśmy. Znaleźliśmy soczewicę, wymieszaliśmy ją z ryżem i suszonymi warzywami, a następnie podzieliliśmy na porcje.
– Dzięki temu mamy gotowe obiady, a to pozwoliło dodatkowo ograniczyć zakupy – tłumaczy Damian. W czasie pandemii najbardziej denerwuje go lawinowy wzrost plastiku. Dotąd starał się go unikać.
– Wzrosło też zużycie wody. Potrzebujemy jej do mycia rąk, ale i do prania maseczek – mówi Damian. – Ograniczyliśmy wyjścia na dwór, raz na parę dni chodzimy do sklepu, ale o higienę trzeba dbać – tłumaczy.
Codziennie pizza
Dla Mariusza "zero waste" od zawsze oznaczało rezygnację z kupowania produktów w dużych sieciach handlowych. – Generują masę plastiku i opakowań, do tego duszą małych sprzedawców – mówi Mariusz.Dodaje też, że jego zdaniem akcja zachęcająca do kupowania produktów w folii to akcja lobbyingowa przemysłu tworzyw sztucznych. – Dałem się w nią wciągnąć – przyznaje Mariusz. Z ciężkim sercem kupuje warzywa w markecie, choć stara się wybierać produkty w papierowych opakowaniach lub w słoikach.
– Najbardziej irytują mnie zakupy warzyw. Kiedyś codziennie chodziłem na bazarek. Teraz, ze względu na pandemię i zalecenia higieniczne, kupujemy w marketach – mówi mi Mariusz.
– Warzywa z marketu dużo szybciej się psują. Trzeba je błyskawicznie przerabiać je na zupę albo robić z nich mrożonki.
– Największym problemem jest znalezienie drożdży do wypieku własnego chleba – mówi Damian – Od kilku lat nie kupuję pieczywa. Wszystko piekę sam. Teraz stało się to trudniejsze, bo nie ma drożdży w sklepach, a dzieci lubią bułki. Dlatego ostatnio ciągle robimy pizzę – śmieje się Damian.
Czytaj też: Uśmiechnięci ludzie w oknach, piwo na dachu. Tak wygląda kwarantanna w Wilnie, musicie to zobaczyć
Na jednej z grup facebookowych ktoś podrzucił przepis na to, jak uzyskać drożdże z piwa.
– W 5 godzin są do wykorzystania, a najlepiej jak zostawi się je na całą noc do wyrośnięcia – tłumaczy Damian.
Pomidory z balkonu i własna chemia
Kamil od niedawna wprowadza do życia rodzinnego zasady "zero waste".Zaczął od worków i planowania zakupów, na wiosnę na balkonie pojawią się u niego zioła w doniczkach i pomidory. – Nie mamy działki, na której moglibyśmy uprawiać warzywa, ale podobno pomidory koktajlowe zawsze się udają – stwierdza.
W jego przypadku pandemia przyspieszyła decyzję o pójściu w stronę "zero waste". – Na pierwszy ogień poszły rolki po papierze toaletowym. Robiliśmy z nich wieże, rurociągi, a w końcu skleiliśmy i powstała rakieta. Trzy dni zabawy z dziećmi! – mówi Kamil. – W życiu nie podejrzewałem siebie o taką kreatywność – dodaje.
– Żona namówiła mnie, żebyśmy spróbowali zrezygnować z kupowania "chemii". Zawsze uważałem to za wyższy stopień wtajemniczenia w "zero waste", ale sami zrobiliśmy na przykład domowy płyn do dezynfekcji – mówi Kamil.
– Okazało się, że to bardzo proste. Spirytus rozcieńczyliśmy z wodą, dolaliśmy glicerynę i olejek, czyli produkty, których moja żona używa do robienia własnych kosmetyków – tłumaczy.