Nie oglądałam "Zabawy w chowanego". Nie muszę, przez lata widziałam ukrywanie sekretów przez księży

Aneta Zabłocka
Ukrywanie przez księży swojego prywatnego "drugiego życia", a także wiele wiążących się z tym nadużyć, obserwowałam przez długi czas. W małych miejscowościach te sprawy często są tajemnicą poliszynela. Wiedzą wszyscy, nikt nic nie mówi, a jeśli pojawia się problem, odejście przez księdza ze stanu duchownego zwykle powoduje, że temat przestaje kogokolwiek obchodzić.
Fot: Thomas Vitali/Unsplash
Gdy piszę ten tekst, film "Zabawa w chowanego" braci Sekielskich ma już 4 miliony wyświetleń na Youtubie. A to początek, bo dyskusja wywołana przez film dopiero się rozpoczyna.

Jestem przekonana, że będzie ona trwać jeszcze długo. Minie sporo czasu, zanim wszyscy zainteresowani znajdą czas na obejrzenie tego filmu. Jestem w tej grupie, pewnie zrobię to dopiero za miesiąc, gdy dyskusja wokół "Zabawy w chowanego" trochę osłabnie, a najwięksi krzykacze przestaną bronić winnych.

Czytaj też: Obejrzałem nowy film braci Sekielskich "Zabawa w chowanego" i powiem wam, czego w nim zabrakło


Osoby takie jak ja, pochodzące z małych miejscowości, dobrze znają bezkarność duchownych. Wiadomo, kto każe sobie płacić kilka tysięcy za ślub czy pogrzeb wiadomo, komu zdarzyło się przegrać w karty majątek kościelny. Na te sprawy ludzie w małych miastach narzekają, ale ostatecznie przymykają oko.

Są też inne historie, te o życiu prywatnym księży, o tych, którzy żyją ze swoimi gospodyniami jak "mąż i żona" albo zapładniają "oazowe" nastolatki.

Do nich chciałabym się odnieść, bo one najlepiej pokazują fałszywe oburzenie w związku z tuszowaniem przypadków pedofilii w Kościele.

Moim zdaniem od takich drobnych usprawiedliwień zaczyna się przyzwolenie na nadużycia dokonywane przez księży. Wierni chętnie szukają usprawiedliwień, zanim duchowni w ogóle zabiorą głos.

"No bo jak to tak przez życie iść samemu" - mawiały moje sąsiadki, gdy jakaś sprawa obyczajowa wychodziła na jaw. "Młoda, to go uwiodła", powtarzały.

Taki przystojny duchowny

Gdy byłam w szkole średniej, religii uczył nas ksiądz M. Był przystojny, wygadany, zawsze uśmiechnięty.

Wszystkie dziewczyny były w nim zakochane. Na tyle, że gdy zorganizował wycieczkę do Lednicy na Ogólnopolskie Spotkanie Młodych, chętne błyskawicznie zapełniły listę.

M. nie prawił morałów dotyczących życia w rodzinie i tego, jak prowadzić się "po bożemu". I tak byśmy mu nie uwierzyły, bo co ksiądz może wiedzieć o sprawach męsko-damskich?
Fot. Josh Applgate/Unsplash
Tajemnicą poliszynela było, że ksiądz M. chętnie flirtuje z dziewczynami z "Oazy".

Przykościelna grupa dla młodzieży okazała się miejscem, w którym znalazł on miłość. Taką, która naprawdę kazała mu umiłować obraz Boga w dzieciach, bo sam został ojcem. Dziewczyna, którą zapłodnił, nie skończyła 18 lat, ale zgodnie z prawem stosunek z nią nie był czynem pedofilskim.

Ksiądz M. musiał pożegnać się z posadą w parafii. Oficjalnie nie podano do informacji, że ksiądz odszedł ze stanu duchownego. Kuria poinformowała, że M. zostanie przeniesiony do innej miejscowości.

Odbyła się uroczysta msza na pożegnanie księdza. W lokalnej gazecie pojawił się wzruszający artykuł chwalący wikarego za wielkie serce i wspaniałe kazania.

Błądzić do skutku

Gdy rozmawiam o tej sprawie z osobami z moich rodzinnych stron, słyszę "zrzucił sutannę, więc wszystko jest okej". Nie jest.

Historia księdza M. nie powinna mieć finału na ślubnym kobiercu. Jeśli opiekun grupy religijnej uwodzi nieletnie uczestniczki spotkań, ktoś powinien zareagować. Nie mówię o proboszczu ani rodzicach, choć zdecydowanie nasuwa się pytanie, czy widzieli, co się dzieje?

Chodzi mi o same zainteresowane Dziewczyny, które były obiektem nieodpowiedniego zachowania księdza, wiedziały, że jedną z podstawowych reguł kapłaństwa jest celibat. Powinny zwrócić mu uwagę lub zgłosić to zachowanie jego przełożonym.

Sam ksiądz, czując, że jego zachowania wykraczają poza relację duchowny-uczennica, powinien je skorygować, a dziewczynę przeprosić. Tymczasem powiat jedynie huczał od plotek.

Na lekcjach religii ksiądz M. zawsze powtarzał, że niewybaczalnym grzechem jest ten popełniony wobec Ducha Świętego, a więc pycha i grzeszenie z zamiarem uzyskania rozgrzeszenia podczas spowiedzi. Jego zdaniem wówczas człowiek stawia wyżej od Boga.

To aż nadto przypomina lawirowanie duchownych w sprawach obyczajowych i myślenie: jeśli będę rozrabiał, biskup przeniesie mnie do inne parafii, a więc w ten sposób rozgrzeszy. Jeśli zrzucę sutannę, rozgrzeszą mnie wierni.

Ksiądz też jest człowiekiem i ma prawo popełniać błędy w życiu. Dobrze by było, gdyby nie popełniał ich, aż do skutku, do momentu, by biskup nie będzie mógł go dłużej chronić i wszystko się wyda.